Paszport „Polityki” w kategorii Film otrzymała w tym roku Jagoda Szelc, autorka debiutująca w zeszłym roku filmem „Wieża. Jasny dzień.”. Paszporty przyznane zostały po raz 25.
Jagoda Szelc to reżyserka i scenarzystka. Ukończyła grafikę
na ASP we Wrocławiu i Wydział Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej PWSFTviT w
Łodzi. Lubi eksperymentować i poszukiwać. Fascynuje ją kino Lanthimosa,
Polańskiego, von Triera.
Pełnometrażowy debiut fabularny "Wieża. Jasny
dzień." Jagody Szelc to obraz zbudowany na kinie gatunkowym. Na początku
podejmuje temat odbudowywania siostrzanych relacji, a później stopniowo
zamienia się w filozoficzno-religijną metaforę, gdzie przenikają się różne
wymiary i rzeczywistości.
Tegoroczne nominacje otrzymali też Piotr Domalewski i Paweł
Maślona.
***
***
„Wieża. Jasny dzień” to debiut marzeń. Jagoda Szelc od kilku lat wyróżniała się w gronie studentów Szkoły Filmowej w Łodzi, co zaowocowało propozycją nakręcenia pełnometrażowego filmu w reaktywowanym przy tej uczelni Studiu Filmowym Indeks. Pod czujnym okiem Mariusza Grzegorzka i Marcina Malatyńskiego powstał niezwykły i oryginalny debiut. Oczywiście, że pobrzmiewają tutaj echa twórczości Yorgosa Lanthimosa, ale to tylko malutki ukłon w stronę greckiego mistrza i wcale znowu nie taki nachalny. „Wieża. Jasny dzień” to film odważnie mówiący własnym głosem, stawiający widzowni intrygujące wymagania, ale nie odcinający się od niej wielkim murem artystycznej wyniosłości. Za to warto podkreślić, że fantastycznie wchodzi się w zaproponowaną historię, podróż jest nieoczywista, nielinearna i zdecydowanie dostarcza ciekawej autorskiej wypowiedzi. Co wcale nie jest takie oczywiste w polskim kinie.
Skąd ten sukces? Na pewno w umiejętnym poruszaniu się w przestrzeni filmowej. Jagoda Szelc świetnie potrafi grać z oczekiwaniami widzów, niby wiemy „co i jak”, ale nie możemy być do końca pewni czy dobrze odczytujemy ślady i znaki. Film bardzo fajnie ociera się o kino gatunkowe, ale wcale nie musi puszczać „oka do widza”, by dostarczyć mu takich tropów. Pierwsza komunia, trauma rodzinna, tajemnica, grupa ciekawych postaci, przestrzeń… Z takich elementów mógł powstać bardzo przeciętny obraz rodziny (nie)radzącej sobie z problemami. „Wieża. Jasny dzień” poszła znacznie dalej. Lubię takie kino: uciekające, twórcze, oryginalne, z zakończeniem bardzo nieoczywistym, które długo jeszcze po seansie będzie siedziało w głowie. Autorka ufa naszej inteligencji, „rozmawia” z widzami, zwodzi i zaskakuje, ale trzyma wszystko żelazną ręką i nie puszcza do samego końca.
Duża w tym zasługa także piątki, nieznanych szerzej filmowej publiczności, aktorek i aktorów, którzy idealnie wpasowali się w opowieść i na których spoczęła spora odpowiedzialność za efekt końcowy. Anna Krotoska, Małgorzata Szczerbowska, Rafał Cieluch oraz Dorota Łukasiewicz-Kwietniewska i Rafał Kwietniewski stworzyli ponadprzeciętne kreacje, z których bije aktorska szczerość, w których nie ma wielkich popisów i nachalności, a całość pracy wykonana została by zbudować wspólnie dzieło filmowe.
„Wieża. Jasny dzień” to dla mnie przykład bardzo europejskiego (jeśli nawet nie światowego) kina, które z dumą możemy prezentować poza granicami naszego kraju, bo będzie ono doskonale odczytywane pod każdą szerokością geograficzną skupiającą miłośników ciekawego i autorskiego kina. Świetny debiut nie tylko pani reżyser, ale też wielu jej współpracowników, z których bardzo wielu odegrało tutaj znaczącą rolę w stworzeniu poruszającego efektu końcowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz