czwartek, 2 stycznia 2014

Jaka przyszłość festiwalu w Gdyni?

Feliks Falk napisał list do Wyborczej w sprawie wyboru nowego dyrektora festiwalu w Gdyni. Polskiego reżysera boli kilka rzeczy i właśnie o tym pisze w swoim liście. Falk to przedstawiciel środowiska, mocno w nim zasiadający i jego list to głos środowiska polskich filmowców. Z ich obawami i nadziejami.

Oto główne elementy listu
- i moje komentarze

1. Michał Chaciński (dotychczasowy dyrektor festiwalu w Gdyni) po trzech lat okrzepł.
- nie było łatwo Chacińskiemu przez te lata  forsować swoje pomysły, a krytyki ze strony tych dojrzalszych i uznanych polskich twórców nie brakowało. Skoro więc "okrzepł", znaczy to, że w końcu obie strony zaczęły się dogadywać, a czy to znaczy, że Michał zaczął "mięknąć"? Środowisko z zaskoczeniem przyjęło nowego dyrektora, bo zapewne ponownie będzie trzeba nad nim "pracować".

2. Za mało filmów w Konkursie Głównym
- ograniczenie filmów konkursowych do 12-13 to duży problem dla środowiska, bo filmy kolegów pokazywane w Panoramie nie mogą ubiegać się o nagrody, a były tam prezentowane m.in. obrazy ze świetnymi rolami, zdjęciami czy muzyką. Jedno wiadomo na pewno, jest kilku reżyserów, którzy bardzo się na dyrektora festiwalu w Gdyni obrazili, właśnie za to, że nie pokazał ich filmu w konkursie.

3. "Autorski gust" dyrektora zepchnął tamte filmy na boczny tor
- a zepchnął takie dzieła, jak: "Ixjana", "Tajemnica Westerplatte", "Żywie Biełaruś" (2013),  "Big Love", "Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa", "Bokser"
- ale też ograniczył udział takich filmów, jak: "Listy do M.", "Heniek", "Księstwo"
- oraz filmy innych twórców, którzy na pokaz w Panoramie się nie zgodzili (jak "Zabić Bobra" Jana Jakuba Kolskiego)

4. 20 filmów w Konkursie Głównym to nie problem dla jury
- no w sumie... po prostu więcej pracy. Z tym, że taki Christopher Hampton (ostatnio w jury w Gdyni) może nie wytrzymać takiego natężenia polskiego kina. Niektórych filmów z Panoramy z ostatnich lat, bym mu jednak nie pokazywał.

5. Zmiany następowały, a odebranie szansy ich kontynuowania jest niezrozumiałe dla Falka
- komu podpadł Chaciński, że nagle organizatorzy festiwalu powiedzieli "nie"? Czy kiedyś ta tajemnica ujrzy światło dzienne. A może wszyscy dobrze wiedzą "komu i za co", ale wolą się nie narażać?

6. Dostało się też nowemu dyrektorowi Michałowi Oleszczykowi, który festiwale "przed Chacińskim" określił "środowiskowym pośmiewiskiem". Tutaj w liście czytamy, że Oleszczyk "pluje na to, w czym sam nie brał udziału", że środowisko traktowało festiwal poważnie. Choć były lepsze i gorsze filmy, po obejrzeniu rozmawiano o nich. Kiedyś dyskusje były tak samo ważne, jak filmy. Dziś dyskusje na konferencjach prasowych są "nijakie, a właściwie prawie w ogóle ich nie ma".
- prawdą jest to, że zawsze to były dwa różne festiwale. Jeden dla środowiska (i praktycznie tylko dla niego) i ten drugi (drugorzędny i mało istotny) dla reszty widzów (niebywałych szczęśliwców). 
- od kilku lat się to zmienia, ale wygląda na to, że środowisko (reprezentowane przez tych starszych twórców) wolałoby jednak rozmawiać o polskim kinie tylko w swoim gronie. Wygląda na to, że pokutuje tutaj ciągle myślenie, że tylko specjaliści mogą znać się na filmie, bo go tworzą. A my ("młodzi" dziennikarze, widzowie)? A cóż my wiemy o polskim kinie... nie rozumiemy go... tylko krytykujemy i narzekamy...

Te zmiany to nie jest zasługa tylko Chacińskiego, to zmiana pokoleniowa. Jest wiele przykładów dowodzących tego, że młodzi twórcy chcą rozmawiać i są nam - widzom, dziennikarzom - bliżsi. Tutaj w końcu nastąpiło wzajemne zrozumienie. Ale nie zawsze... Bo ciągle powstają lepsze i gorsze filmy. 

7. Feliks Falk w końcówce listu narzeka na poziom Forum Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Straciło ono w oczach reżysera rację bytu, a polega tylko na przedstawieniu sprawozdania, przez dyrektor PISF
- taaa...

8. Mimo wielu deklaracji zagraniczni dziennikarze czy reżyserzy "nie lądują w Gdańsku, żeby zachwycać się naszymi dziełami"
- no i lądować nie będą, bo nie czują takiej potrzeby... By zainteresować polskim kinie zagraniczne media, trzeba nad tym pracować. A praca to ciężka i długoletnia, której efekty będziemy zbierali po wielu latach. Polskie kino nie kojarzy się dziś prawie w ogóle i nawet nazwiska Wajdy i Wałęsy przy jednym filmie na nic się zdają.

9. Festiwal w Gdyni od zarania miał służyć przede wszystkim twórcom
- tego boję się najbardziej. Czy to oznacza, że festiwal ponownie będzie tylko środowiskowym zjazdem i spotkaniem w gronie zawsze zadowolonych twórców?

Obaj dwaj ostatni dyrektorzy festiwalu w Gdyni pochodzą ze środowiska dziennikarskiego i filmoznawczego. Zdecydowanie myślą inaczej, nie mają za sobą filmowego doświadczenia i wielkiej pracy przy kinowych produkcjach. Obaj jednak rozumieją doskonale jak to wszystko działa. Pytanie podstawowe brzmi jednak, dla kogo jest dziś robiony Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni? Czy to impreza środowiskowa? Przez ostatnie lata wydawało mi się, że wiem to doskonale, ale teraz zaczynam się obawiać, że będą naciski i spora chęć powrotu do dawnego modelu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz