Zeszłoroczny wybór francuskiego kandydata do Oscara w kategorii Najlepszy Film Międzynarodowy, od początku budził zdziwienie, a nawet oburzenie. Zamiast wystawić do Oscara zdobywcę Złotej Palmy, film „Anatomia upadku”, wystawiono film „Bulion i inne namiętności” (nie umniejszając... piękne kino). Efekt znamy. „Bulion...” przepadł, „Anatomia upadku” walczyła o najważniejsze Oscary i zdobyła nagrodę za scenariusz oryginalny. W tym roku Francja zmieniła zasady wyboru kandydata. W Polsce też przydałaby się refleksja na ten temat. Nasz kandydat też przepadł, ale tamten wybór miał podłoże polityczne.
Według oficjalnych informacji Komitet Oscarowy we Francji zwiększa liczbę członków i długość kadencji po zeszłorocznym pominięciu „Anatomii upadku”. Francuska Narodowa Rada Filmowa ujawniła, że komitet będzie się teraz składał z 11 członków i pięciu zastępców, co stanowi znaczny wzrost w porównaniu z siedmioma obecnymi członkami. Komitet będzie teraz pełnił dwuletnią kadencję, zamiast poprzedniej rocznej, a przewodniczący FNRF nie będzie już uczestniczył w spotkaniach jako obserwator.
W komunikacie prasowym stwierdzono, że zmiany te wprowadzono w celu „promowania kolegialności debat, różnorodności punktów widzenia i tajności głosowania każdego członka”.
„Te trzy poprawki pomogą wzmocnić niezależność komisji, zarówno w odniesieniu do organów publicznych, jak i interesów zawodowych” – powiedział Olivier Henrard, dyrektor generalny Francuskiej Narodowej Rady Filmowej i pełniący obowiązki przewodniczącego.
***
Co stało wtedy za pominięciem "Anatomii upadku". Nikt tego oficjalnie nie powiedział, ale reżyserka filmu Justine Triet mocno krytykowała prezydenta Macrona, za plany wprowadzenia reformy emerytalnej, które wywołały wielkie poruszenie we Francji i liczne protesty. Reżyserka mówiła "Komercjalizacja
kultury, której broni ten neoliberalny rząd, jest częścią procesu niszczenia
francuskiej wyjątkowości kulturalnej. Tej samej wyjątkowości, bez której nie
byłabym dziś tutaj". Triet mówiła o tym m.in. odbierając Złotą Palmę, a jej słowa potępiła ówczesna minister kultury. Skąd my to znamy?
W sumie dobrze, że Francja poszła inną drogą, bo dzięki temu koprodukowana przez naszą kinematografię „Strefa interesów” zdobyła Oscara międzynarodowego. Szkoda tylko, że zamiast „Zielonej granicy”, nasza kinematografia posłała do Oscara „Chłopów”. Zadecydowała o tym... polityka panującej wtedy partii.
W Polsce wybór kandydata do Oscara powierzany jest specjalnej Komisji Oscarowej, w ostatnich latach zasadniczo złożonej z tych samych osób. W naszej Komisji przeważali ludzie, którzy zdobywali Oscary lub nominacje do nich, producenci których filmy do Oscarów nominowano. Czy byli to specjaliści, rozumiejący specyfikę Oscarowego wyścigu? W dodatku ich oceny nie miały większego znaczenia, bowiem na ostateczną decyzję znaczący wpływ miał dyrektor PISF. Czy po jego zwolnieniu i wybraniu nowej osoby na czele tej instytucji, można liczyć na zmianę podejścia także do tej kwestii? Czas pokaże, ale z pewnością są w polskiej kinematografii osoby, które postrzegają Oscarowe zamieszanie w nieco szerszym aspekcie, którzy obserwując trendy i zmiany w Akademii, potrafią wskazać na odpowiedniego kandydata.
W tym roku wysoko na mojej prywatnej liście polskich kandydatów do Oscara w kategorii Film Międzynarodowy znajduje się „Dziewczyna z igłą”. Podobno stylowe, ale mroczne kino, ale mające za sobą Konkurs Główny w Cannes. Przed nami premiery wielu innych ciekawie się zapowiadających polskich filmów i niestety mało, który z nich ma potencjał „Zielonej granicy”. Może czas też na odważniejsze decyzje i wskazanie na film dokumentalny? W tej dziedzinie na szczycie moich kandydatów są dziś dwa filmy, „Las” Lidii Dudy i „Drzewa milczą” Agnieszki Zwiefki. Oba delikatnie poruszające tematykę sytuacji na granicy polsko-białoruskiej.
Na ostateczne przemyślenia przyjdzie jeszcze czas. Na spokojnie czekam jeszcze na kilka premier i festiwal Gdyni. Do tematu powrócę.
Pytanie raczej czy na nowo zostanie wystawiona "Zielona granica"...
OdpowiedzUsuń