Kenneth Branagh uśmiecha się do Kieślowskiego |
Najpierw uwaga do organizatorów.
Gala otwarcia była zdecydowanie za długa i chyba warto przemyśleć jej kształt.
Co prawda pamiętam gale otwarcia jeszcze wystawniejsze i bardziej rozbudowane,
ale tegoroczna wystawiła na próbę cierpliwość wielu gości. Prezentacja
wszystkich sekcji konkursowych w takim formacie i niektóre z pomysłów znacząco
wydłużyły czas trwania wydarzenia. Poczuć można było to szczególnie w momencie
zakończenia oficjalnej gali i rozpoczęcia pierwszego filmu. Obyło się
praktycznie bez przerwy, a przydałoby się chociażby kilkuminutowe wytchnienie.
Uniknięto by masowej „wędrówki ludów”, którzy już w trakcie trwania filmu kręcili
się jeszcze pomiędzy rzędami. Tyle uwag, czas na pochwały.
KENNETH BRANAGH! Możliwość
usłyszenia aktora na żywo recytującego Szekspira, to nie lada gratka. Laureat
tegorocznej Nagrody im. Krzysztofa Kieślowskiego dla wybitnego aktora oraz
współlaureat Nagrody dla Duetu Reżyser-Operator dwukrotnie przemawiał ze sceny
i dwukrotnie zrobił to rewelacyjnie – z klasą, skromnością, elementami humoru i
zadumy. No po prostu mistrz! Na scenie pojawił się też David Lynch, w trochę
takim „występie” dotyczącym czekających nas wystaw artystycznych. Sporo emocji
wzbudziła na pewno krótka przemowa Fredericka Wisemana, docenionego za wybitny
dorobek w filmie dokumentalnym. Tegoroczny laureat Honorowego Oscara, nazwał
prezydenta USA Donalda Trumpa faszystą, „który nawet pewnie nie wie, że jest
faszystą”. Grażyna Torbicka mówiła ze sceny o tym, że Polski Instytut Sztuki
Filmowej czekają zmiany i oby to była tylko dobra zmiana. Dyrektor Camerimage
Marek Żydowicz w charakterystycznym stylu mówił o wolności artystycznej i
nadziejach na przyszłość, związanych chociażby z mającymi niedługo zostać
wprowadzonymi ulgami dla zagranicznych producentów. Mają być one podobno bardzo
konkurencyjne w porównaniu z innymi krajami. Marek Żydowicz wręczył też
specjalną nagrodę dla „Przyjaciela festiwalu” i otrzymał ją Volker Schlondorff,
który to jak się okazało jest ojcem chrzestnym powołania Camerimage do życia. Nawet
dla fanów „Gwiezdnych wojen” coś się znalazło, bowiem zaprezentowano fragmenty
tych filmów przy okazji nagrody dla legendarnego montażysty Paula Hirscha.
Przemów, podziękowań i słów uznania
dla organizatorów Camerimage było mnóstwo, ale po 25 latach zdecydowanie
wiadomo, że im właśnie takie słowa się należą. Przyjeżdżam na to wydarzenie od
lat, dostrzegam zmiany, nieustającą walkę ekipy Marka Żydowicza o festiwal, ich
pasję i trudną do zaakceptowania dla wielu, nieustępliwość. Camerimage ma
charakter i swój niepowtarzalny styl, także dzięki licznie przybywającym tutaj
widzom z całego świata. Mam nadzieję, że inni organizatorzy festiwali w Polsce się
nie obrażą, ale na Camerimage międzynarodowy charakter wydarzenia czuć
najbardziej. Jest ciasno w bydgoskiej przestrzeni, trudno dostać wejściówki do
kina, ale impreza rokuje, a marszałek województwa kujawsko-pomorskiego obiecał
rozbudować festiwalową przestrzeń.
Dwa filmy otwarcia bardzo się od
siebie różniły. „Morderstwo w Orient Ekspresie” zaprezentowano widzom z taśmy
65mm i była to prawdziwa gratka, dla tych wszystkich „wariatów”, którzy
potrafią rozróżnić jakość na ekranie. Zdecydowanie obraz był bardziej
przejrzysty, bardziej czytelny i miał spory urok klasycznego kina. Nie mogło
być inaczej, skoro oglądaliśmy klasykę literatury na dużym ekranie. To kolejna
już filmowa ekranizacja książki Agathy Christie, która z pewnością znacznie
lepiej zostanie odebrana przez tych wszystkich, którzy nie znają rozwiązania
zagadki morderstwa w Orient Ekspresie. Kenneth Branagh zrobił bardzo wystawne
przedsięwzięcie, nie szczędząc środków by zachwycić widzów obrazami odległych miejsc
i pięknych gór. Efekty wizualne, które za tym stoją na ekranie dobrze się
sprawdzają, ale wiadomo, że sukces filmu leży po stronie aktorów. To wokół nich
rozgrywa się cała intryga. Szkoda tylko, że niektórzy z nich wypadli blado i są
jedynie wabikiem na plakacie.
Haris Zambarloukos i Kenneth Branagh
z Nagrodą dla Duetu Autor Zdjęć - Reżyser,
zdjęcie Paweł Skraba
|
David Lynch na Gali Otwarcia Camerimage,
zdjęcie Paweł Skraba
|
Na pewno nie zawiódł Kenneth Branagh
w roli legendarnego belgijskiego detektywa Herkulesa Poirot. Trochę bałem się
tego wielkiego wąsa, ale w samym filmie nie jest on już tak eksponowany i
wygląda na to, że ktoś go „przyciął”. Aktor świetnie bawi się akcentem, uwodzi
swoją aparycją i dostojnością, czuć w tej roli klasę i doświadczenie stojące za
detektywem. Drugi jasny aktorski występ to Michelle Pfeiffer, w roli pełnej
uwodzicielskiego stylu tajemniczej kobiety. No i jeszcze Johnny Depp, który w
małej, ale wdzięcznej roli popycha całą akcję do przodu. Niestety nie
wykorzystano tutaj w ogóle Judy Dench, Penelope Cruz jest wręcz zbędna, a
Willem Dafoe mógłby nieco mocniej tutaj zabrzmieć. Całość filmu to dobra i
nostalgiczna podróż do przeszłości, nie bardzo wiem tylko czy młodzi odbiorcy
współczesnego kina zechcą wybrać się na seans takiej „starej” opowieści. Znając
rozwiązanie zagadki starałem się skupić na obrazach, plenerach, pomysłach
realizacyjnych i aktorach. Odczuwam pewien niedosyt, ale kilka scen na pewno
godnych jest zapamiętania – pierwsze ujęcia w Jerozolimie, ruszenie pociągu z
Istambułu i lawina wypadły bardzo okazale. Kenneth Branagh spełnił zapewne
swoje marzenie, Ridley Scott wyprodukował mu bardzo nowoczesną, ale starą w
duchu filmową opowieść. Dobre kino, ale książkę proszę przeczytać po filmie… [Ocena
7/10]
Drugim filmem otwarcia było „Pomniejszenie”
w reżyserii Alexandra Payne’a ze zdjęciami bywalca Camerimage Phedona Papamichaela.
Ten film zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu. To kino
fantastycznonaukowe rozgrywające się w raczej w niedalekiej przyszłości, w
której możliwe będzie zmniejszanie ludzi do kilkucentymetrowych rozmiarów.
Nieść to będzie za sobą dobre i złe strony. I to jest właśnie kino Payne’a,
który nie boi się mówić o problemach współczesnego świata tworząc
niepowtarzalną na swój sposób opowieść o naszej przyszłości i naszych w niej postawach.
Znakomicie został zainscenizowany
ten pomysł za pomocą efektów wizualnych, wiele z rozwiązań fabularnych jest zaskakujących,
zabawnych i gorzkich na przemian. Losy bohaterów naprawdę nie są łatwe do
odgadnięcia, a Payne zwodzi widzów kilkukrotnie i świetnie się przy tym bawi.
To nie jest bardzo zabawny film i na pewno nie jest to klasyczna komedia. Za to
jest w nim wiele elementów humorystycznych, w którym prym wiodą Christoph Waltz
i Udo Kier. Całość historii spoczywa zaś na barkach Matta Damona, który choć
jest tylko poprawny w swojej roli, to na szczęście nie przeszkadza i ma kilka
świetnych momentów. Dla mnie liczy się w „Pomniejszeniu” pomysł, jego umiejętne
wykorzystanie i mądre przekazanie widzom. Alexander Payne ma dużą umiejętność
zadawania trudnych pytań, punktuje nasze zachowania, potrafi wbić szpilę w
nasze dobre samopoczucie.
„Pomniejszenie” to nie jest film
tej klasy co „Bezdroża”, „Spadkobiercy” czy „Nebraska”, ale to ciągle świetne i
bardzo wyróżniające się amerykańskie kino. Lubię główny nurt w Hollywood, który
ma odwagę opowiadania trudnych historii w niezwykły i twórczy sposób, a dzięki
temu wykracza poza utarte drogi. [Ocena 8/10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz