Jeden z najbardziej oczekiwanych
superfilmów w tym roku. Powrót legendarnego Króla Potworów, w sześćdziesiątą
rocznicę powstania oryginału. "Godzilla" pod kilkoma względami robi
ogromne wrażenie (gra słów zamierzona), ale amerykańscy producenci oczywiście
musieli też nawalić. Moja recenzja dla Esensji poniżej.
Każdy ma swój „pierwszy film w kinie”. Dla mnie to „Powrót
Mechagodzilli” z końca lat 70. XX wieku. Dziś pamiętam jak przez mgłę
gigantyczną kolejkę przed kinem i moje modlitwy, aby tylko dostać się na
upragniony seans. W tamtych latach repertuar był mizerny, kino celebrowało się
inaczej, a o bilety wcale nie było łatwo… Przez lata prezentowano widzom sporo
tego typu japońskich produkcji, z których największym hitem był wtedy
„Superpotwór” (moje pokolenie doskonale wie o czym mówię). Powoli jednak
docierało do nas kino nowej przygody, a potwory odchodziły w zapomnienie.
Próbowano je też co jakiś czas budzić z letargu, ale bez większych sukcesów.
Sześćdziesiąt lat po swoim debiucie Godzilla powrócił i ponownie stanął do
pojedynku z Hollywood. Czy było warto zawracać sobie głowę tematem?
O komercyjnym wymiarze przedsięwzięcia dowiemy się za kilka
dni, tuż po weekendowym kinowym debiucie w USA i na świecie. Recenzje nie będą
miały tutaj większego znaczenia, raczej pytanie czy widzowie „kupią” kolejny w
ostatnich latach film o potworach? W zeszłym roku nieco zawiódł „Pacific Rim”,
ale wcześniej lepiej poszło z „Projekt: Monster”, „Super 8” czy „Strefą X”. I
właśnie reżyserowi tego ostatniego filmu powierzono zadanie wskrzeszenia
„Godzilli”.
Zacząć trzeba od tego co najlepsze. Na pewno znakomicie
wypadły efekty wizualne i kreacja potwora na ekranie. Ten element był
najważniejszy dla całego przedsięwzięcia i spece od efektów wizualnych nie
zawiedli. Po pierwsze rozmach, po drugie wielki hołd dla oryginału. Można tylko
narzekać, że Godzilli jest tak niewiele w całym filmie. Minie przeszło godzina
gdy spotkamy potwora po raz pierwszy, a pełną jego moc ujrzymy w ostatnich
aktach wydarzeń. Te ujęcia z Godzillą powinno się celebrować znacznie dłużej i
stąd ten niedosyt. Rozumiem zabieg, bo to schemat wykorzystywany od lat, ale po
drodze nie ma w „Godzilli” tak wysokiego napięcia, jak w wielu innych
produkcjach. I to boli.
Pochwalić trzeba reżysera, który umiejętnie kieruje
całością, dobrze to zmontowano, starano się mocno nadać „Godzilli” klasę
(świetne są zdjęcia, muzyka, kreacja wizji i scenografia). Dobrze wypadają
odniesienia do klasyki. Kapitalny jest początek filmu przywodzący na myśl
najlepsze filmy katastroficzne. Napięcie, tajemnica, zniszczenie, strata. Potem
jeszcze lepiej wygląda wchodzenie w zakazaną strefę i te porośnięte bujną
roślinnością okazałe budowle, zapomniany świat (jak z dokumentów o Czarnobylu).
Chwilę potem rozpoczyna się zasadnicza część filmu i zapewne dostałbym po
głowie za zdradzenie najważniejszych jego elementów. Przejdę więc do minusów.
Jak to bywa najczęściej, Hollywood nie poradziło sobie z
tematem na poziomie scenariusza. Dobrze wiem, że te wszystkie bajeczki
zazwyczaj nie mają udanego podkładu literackiego, ale nie zwalnia to twórców
przed próbą odejścia od tego bardzo złego nawyku. W „Godzilli” cała historia
jest pretekstowa i zapewne dokładnie taka miała być. Niestety słabe są postacie, słabe relacje między nimi, zbędne niektóre wątki, nieuzasadnione i
głupie wręcz fabularne rozwiązania, niedorzeczności, niekonsekwencja. Nic się
tutaj nie klei, jakby na siłę wmontowana jakaś opowiastka prowadziła nas do
tego co najważniejsze – Godzilli i jej spektakularnych popisów. Nie ma nawet co
pisać o aktorach, bo nie mieli oni zbyt wiele do zagrania (niektórzy wpadli
tylko na chwilkę na plan). To duży minus, który przeszkadza w odbiorze całości.
Zapomniano, że dobrze zbudowana postać może uratować sytuację. Żeby nie szukać
daleko, odsyłam do „Szczęk”. Jednak gdy ludzie zawodzą, na ratunek przybywa
Godzilla. Twórcy nadali potworowi bardzo fajny charakter, nadrabiając tym samym
niedostatki tego elementu wśród ludzkich bohaterów.
Po seansie pozostaje zachwyt nad stroną wizualną całości,
wiele smaczków związanych z rozwojem wydarzeń i przede wszystkim te niesamowite
momenty obcowania z Godzillą. Tylko dla tych kilku chwil mam nieodpartą ochotę
obejrzeć ten film jeszcze raz.
(dla www.esensja.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz