Jeżeli ktoś zwątpił w animowany
potencjał Disneya to najpewniej "Kraina lodu" rozwieje wszelkie jego
wątpliwości. Po "Księżniczce i żabie", "Zaplątanych" oraz
"Ralphie Demolce" jest to kolejny bardzo udany film tego studia. Tym
bardziej jest to znaczący triumf, gdy popatrzymy jak powoli gaśnie potęga studia
Pixar.
Konsekwencja uprawianej przez
Disneya polityki względem produkcji animowanych opłaciła się zdecydowanie.
Ciągle więc do podstaw scenariuszy wykorzystywane są przede wszystkim klasyczne
bajkowe opowieści. Ta najnowsza czerpie garściami z "Królowej
Śniegu", ale nie byłby Disney sobą, gdyby nie przerobił tej opowieści do
swoich celów. Z klasyki pozostało więc niewiele, za to sama "Kraina
lodu" stała się na swój sposób oryginalna.
Oto bowiem śledzimy historię
dwóch sióstr splątanych losami przez magiczną przypadłość jednej z nich. Wyniknie
z tego mnóstwo kłopotów, radosnych i smutnych historii, a cała opowieść nabierze
niebanalnego charakteru. Wszystko oczywiście odpowiednio jest wymieszane za
pomocą sprawdzonych elementów. Są więc sympatyczne (a czasami mniej) inne ludzkie
postaci, wierny zwierzęcy towarzysz, stwory jak kamienie, przesympatyczny śniegowy
bałwanek dostarczający uciechy starszym i młodszym widzom. Całość zaś
opowiedziana została za pomocą uroczych i wpadających do ucha piosenek.
Wszystko to powoduje, że
"Kraina lodu" jest animacją, może nie przesadnie oryginalną, ale na
pewno ze wszech miar udaną i wciągającą widza w niezwykły świat. To co cieszy najbardziej
przy tej produkcji to odwaga twórców, by opowiedzieć całą historię w mroźnej i
chłodnej tonacji, czasami wręcz ponurej atmosferze. Opłaciło się zrezygnować z
kolorowych bajkowych krajobrazów.
"Kraina lodu" stała się
– bardzo zresztą niespodziewania – najbardziej kasową animacją w historii kina.
Wpływy sięgają już grubo ponad 1 miliard dolarów, a to skutkuje szóstką pozycją
na liście filmowych przebojów wszech czasów. Film zdobył dwa Oscary, które
przypadły twórcom najlepszej piosenki (Let it Go) oraz za pełnometrażową animację.
Po latach kiedy klasyczne
podejście Disneya do filmów nie budziło przesadnych zachwytów widzów, powrót do
bajkowych korzeni okazał się decyzją ze wszech miar słuszną. Król wrócił na
tron!
Dodatkowy punkt za polską wersję
językową. Przede wszystkim zaś ukłon dla pracy jaką wykonał Czesław Mozil,
który podkłada głos pod bałwanka Olafa. Ta sympatyczna postać to jeden z
głównych atutów tej animacji i gotowy temat na telewizyjny serial.
Wydanie Blu-ray
Zachwytów nad obrazem i dźwiękiem
nie byłoby końca. To już standard w dobie realizacji filmów na tak wysokim
technicznym poziomie. Oryginalny angielski dźwięk przygotowano w formacie 7.1
DTS-HD Master Audio, polski dubbing otrzymaliśmy w 5.1 DTS Digital Surround. Są
też polskie i angielskie napisy. Obraz lśni czystością i bielą. Zimowe klimaty
sprzyjają wyostrzeniu warstwy wizualnej.
Wśród dodatków mamy przede
wszystkim nominowaną do Oscara krótkometrażówkę "Koń by się uśmiał!".
Jakby celowo Disney powrócił do klasycznych postaci stworzonych w swoim studiu,
by podkreślić jak wielkie znaczenie dla firmy ma to tradycyjne podejście do
animacji. Dzieje się w tym filmiku bardzo wiele, a przede wszystkim klasyka łączy
się tutaj z nowoczesnością, czarno-białe zdjęcia przypominające pierwsze
animacje z tymi najnowocześniejszymi. Urokliwe, technicznie perfekcyjne, ale
nieco błahe. Ot, taka bieganina po ekranie.
Tylko Disneya stać jest na
nakręcenie czegoś takiego jak "Tworzenie Krainy lodu" w formie
musicalowej. Kilkuminutowy filmik za zadanie ma oprowadzić nas po studiu, ale
więcej tutaj pląsów i tańców i przede wszystkim żartów z procesu powstawania
animacji. Występują w nim gwiazdy filmu oraz jego współtwórcy, ale próżno
szukać tutaj konkretów dotyczących realizacji. Miłe to jednak jest dla oka i
podkreśla, że twórcy i studio potrafią zachować dystans do swojej pozycji w
branży. Albo po prostu stać ich na tego typu zabawy.
"Odmrażanie: Od Hansa
Christiana Andersena do Krainy lodu Disneya" to już rasowy materiał na
temat produkcji filmu. Wszystko zaczyna się więc od wspomnienia klasyki i
tradycji studia Disney. Gdzieś tam w zamierzchłych czasach był plan
opowiedzenia o Królowej Śniegu według Andersena, ale dziś nikt nie wie czym
miał być ten projekt. Po latach powrócono do tego pomysłu, a twórcy w
zachwytach wypowiadają się o dziedzictwie Walta Disneya, które chcieli
zaprezentować w swoim filmie. Niestety całość trwa tylko kilka minut i
pozostawia niedosyt.
Sceny usunięte to miły element
wydania. Te zaprezentowane nie są w pełni animowane. To raczej poklatkowa
zabawa ze storyboardami. Twórcy zaś opowiadają dlaczego sceny te nie pojawiły
się w filmie.
Kolejny dodatek to teledyski
związane z filmem. "Let it Go" zdobyło Oscara dla najlepszej piosenki
roku i tym samym utwór ten dołączył do wielu innych utworów z filmów Disneya
uhonorowanych tą nagrodą. Twórcy wydania przygotowali nam cztery wersje tej
samej piosenki zaśpiewanej po angielsku, hiszpańsku (śpiewa Violetta), włosku i
malezyjsku. Ostatnim dodatkiem jest zwiastun kinowy filmu.
Wszystkie dodatki zostały
przygotowane z polskimi napisami. Jednak ich obejrzenie zajmuje w sumie
kilkanaście minut i jest to za mało dla tak znaczącej animacji. Być może
wydanie zostało przygotowane dla młodego odbiorcy, którego szersze materiały po
prostu by nudziły, ale nie szkodziłoby ukazać mu więcej tajników produkcji tak
wymagającego filmu jakim była "Kraina lodu". Setki osób, kilka lat
ciężkiej pracy...
(dla www.stopklatka.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz