Mam słabość do tego reżysera. Jego „Dzień niepodległości”, „Pojutrze”
czy „2012” to widowiskowe kino rozrywkowe, które szczerze mnie bawi i dostarcza
wielu wizualnych atrakcji. Roland Emmerich po kiepskim „Dniu niepodległości 2”
i skromnym acz nieudanym „Stonewall” szykuje kolejne spektakularne
przedsięwzięcie. Gdzie nas zabierze tym razem?
Roland Emmerich ponownie zabierze nas w odległą przeszłość,
jakby mało mu było doświadczenia z bardzo średnim „10,000 BC: Prehistoryczna
legenda”. Tym razem twórca ten opowie o Majach, a jego film nosił będzie tytuł „Maya
Lord”. Za scenariusz filmu odpowiadała będzie Angela Workman, która ma na swoim
koncie zeszłoroczny „Azyl”, dziejący się w warszawskim ogrodzie zoologicznym.
Projekt trafił właśnie na targi filmowe do Berlina.
„Maya Lord” opisywany jest jako połączenie „Tańczącego z
wilkami”, „Bravehearta” i „Patrioty”. Ma być to opowieść o ucisku i
przetrwaniu. Bohaterami opowieści mają być hiszpański żołnierz i ksiądz, którzy
na Półwyspie Jukatan zostali schwytani przez złowrogie plemię Majów. Nie mając
nadziei na ucieczkę błyskotliwy i pragmatyczny poszukiwać przygód Gonzalo
Guerreo postanawia przejąć kulturę Majów. Jednak bezkompromisowy ksiądz Aguilar
trzyma się mocno swojej chrześcijańskiej wiary. Nadejście konkwistadorów w 1519
roku wystawia na próbę obu mężczyzn, a każdy z nich podejmuje walkę na swój sposób.
Ten opis trochę przypomina „Misję” Rolanda Joffe’a.
Zapuszczanie się filmowo w te obszary przynosi różne skutki.
Wielkie kino Wernera Herzoga do dziś porusza, ale kto pamięta pomysł Mela
Gibsona na ukazanie tego świata w „Apocalypto”? Mam spore obawy o film
Emmericha, chyba bardziej wolę jego kosmiczne i katastroficzne opowieści – ale tutaj
zapewne pomysły już się wyczerpały. Dowodzi tego tragiczny „Geostorm”, który
nie powinien powstać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz