Jestem po seansie „Głupców” Tomasza Wasilewskiego i mimo bardzo dużych obaw, uznaję ten film za udaną artystyczną wypowiedź. Przede wszystkim za odważny głos twórcy, który mówi własnym filmowym językiem. Bez kompromisów… To się nie musi podobać.
Stosunkowo niewiele było pozytywnych głosów na temat „Głupców” po seansie, w którym uczestniczyłem na 49. Ińskim Lecie Filmowym, ale rozmów było wiele i prowadziły one do gorących wymian zdań. Ten film podzielił tę publiczność i podzieli zapewne jeszcze wielu. Może dlatego, że Tomasz Wasilewski, nie zrobił dramatu, w klasycznym tego słowa znaczeniu. Może także dlatego, że nie ułatwił sprawy oglądającym i rzucił ich na głęboką… wodę.
Lubię w kinie nieoczywistości, podążanie jakąś swoją twórczą drogą, lubię w kinie nie tyle być zaskakiwany, co prowadzony w ciekawy i zaskakujący sposób w kierunku mi nieznanym. Wasilewskiemu się to udaje, choć nie brakuje w „Głupcach” artystycznych decyzji, także dla mnie niezrozumiałych.
To wszystko wydaje się mało istotne, gdy patrzę na „Głupców” z góry, z jakiejś niewidzialnej stratosfery. Oceniać bowiem należy tę wypowiedź, jako całość. I tutaj okazuje, że to co drażniło w trakcie seansu, nieco zaburzało i przeszkadzało oraz to co było niezrozumiałe, jako całość układa się w bardzo zrozumiałą i pełną artystyczną wypowiedź.
W dramacie rodzinnym pojawia się kilkoro osób. Ona i on, to małżeństwo, które dzieli 20-letnia różnica wieku. Jest chory syn i wyraźnie niezadowolona córka. Jest i historia, moment zwrotny, w którym Ona musi zająć się synem, bo tak nakazuje jej sumienie. Jest niezgoda męża i sprzeciw córki. Jest też pewna niejasność tych relacji, bo nie wiemy przecież, co się stało, jaką mają oni przeszłość, dlaczego coś tutaj nie działa. Powolne odkrywanie i poznawanie tych ludzi i ich historii, to właśnie „Głupcy”.
Wasilewski niczego nie ułatwia, jego film podąża korytarzami, przez puste sale, przez cierpiące dusze bohaterów. Bo każdy z nich jest chory, choć każdy trochę inaczej. Odkrycie powodu tej choroby, będzie dla wielu wstrząsem, historią trudną do zaakceptowania. Niesłusznie, bo dzięki temu „Głupcy” zmieniają się z przeciętnego rodzinnego dramatu, w dramat niemal antyczny. I ja to cierpienie rozumiem.
Wasilewski jest bardzo świadomy swoich decyzji i ma odwagę opowiadać swoim własnym głosem. Przy „Głupcach” miał bardzo silne wsparcie w postaci autora zdjęć Olega Mutu, giganta z Rumunii („4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”, wcześniejszy film Wasilewskiego „Zjednoczone stany miłości”), którego kamera porusza się perfekcyjnie i który wspaniale i szeroko fotografuje wąską przestrzeń życia bohaterów. Podporą filmu są aktorzy, z Dorotą Kolak na czele, która raz jeszcze przełamuje bariery. Jest znakomity Łukasz Simlat, najlepsza w tym gronie Katarzyna Herman, Marta Nieradkiewicz i doskonały w swoim bezruchu Tomasz Tyndyk.
„Głupcy” to bardzo trudne
doświadczenie, film który trafi do widza poszukującego, ale nie oczekującego.
To nie jest prosta opowieść, to opowieść ukryta w gestach, słowach, pustych
korytarzach, gmatwaninie roślin. Nie wszystko rozumiem i nawet nie próbuję, ale
zdecydowanie przyklaskuję tak odważnej i świadomej autorskiej wypowiedzi. To
kino na bardzo europejskim poziomie. [Ocena 7/10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz