Czekacie na Oscary? Wypatrujecie filmów, z oscarowym logiem i hasłem o nominacjach na plakacie? Jest to zazwyczaj niezła rekomendacja i gwarancja, przynajmniej przyzwoitego filmu. Zmienia się Akademia, na świecie panuje pandemia, kino praktycznie stoi w miejscu… A jednak przyszłoroczne Oscary zapowiadają się nie mniej emocjonująco od tych z lat poprzednich. Oto przegląd filmów, które realnie mogą powalczyć o przyszłoroczne nagrody. Oto bardzo wstępna lista kandydatów.
W maju 2019 roku koreański „Parasite”
wygrał festiwal w Cannes i tak rozpoczęła się jego droga do Oscarów. Czterech!
W tym tego historycznego w kategorii Najlepszy Film, który po raz pierwszy powędrował
do filmu nieanglojęzycznego. Szok i niedowierzanie, sukces nie do pomyślenia
jeszcze kilka lat temu. Jednak kino się zmienia i podejście do niego także. Na tak
znaczący sukces filmu nieanglojęzycznego zanosiło się już od jakiegoś czasu, a
blisko tej nagrody była wcześniej między innymi „Roma”. Może gdyby nie Netflix…?
Koreański „Parasite” stał się wydarzeniem w skali światowej, obrazem bardzo
mocno komentującym także nasze trudne czasy i świetnie poruszającym się w
przestrzeni filmowej. Czy wygrana „Parasite” była jednorazowym przypadkiem, a
może zwiastunem wielkich zmian? Oscary 2021 miały dać odpowiedź na kilka
ciekawych pytań, ale pandemia znacząco pokrzyżowała te plany. A może
przyszłoroczną edycję uczyniła ciekawszą?
Tegoroczny festiwal w Cannes
odwołano, choć organizatorzy wydarzenia przedstawili selekcję oficjalną złożoną
z kilkudziesięciu filmów. Jest w tym gronie wiele bardzo ciekawych propozycji,
kilka podpisanych przez wybitnych twórców, ale co z tego, skoro nie są one
jeszcze powszechnie znane. Po zeszłorocznym Cannes było już sporo wiadomo i jak
się okazało wiele filmów z tego wydarzenia było już w oscarowej grze. W tym
roku wydaje się, że to co najważniejsze w kinie autorskim i festiwalowym
zostanie zaprezentowane we wrześniu w Toronto i Wenecji. I wtedy na dobre rozpocznie
się oscarowy wyścig.
Dziś na liście kandydatów do
Oscarów 2021 jest już pokaźna liczba tytułów, które mają potencjał odegrania
znaczącej roli w tej rywalizacji. Jak sobie poradzą i czy będą to dzieła
znaczące? Lista nazwisk twórców, którzy za nimi stoją jest imponująca. Tylko,
czy wszyscy zdążą na czas ukończyć swoje filmowe propozycje, czy w ogóle wejdą
do kin skoro pandemia przybiera na sile w wielu miejscach świata? Oto pierwsza część przeglądu filmów, które
mogą powalczyć o Oscary 2021, ale przede wszystkim spojrzenie na bardzo
oczekiwane produkcje nadchodzących miesięcy.
OSCARY 2021…
Numer 1 na wielu przedoscarowych listach
to zazwyczaj „The French Dispatch” w
reżyserii Wesa Andersona, pierwszy film tego twórcy po genialnym „Grand
Budapest Hotel” (10 nominacji i 4 Oscary) i kolejne przedsięwzięcie
zrealizowane przez tego autora w charakteryzującym i niezwykłym wizualnym stylu.
To właśnie jeden z filmów ze znakiem „Cannes 2020”, w dodatku film z datą premiery
wyznaczoną na 16 października. Anderson ponownie nakręcił „europejski” film, w
obsadzie znaleźli się jego ulubieni aktorzy i aktorki. Bardzo lubię kino Wesa
Andersona, mimo że podobne, każdy z jego filmów jest przecież inny, a ten
opowiadał będzie o dziennikarzach.
The French Dispatch |
Są też i inne produkcje
Netfliksa, które mogą zabiegać o Oscary. „Hillbilly
Elegy” w reżyserii Rona Howarda i ze scenariuszem Vanessy Taylor
(„Faworyta”) to opowieść o rodzinie w kryzysie, a główne role w filmie grają
ulubienice Akademii Amy Adams i Glenn Close -
obie bez Oscarów na koncie. Nagrodę Akademii ma już Spike Lee, a jego
najnowszy film zatytułowany „Pięciu
braci” (Da 5 Bloods) jest już powszechnie znany. Nie należę do fanów tego
filmu, choć doceniam styl i przede wszystkim aktorskie umiejętności Delroya
Lindo. Netflix produkuje też nowy film George’a Clooneya zatytułowany „The Midnight Sky”, opowiadający o
pewnym naukowcu, który chce powstrzymać astronautów przed powrotem na Ziemię,
po tym jak dotknęła naszą planetę tajemnicza katastrofa. Netflix produkuje też
film „I’m Thinking of Ending Things”
w reżyserii Charliego Kaufmana i ze zdjęciami Łukasza Żala. To nie koniec…
I'm Thinking of Ending Things |
Kolejna bardzo oczekiwana
tegoroczna premiera to „News Of The
World” w reżyserii właśnie Paula Greengrassa z Tomem Hanksem w głównej
roli. Obaj panowie pracowali już wcześniej przy filmie „Kapitan Phillips”. Ich
nowa opowieść rozgrywa się tuż po Wojnie Secesyjnej, a jej bohaterem jest
pewien mężczyzna, który pomaga osieroconej dziewczynie odnaleźć swoją rodzinę.
Gatunkowo film opisywany jest jako western. Tom Hanks wystąpił też niedawno w
filmie wojennym „Misja Greyhound”,
który jest dobrym kinem. „News Of The World” do kin trafić ma pod koniec roku.
Podobnie jak nowa wersja „West Side Story”, którą firmuje swoim
nazwiskiem… Steven Spielberg. Twórca ten wyreżyserował musical i mam pewne
obawy, czy poradzi sobie w tym gatunku. Na pewno nowa wersja będzie bardziej
poprawna politycznie, ale Spielberg od lat nie zrobił „wielkiego filmu”. Wersja
Spielberga naprawić ma nieco rasowy problem ze słynnym musicalem, w obsadzie
znalazło się 20 latynoskich wykonawców. Główne role grają tutaj Ariana DeBose i
Ansel Elgort (oskarżony niedawno o napaść seksualną).
West Side Story |
Jeśłi chodzi o filmy Netflixa, nie można zapominać o "Ma Rainey Black Bottom" z Viola Davis. Biopic za który Davis może wygrać drugiego Oscara.
OdpowiedzUsuń