czwartek, 15 maja 2014

Powrót Króla Potworów. Moja "Godzilla" to 7/10


Jeden z najbardziej oczekiwanych superfilmów w tym roku. Powrót legendarnego Króla Potworów, w sześćdziesiątą rocznicę powstania oryginału. "Godzilla" pod kilkoma względami robi ogromne wrażenie (gra słów zamierzona), ale amerykańscy producenci oczywiście musieli też nawalić. Moja recenzja dla Esensji poniżej.

Każdy ma swój „pierwszy film w kinie”. Dla mnie to „Powrót Mechagodzilli” z końca lat 70. XX wieku. Dziś pamiętam jak przez mgłę gigantyczną kolejkę przed kinem i moje modlitwy, aby tylko dostać się na upragniony seans. W tamtych latach repertuar był mizerny, kino celebrowało się inaczej, a o bilety wcale nie było łatwo… Przez lata prezentowano widzom sporo tego typu japońskich produkcji, z których największym hitem był wtedy „Superpotwór” (moje pokolenie doskonale wie o czym mówię). Powoli jednak docierało do nas kino nowej przygody, a potwory odchodziły w zapomnienie. Próbowano je też co jakiś czas budzić z letargu, ale bez większych sukcesów. Sześćdziesiąt lat po swoim debiucie Godzilla powrócił i ponownie stanął do pojedynku z Hollywood. Czy było warto zawracać sobie głowę tematem?

O komercyjnym wymiarze przedsięwzięcia dowiemy się za kilka dni, tuż po weekendowym kinowym debiucie w USA i na świecie. Recenzje nie będą miały tutaj większego znaczenia, raczej pytanie czy widzowie „kupią” kolejny w ostatnich latach film o potworach? W zeszłym roku nieco zawiódł „Pacific Rim”, ale wcześniej lepiej poszło z „Projekt: Monster”, „Super 8” czy „Strefą X”. I właśnie reżyserowi tego ostatniego filmu powierzono zadanie wskrzeszenia „Godzilli”.

Zacząć trzeba od tego co najlepsze. Na pewno znakomicie wypadły efekty wizualne i kreacja potwora na ekranie. Ten element był najważniejszy dla całego przedsięwzięcia i spece od efektów wizualnych nie zawiedli. Po pierwsze rozmach, po drugie wielki hołd dla oryginału. Można tylko narzekać, że Godzilli jest tak niewiele w całym filmie. Minie przeszło godzina gdy spotkamy potwora po raz pierwszy, a pełną jego moc ujrzymy w ostatnich aktach wydarzeń. Te ujęcia z Godzillą powinno się celebrować znacznie dłużej i stąd ten niedosyt. Rozumiem zabieg, bo to schemat wykorzystywany od lat, ale po drodze nie ma w „Godzilli” tak wysokiego napięcia, jak w wielu innych produkcjach. I to boli.

Pochwalić trzeba reżysera, który umiejętnie kieruje całością, dobrze to zmontowano, starano się mocno nadać „Godzilli” klasę (świetne są zdjęcia, muzyka, kreacja wizji i scenografia). Dobrze wypadają odniesienia do klasyki. Kapitalny jest początek filmu przywodzący na myśl najlepsze filmy katastroficzne. Napięcie, tajemnica, zniszczenie, strata. Potem jeszcze lepiej wygląda wchodzenie w zakazaną strefę i te porośnięte bujną roślinnością okazałe budowle, zapomniany świat (jak z dokumentów o Czarnobylu). Chwilę potem rozpoczyna się zasadnicza część filmu i zapewne dostałbym po głowie za zdradzenie najważniejszych jego elementów. Przejdę więc do minusów.

Jak to bywa najczęściej, Hollywood nie poradziło sobie z tematem na poziomie scenariusza. Dobrze wiem, że te wszystkie bajeczki zazwyczaj nie mają udanego podkładu literackiego, ale nie zwalnia to twórców przed próbą odejścia od tego bardzo złego nawyku. W „Godzilli” cała historia jest pretekstowa i zapewne dokładnie taka miała być. Niestety słabe są postacie, słabe relacje między nimi, zbędne niektóre wątki, nieuzasadnione i głupie wręcz fabularne rozwiązania, niedorzeczności, niekonsekwencja. Nic się tutaj nie klei, jakby na siłę wmontowana jakaś opowiastka prowadziła nas do tego co najważniejsze – Godzilli i jej spektakularnych popisów. Nie ma nawet co pisać o aktorach, bo nie mieli oni zbyt wiele do zagrania (niektórzy wpadli tylko na chwilkę na plan). To duży minus, który przeszkadza w odbiorze całości. Zapomniano, że dobrze zbudowana postać może uratować sytuację. Żeby nie szukać daleko, odsyłam do „Szczęk”. Jednak gdy ludzie zawodzą, na ratunek przybywa Godzilla. Twórcy nadali potworowi bardzo fajny charakter, nadrabiając tym samym niedostatki tego elementu wśród ludzkich bohaterów.


Po seansie pozostaje zachwyt nad stroną wizualną całości, wiele smaczków związanych z rozwojem wydarzeń i przede wszystkim te niesamowite momenty obcowania z Godzillą. Tylko dla tych kilku chwil mam nieodpartą ochotę obejrzeć ten film jeszcze raz.
(dla www.esensja.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz