„Pod wulkanem” w reżyserii Damiana Kocura cieszy się dużym zainteresowaniem widzów na 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Nie ma wątpliwości, że wrażliwy reżyser podąża własną artystyczną drogą. Jednak nie wszystkim będzie z nim po drodze. Wybór na polskiego kandydata do Oscara w kategorii Film Międzynarodowy nie wydaje mi się niestety trafny. Oscara z tego nie będzie.
Wybór Oscarowy polskiego kandydata był w tym roku niełatwy. Piszę to z pełną świadomością, bowiem obejrzałem wszystkie filmy zgłoszone do tej rywalizacji. Nie wybrano najlepszego z prezentowanych filmów, bo wyżej cenię kilka innych tytułów, wybrano film po prostu dobrze rokujący za oceanem, mający już przetartą drogę. Tylko czy pokaz na festiwalu w Toronto rzeczywiście uzasadnia ten wybór? Niekoniecznie. Stosunkowo niewielki odzew po pokazie na kanadyjskim festiwalu, powinien zastanowić komisję Oscarową.
Za filmem „Pod wulkanem” przemawia kilka argumentów, na których można budować Oscarową kampanię promocyjną (np. Toronto, uznany reżyser, Ukraina). Film porusza ważny temat dotykający przymusowego uchodźctwa, w tle przypominając o wojnie w Ukrainie, ale przede wszystkim prezentujący dramat ludzi „w zawieszeniu”. Twórcy filmu nie podążają jednak klasyczną i łatwą drogą, ale z artystyczną wrażliwością, wchodzą do przestrzeni rodziny z Ukrainy, których wojna w kraju zaskakuje na wakacjach w Hiszpanii. Kamera obserwuje więc ich życie w tym miejscu, przygląda się ich relacjom i narastającemu napięciu, ale próbuje wejść też do ich wnętrza, szczególnie młodej dziewczyny, którą sytuacja ta stawia w szczególnie trudnym położeniu. Nie jest to łatwa przestrzeń do opisania. Bez prostych podpowiedzi i banalnych rozwiązań fabularnych, w których emocje by wychodziły z ekranu.
Szanuję to podejście, a wiadomo powszechnie, że Kocur nie lubi chodzić utartymi drogami. Jednak dla Oscarowych zmagań, to zdecydowanie za mało, a film jawi mi się nawet jako „anty Oscarowy”. Wojny tutaj niewiele, a dramat rodzinny nie wybrzmiewa z emocjonalną Oscarową mocą. To artystyczny wybór twórców. Jednak nie takie filmy zdobywają dziś Oscarowe nominacje, a konkurencja „Pod wulkanem” już dziś jest potężna.
Bo problem z polskim kandydatem jest dziś też taki, że... nie wzbudza on emocjonujących rozmów. Może „Pod wulkanem” czeka droga „Bożego Ciała”, które też praktycznie znikąd, zachwyciły widzów za oceanem. Mam takie wrażenie jednak, że film Jana Komasy oglądało się inaczej, że konflikty, bohaterowie i historia, budziły zainteresowanie. Z filmem „Pod wulkanem” niestety tak nie jest, to bardzo autorska i artystyczna wypowiedź, której życzę odnalezienia drogi do Oscara, ale patrząc na międzynarodową kategorię, nie wróżę niestety filmowi sukcesu.
Czy był lepszy wybór? Tak, ale potrzebna była odwaga, mnóstwo środków finansowych i wiary w sukces. „Tyle co nic”, dokumentalne „Drzewa milczą”, a nawet „Minghun”, mają w sobie Oscarowe emocje, które z odpowiednim podejściem i nagłośnieniem, miałyby szansę się przebić.
Polska produkcja nie zdobędzie nominacji do Oscara w kategorii doceniającej filmy międzynarodowe. Za to polska koprodukcja, na taką nominację ciągle ma szansę. W Oscarowym wyścigu jest bowiem „Dziewczyna z igłą”, którą do rywalizacji wystawiła kinematografia duńska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz