No dobrze, zbierałem się do tego wpisu trochę za długo. Dziś
już mogę napisać, choć zapewne słabo to będę argumentował. Film „To my” to
porażka i w mojej ocenie przerost formy nad treścią. Te wszystkie poszukiwania
znaczeń i tropów wydają mi się przesadzone. Aż tak dobrze nie jest.
Koledzy dziennikarze i krytycy w większości rozpływają się w
zachwytach nad filmem „To my”. Nie będę cytował tych wszystkich peanów, odnoszę
się tylko do swojej oceny. Kolejny film budowany na bazie cytatów i zapożyczeń
z innych popkulturalnych przedsięwzięć zdecydowanie mnie nie przekonuje. Te
wszystkie ukryte filozoficzne znaczenia, które dostrzec może tylko
ponadprzeciętny intelektualista są dla mnie nie do przeskoczenia. Te etniczne
gry i dwuznaczności też mnie nie przekonują. Nie widzę, nie dostrzegam, nie
doceniam, nie kupuję tego filmu. Ale to nie jest najgorsze.
„To my” to po prostu słabe filmowe doświadczenie.
Oczywiście, że pomysł jest fajny i dobrze się to wszystko rozwija, ale z czasem
zaczynam się nudzić. Aktorsko jest fajnie, technicznie film jest udanym przedsięwzięciem,
jest klimat, niezłe budowanie napięcia. Niestety przede wszystkim całość jest
tak bardzo niedorzeczna i absurdalna, a rozwiązanie intrygi tak wydumane i
przejaskrawione, że zwyczajnie „To my” jest dla mnie doświadczeniem, po którym
wychodząc z kina czuję ogromne rozczarowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz