poniedziałek, 20 lipca 2020

Oscary 2021. Anderson, Fincher, Spielberg


Czekacie na Oscary? Wypatrujecie filmów, z oscarowym logiem i hasłem o nominacjach na plakacie? Jest to zazwyczaj niezła rekomendacja i gwarancja, przynajmniej przyzwoitego filmu. Zmienia się Akademia, na świecie panuje pandemia, kino praktycznie stoi w miejscu… A jednak przyszłoroczne Oscary zapowiadają się nie mniej emocjonująco od tych z lat poprzednich. Oto przegląd filmów, które realnie mogą powalczyć o przyszłoroczne nagrody. Oto bardzo wstępna lista kandydatów.

W maju 2019 roku koreański „Parasite” wygrał festiwal w Cannes i tak rozpoczęła się jego droga do Oscarów. Czterech! W tym tego historycznego w kategorii Najlepszy Film, który po raz pierwszy powędrował do filmu nieanglojęzycznego. Szok i niedowierzanie, sukces nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu. Jednak kino się zmienia i podejście do niego także. Na tak znaczący sukces filmu nieanglojęzycznego zanosiło się już od jakiegoś czasu, a blisko tej nagrody była wcześniej między innymi „Roma”. Może gdyby nie Netflix…? Koreański „Parasite” stał się wydarzeniem w skali światowej, obrazem bardzo mocno komentującym także nasze trudne czasy i świetnie poruszającym się w przestrzeni filmowej. Czy wygrana „Parasite” była jednorazowym przypadkiem, a może zwiastunem wielkich zmian? Oscary 2021 miały dać odpowiedź na kilka ciekawych pytań, ale pandemia znacząco pokrzyżowała te plany. A może przyszłoroczną edycję uczyniła ciekawszą?

Tegoroczny festiwal w Cannes odwołano, choć organizatorzy wydarzenia przedstawili selekcję oficjalną złożoną z kilkudziesięciu filmów. Jest w tym gronie wiele bardzo ciekawych propozycji, kilka podpisanych przez wybitnych twórców, ale co z tego, skoro nie są one jeszcze powszechnie znane. Po zeszłorocznym Cannes było już sporo wiadomo i jak się okazało wiele filmów z tego wydarzenia było już w oscarowej grze. W tym roku wydaje się, że to co najważniejsze w kinie autorskim i festiwalowym zostanie zaprezentowane we wrześniu w Toronto i Wenecji. I wtedy na dobre rozpocznie się oscarowy wyścig.

Dziś na liście kandydatów do Oscarów 2021 jest już pokaźna liczba tytułów, które mają potencjał odegrania znaczącej roli w tej rywalizacji. Jak sobie poradzą i czy będą to dzieła znaczące? Lista nazwisk twórców, którzy za nimi stoją jest imponująca. Tylko, czy wszyscy zdążą na czas ukończyć swoje filmowe propozycje, czy w ogóle wejdą do kin skoro pandemia przybiera na sile w wielu miejscach świata? Oto pierwsza część przeglądu filmów, które mogą powalczyć o Oscary 2021, ale przede wszystkim spojrzenie na bardzo oczekiwane produkcje nadchodzących miesięcy.

OSCARY 2021…

Numer 1 na wielu przedoscarowych listach to zazwyczaj „The French Dispatch” w reżyserii Wesa Andersona, pierwszy film tego twórcy po genialnym „Grand Budapest Hotel” (10 nominacji i 4 Oscary) i kolejne przedsięwzięcie zrealizowane przez tego autora w charakteryzującym i niezwykłym wizualnym stylu. To właśnie jeden z filmów ze znakiem „Cannes 2020”, w dodatku film z datą premiery wyznaczoną na 16 października. Anderson ponownie nakręcił „europejski” film, w obsadzie znaleźli się jego ulubieni aktorzy i aktorki. Bardzo lubię kino Wesa Andersona, mimo że podobne, każdy z jego filmów jest przecież inny, a ten opowiadał będzie o dziennikarzach.

The French Dispatch
Numer 2 na oscarowej liście to dziś film Davida Finchera zatytułowany „Mank”, zrealizowany dla Netfliksa. Firma ta wypracowała sobie model dystrybucji, który dopuszcza ich do walki o Oscary, czego dowodem są niedawne sukcesy „Irlandczyka” i „Historii małżeńskiej”. W tym roku Netflix ma kilka takich filmów, ale najmocniejszy wydaje się właśnie najnowszy projekt Davida Finchera, autora „Siedem” czy „Podziemnego kręgu”. To jego pierwszy pełnometrażowy film od sześciu lat, w dodatku „Mank” wygląda na bardzo stylowe i autorskie przedsięwzięcie. Czarno-biały film opowiada historię scenarzysty Hermana J. Mankiewicza, w okresie jego burzliwych zmagań z Orsonem Wellesem podczas pracy nad „Obywatelem Kane’em”. Spór o to, kto tak naprawdę napisał scenariusz klasycznego filmu toczy się od dekad, podsycany od czasu do czasu przez kolejne publikacje na ten temat. Główną rolę w filmie gra Gary Oldman, a w postać Wellesa wciela się Tom Burke. Netflix oficjalnie zapowiedział, że jego pełnometrażowe filmy w tym roku nie będą pokazywane na festiwalach i skupia się na spełnieniu wymogów Akademii (ta dopuszcza premiery filmów bez konieczności pokazywania ich w kinach, co ułatwia sprawę firmą streamingowym), a gotowe dzieło odda pod ocenę bezpośrednio swoim widzom. Premiera „Manka” zapowiadana jest na listopad tego roku.

Są też i inne produkcje Netfliksa, które mogą zabiegać o Oscary. „Hillbilly Elegy” w reżyserii Rona Howarda i ze scenariuszem Vanessy Taylor („Faworyta”) to opowieść o rodzinie w kryzysie, a główne role w filmie grają ulubienice Akademii Amy Adams i Glenn Close -  obie bez Oscarów na koncie. Nagrodę Akademii ma już Spike Lee, a jego najnowszy film zatytułowany „Pięciu braci” (Da 5 Bloods) jest już powszechnie znany. Nie należę do fanów tego filmu, choć doceniam styl i przede wszystkim aktorskie umiejętności Delroya Lindo. Netflix produkuje też nowy film George’a Clooneya zatytułowany „The Midnight Sky”, opowiadający o pewnym naukowcu, który chce powstrzymać astronautów przed powrotem na Ziemię, po tym jak dotknęła naszą planetę tajemnicza katastrofa. Netflix produkuje też film „I’m Thinking of Ending Things” w reżyserii Charliego Kaufmana i ze zdjęciami Łukasza Żala. To nie koniec…

I'm Thinking of Ending Things
Bardzo wiele obiecuję sobie po filmie Aarona Sorkina „The Trial of the Chicago 7”, który właśnie na platformie Netflix znalazł swój dom. To jedna z takich historii, które filmowo wydają się bardzo atrakcyjne. Akcja opowieści rozgrywa się w trakcie  masowych protestów przeciwko wojnie w Wietnamie, do których doszło w czasie konwencji Demokratów w Chicago w 1968 roku. Akcja protestacyjna została wówczas brutalnie stłumiona przez policję, a jak się okazało w toku śledztwa, reakcja policjantów była wynikiem wyraźnego polecenia władz. "Siódemka z Chicago" została oskarżona o spisek i podżeganie do zamieszek. Ten projekt od lat krążył po Hollywood, a jego reżyserią zająć mieli się m.in. Paul Greengrass i Steven Spielberg… Obaj twórcy zajęci byli jednak innymi projektami.

Kolejna bardzo oczekiwana tegoroczna premiera to „News Of The World” w reżyserii właśnie Paula Greengrassa z Tomem Hanksem w głównej roli. Obaj panowie pracowali już wcześniej przy filmie „Kapitan Phillips”. Ich nowa opowieść rozgrywa się tuż po Wojnie Secesyjnej, a jej bohaterem jest pewien mężczyzna, który pomaga osieroconej dziewczynie odnaleźć swoją rodzinę. Gatunkowo film opisywany jest jako western. Tom Hanks wystąpił też niedawno w filmie wojennym „Misja Greyhound”, który jest dobrym kinem. „News Of The World” do kin trafić ma pod koniec roku.

Podobnie jak nowa wersja „West Side Story”, którą firmuje swoim nazwiskiem… Steven Spielberg. Twórca ten wyreżyserował musical i mam pewne obawy, czy poradzi sobie w tym gatunku. Na pewno nowa wersja będzie bardziej poprawna politycznie, ale Spielberg od lat nie zrobił „wielkiego filmu”. Wersja Spielberga naprawić ma nieco rasowy problem ze słynnym musicalem, w obsadzie znalazło się 20 latynoskich wykonawców. Główne role grają tutaj Ariana DeBose i Ansel Elgort (oskarżony niedawno o napaść seksualną).

West Side Story
Za to jest już po festiwalowych wojażach i premierze w internecie inny poważny kandydat do Oscara, skromny dramat zatytułowany „Never Rarely Sometimes Always”. Film doceniono na początku roku na festiwalach Sundance i Berlinale. I nie jest to zaskoczenie, bo ten dramat o aborcji jest poruszającą i bardzo szczerą opowieścią o młodej dziewczynie stojącej przed bardzo trudną decyzją. Reżyserka Eliza Hittman i producentka „Moonlight” Adele Romanski dotknęły delikatnej struny, subtelnie pokazały problem, a autentyczność bijąca z ekranu jest filmowo bardzo cenna. Innym filmem z Sundance, który może powalczyć o Oscary jest „Minari”, a zdobył w tym roku dwie najważniejsze nagrody tego wydarzenia.

Więcej o kandydatach do Oscara 2021 przeczytacie jutro w drugiej części artykułu.

1 komentarz:

  1. Jeśłi chodzi o filmy Netflixa, nie można zapominać o "Ma Rainey Black Bottom" z Viola Davis. Biopic za który Davis może wygrać drugiego Oscara.

    OdpowiedzUsuń