Do końca festiwalu Camerimage pozostało już tylko kilka pokazów, w Konkursie Głównym praktycznie nic wielkiego nie będzie już miało miejsca. Mogę więc z całą stanowczością stwierdzić, że najważniejszym i najlepszym filmem tegorocznego Camerimage, a zapewne i całego roku filmowego, jest dla mnie węgierski "Syn Szawła". Kilka gorących przemyśleń i nowy zwiastun poniżej.
Nie jest tak, że poddałem się ogólnemu zachwytowi nad tym filmem, bo starałem się trzymać z dala swoje oczekiwania względem tej produkcji. Nie jest jednak tajemnicą, że filmowy temat Holocaustu jest mi bliski i byłem ciekaw tej historii. To co zobaczyłem na ekranie przeszło moje najśmielsze wyobrażenia.
Przede wszystkim dlatego, że byłem przekonany, że nie można w tej tematyce powiedzieć niczego nowego i w sposób inny od dotychczasowych. Tymczasem "Syn Szawła" przewraca mój filmowy świat do góry nogami, dotyka mnie szczególnie mocno dziś, gdy w świecie nie dzieje się zbyt dobrze, a ja sam jestem ojcem. Jest pewna uniwersalność w tej historii, bo przecież w każdej wielkiej tragedii można doświadczyć podobnych zdarzeń. Beznadzieja i załamanie potrafią wykrzesać z człowieka ostatnie pokłady niezwykłej siły, jakiejś nadludzkiej mocy, a ta zdolna jest w takich chwilach "przenosić góry".
"Syn Szawła" to film osadzony w czasach Holocaustu, w Oświęcimiu i jak mało, który wcześniej pokazuje mechanizm całej zagłady Żydów. Wałkowane od dekad obrazy z miejsca kaźni znamy doskonale, pokazywano je nam na wiele sposobów. Nigdy wcześniej nie widziałem jednak czegoś tak mocnego, a przecież podanego tak skromnymi środkami. Twórcy nie atakują okrucieństwem, obrazami śmierci i zniszczenia. One zdecydowanie są dokoła bohatera, ale kamera unika spojrzenia bezpośredniego, częściej koncentrując się na twarzach, czasami tylko w jakichś fragmentach widzimy wielkie i przerażające zbrodnie. Niewiele trzeba, by powiedzieć tak wiele o tamtych tragicznych czasach. My wiemy, czujemy, wyobraźnia pracuje.
Jest i niezwykła historia, którą śledzimy wraz z bohaterem, za którym podążamy w jego straceńczej misji o ocalenie ostatniej resztki ludzkich odruchów. Jest całe mnóstwo pobocznych wątków, które idealnie wpasowują się do głównej opowieści. Całość przeprowadzona została z niesamowitą precyzją i na ekranie wybrzmiała z perfekcyjną dokładnością. W tym świecie nie ma litości i nie ma złudzeń, ale czasami człowiek zdesperowany może osiągnąć znacznie więcej, niż można oczekiwać.
I w końcu najważniejsze. Ten film ma niesamowite tempo, znakomitą narrację, świetnie poprowadzoną myśl reżyserską. Podążamy z kamerą (Złota Żaba Camerimage!) i bohaterem przez wrota piekieł, przez otchłań rozpaczy i przerażenia, a całość przypomina najlepsze dramatyczne filmy kina sensacyjnego. Napięcie, niesamowite zwroty akcji, sceny masowe i intymne, a wszystko rozegrane w czasie rzeczywistym w najpotworniejszym miejscu zagłady w historii ludzkości.
WIELKIE KINO, O KTÓRYM TRUDNO BĘDZIE ZAPOMNIEĆ.
Film jest węgierskim kandydatem do Oscara i zdecydowanym faworytem kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Poniżej amerykański zwiastun filmu. W Polsce film pojawi się 22 stycznia 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz