Przedstawiam szczegółowy komentarz dotyczący tegorocznej edycji i gali wręczenia Oscarów. Cztery nagrody dla "Parasite", sukces "Bożego ciała", kolejny Oscar dla Jokera, sensacje, niespodzianki, rekordy.
To wydarzenie o ogromnej randze. „Parasite” jest pierwszym w 92-letniej historii Oscarów filmem nieanglojęzycznym, który zdobył nagrodę dla najlepszej produkcji roku. Mało tego, dzieło Joon-ho Bonga otrzymało w sumie cztery Oscary i choć pokonało „Boże ciało” to przegrana z takim konkurentem, jest jak wygrana… „Parasite” zdobył Oscary w kategoriach: Najlepszy Film, Reżyseria (tak na marginesie, w ostatnich 10 latach Oscara za reżyserię otrzymał tylko jeden amerykański twórca - Damien Chazelle), Scenariusz Oryginalny i Film Międzynarodowy. Po wszystkie te nagrody na scenę Dolby Theatre osobiście fatygował się Joon-ho Bong, czasami też w towarzystwie współpracowników i współlaureatów. W historii ten twórca zapisze się, jako zdobywca trzech indywidualnych Oscarów, bowiem ten wręczany za film międzynarodowy, choć trafia do reżysera, jest nagrodą dla danego kraju. Po raz pierwszy w historii Oscara w kategorii Film Międzynarodowy (Film Nieanglojęzyczny) zdobyła Korea Południowa. „Parasite” to także laureat Złotej Palmy z Cannes. Po raz drugi w historii, a po raz pierwszy od 1955 roku („Marty” Delberta Manna) laureat Cannes zdobył też tytuł najlepszego filmu roku na Oscarach. To wielki triumf kinematografii Korei Południowej, ale też wielkie uznanie dla całego azjatyckiego kina.
„Parasite” to fenomen światowych kin. Wpływy z biletów w USA przekroczyły już 30 milionów dolarów. Globalnie film przyniósł 166,1 miliona dolarów z biletów. W Polsce „Parasite” obejrzało około 200 tysięcy widzów i film właśnie triumfalnie powraca na ekrany kin w naszym kraju i zapewne w wielu miejscach na świecie. Amerykańskim dystrybutorem „Parasite” jest firma Neon, która istnieje dopiero od trzech lat, a udało jej się skutecznie przeprowadzić oscarową batalię i pokonała wielkie medialne koncerny stojące za „Jokerem” czy „Pewnego razu…”. Na drodze do Oscara film Joon-ho Bonga otrzymał wiele znaczących wyróżnień, w tym nagrody Gildii Scenarzystów i Aktorów (dla całej obsady), nagrodę Independent Spirit, brytyjskiego Oscara między innymi za scenariusz. Wersja serialowa „Parasite” rozwijana jest w HBO i dziś staje się najbardziej oczekiwaną produkcją tego typu.
Wygrana „Parasite” jest bardzo zasłużona. Film od ogłoszenia nominacji był w gronie faworytów, ale nieliczni tylko wierzyli, że produkcja nieanglojęzyczna może otrzymać Oscara w kategorii Najlepszy Film, że Joon-ho Bong może pokonać Sama Mendesa, Quentina Tarantino czy Martina Scorsese w kategorii doceniającej reżyserów. Koreańczyk sam był zaskoczony nagrodą za reżyserię, wskazując na swojego idola, autora „Taksówkarza”, którego działa oglądał w młodości. Jego słowa uznania dla Scorsese poskutkowały owacją na stojąco dla tego legendarnego twórcy, którego „Irlandczyk” mimo 10 nominacji nie zdobył ani jednej nagrody i okazał się największym przegranym gali wręczenia tegorocznych Oscarów (dla Scorsese to nie pierwszy taki przypadek, „Gangi Nowego Jorku” też miały 10 nominacji i 0 nagród).
„Parasite” przeszedł do historii Oscarów i kina, złamał kolejną barierę w odbieraniu i ocenianiu światowego kina. Jeszcze nigdy wcześniej film nieanglojęzyczny nie zdobył głównego Oscara. Wiadomo, że nagrodę tę otrzymał też francuski „Artysta”, ale film był niemy, rozgrywał się w Hollywood i z udziałem amerykańskich aktorów. Nie jest to więc taka sama sytuacja. Wcześniej do najważniejszego Oscara nominowano jedynie 10/11 filmów (w zależności od tego, jak określamy „Listy z Iwo Jimy” Clinta Eastwooda :), których dialogi prowadzone były w języku innym niż angielski. Pracowały na historyczny triumf „Parasite” takie działa, jak: „Towarzysze broni” Jeana Renoira (nominacja za 1938 rok), „Z” Costy-Gavrasa (1969), „Emigranci” Jana Troella (1972), „Szepty i krzyki” Ingmara Bergmana (1973), „Listonosz” Michaela Radforda (1995), „Życie jest piękne” Robert Benigniego (1998), „Przyczajony tygrys, ukryty smok” Anga Lee (2000), „Miłość” Michaela Haneke (2012) i w zeszłym roku „Roma” Alfonso Cuarona.
Zmienia się sytuacja w kinie światowym, zmienia przede wszystkim w samej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Trafia do niej corocznie kilkaset nowych osób, różnej narodowości, płci, kolorze skóry. Akademia otworzyła zdecydowanie swoje szeregi dla mniejszości i twórców zagranicznych, zapraszanych jest wiele młodych osób. To wpływa także na wybory podczas Oscarów. Przez ostatnie lata czuć było, że coś się zbliża, że najważniejszą nagrodę filmową na świecie czekają zmiany. Byliśmy ich świadkami podczas tegorocznej gali wręczenia Oscarów.
Twórca „Parasite” był wyraźnie zaskoczony aż takim uznaniem dla „Parasite”, ale wygrana tego koreańskiego filmu zaskoczyła także większość specjalistów od Oscarów – w tym niżej podpisanego. Lubię takie niespodzianki, takie sytuacje i choć mój faworyt nie zdobył głównej nagrody („Joker” nie miał realnych szans), cieszę się bardzo z triumfu „Parasite”. Wiele to mówi o współczesnym postrzeganiu kina światowego, o otwarciu na ciekawe i twórcze doświadczenia. Akademia zauważył film wybitny spoza obszaru angielskojęzycznego. Dziś nagrodę tę zdobyć mogą już wszyscy, trzeba tylko stworzyć dzieło znaczące, tak ważne i nieoczywiste, jak koreański triumfator Oscarów.
„Parasite” w kategorii Film Międzynarodowy, przeznaczonej dla filmów nieanglojęzycznych (zmiana nazwy kategorii mnie nie przekonuje), okazał się lepszy od „Bożego ciała”. Innej opcji nie było, nominacja dla polskiego filmu to już wielkie wyróżnienie, obecność polskiej ekipy została odnotowana, duma z sukcesu powinna nas rozpierać. Jan Komasa był bezpośrednim uczestnikiem historycznego oscarowego wydarzenia, stając w jednym szeregu nie tylko z Joon-ho Bongiem, ale też z Pedro Almodovarem.
„Parasite” zdobył cztery nagrody i jest to w tym roku liczba rekordowa. Trzy Oscary otrzymał „1917”, a pozostali nagrodzenie muszą się zadowolić maksymalnie dwoma wyróżnienieniami Akademii. Spośród dziewięciu najlepszych filmów roku, tylko wspomniany „Irlandczyk” nie zdobył żadnej nagrody.
Nominowany do rekordowej w tym roku liczby 11 Oscarów „Joker” otrzymał dwie nagrody, w tym bardzo oczywistą dla Joaquina Phoenixa za główną i tytułową rolę. Po raz drugi aktor wcielający się w tę postać zdobywa Oscara. Przed laty Jokera zagrał w „Mrocznym rycerzu” Heath Ledger, postać tę odtwarzali też Jack Nicholson i Jared Leto. Oni też są laureatami Oscarów, choć za inne role. Drugiego Oscara dla „Jokera” zdobyła Hildur Gudnadottir, kompozytorka z Islandii. Stała się ona czwartą kobietą w historii, która otrzymała Oscara za muzykę oryginalną i pierwszą od 23 lat kobietą docenioną tą nagrodą. Bardzo zasłużony i także bardzo symboliczny sukces.
Joker |
Dwa Oscary (na 10 nominacji) otrzymał także film Quentina Tarantino „Pewnego razu… w Hollywood”. Znacząca nagroda za kreację drugoplanową powędrowała do Brada Pitta, który otrzymał swojego pierwszego aktorskiego Oscara w karierze. Brad Pitt zdobył wcześniej Nagrodę Akademii tylko za produkcję filmu „Zniewolony. 12 Years a Slave”. Drugiego Oscara otrzymały autorki scenografii do filmu, które w imponujący sposób odtworzyły Los Angeles roku 1969.
Nominowany tylko w czterech kategoriach „Le Mans ‘66” otrzymał także dwa Oscary. Akademia doceniła montaż dźwięku w tym filmie oraz jego montaż.
Wiele innych produkcji zdobyło po jednym Oscarze. Nominowane w kategorii Najlepszy Film: „Jojo Rabbit” doceniono za scenariusz adaptowany (Taika Waititi), „Historia małżeńska” przyniosła Oscara za rolę drugoplanową dla Laury Dern, „Małe kobietki” nagrodzono za kostiumy. Waititi, dziś tak popularny w Hollywood jest pierwszym Maorysem, który zdobył Oscara, a nagrodę dedykował „wszystkim rdzennym dzieciom na świecie, które chcą uprawiać sztukę”.
Renee Zellweger zgodnie z planem otrzymała Oscara za główną rolę w filmie „Judy”. Wcześniej aktorkę doceniono nagrodą za rolę drugoplanową we „Wzgórzu nadziei”, a było to przed 16 laty. Mająca 51 lat Renee Zellweger jest jedną z najstarszych aktorek docenionych Oscarem w historii tej kategorii.
Judy |
Produkcja Netflixa zatytułowana „Amerykańska fabryka” otrzymała Oscara dla pełnometrażowego filmu dokumentalnego. Jest to pierwszy film wyprodukowany przez byłego prezydenta USA Baracka Obamę i jego żonę Michelle. Za charakteryzację doceniono znakomitą pracę do „Gorącego tematu”. Oscara za piosenkę do „Rocketman” odebrali Bernie Taupin i Elton John, który zdobył nagrodę ponownie po 25 latach. W kategoriach krótkometrażowych Nagrody Akademii otrzymały: „Hair Love” (krótka animacja), „Learning to Skateboard in a Warzone” (krótki dokument), „The Neighbors’ Window” (krótka fabuła).
Na scenie wystąpiła m.in. Kasia Łaska, która wraz z piosenkarkami z innych krajów oraz Idiną Menzel, wykonała nominowany do Oscara utwór z „Krainy lodu II”. Na scenie Dolby Theatre zaprezentowano wszystkie nominowane piosenki, ale największą sensację wzbudził niezapowiedziany występ Eminema, który wykonał swój oscarowy utwór z „8. Mili”. Billie Eilish nie zaśpiewała premierowo piosenki z nowego Bonda, za to wysłuchać można było jej wersji „Yesterday”. Jeden z zabawniejszych momentów to pojawienie się aktorów z filmowej wersji musicalu „Koty”, którzy przebrani w kostiumy zwierzaków wręczali Oscara za efekty wizualne. „Koty” powszechnie krytykowane były za pracę specjalistów od CGI i niedawno zdominowały nominacje do Złotych Malin. Spike Lee przyszedł na galę w marynarce, na której wyszyty był hołd dla Kobe Bryanta.
W USA trwa rok wyborczy i wiele przemówień miało zabarwienie polityczne oraz takie też deklaracje (najdosadniej wypowiedział się w tej sprawie Brad Pitt). Laureaci Oscarów dotykali kwestii podejmowania odpowiednich życiowych decyzji i chodziło tutaj głównie o czekające Amerykanów wybory prezydenckie. Mówiono o równouprawnieniu, ekologii, prawach zwierząt, globalnym ociepleniu, walce z niesprawiedliwością.
Akademia po ogłoszeniu nominacji była krytykowana za brak kobiet w kategorii doceniającej prace reżyserskie i symboliczny tylko udział afro-amerykańskiej aktorki nominowanej do Oscara. Przed galą Natalie Portman dała wyraz swojemu niezadowoleniu ubierają płaszcz od Diora, na którym wyszyte zostały nazwiska reżyserek, pominiętych w tym roku nominacją do Oscara za reżyserię.
Oscary ponownie wręczono bez głównego prowadzącego, a funkcję tę z powodzeniem przejęli inni artyści – komicy, aktorzy i muzycy. Monolog otwierający Oscary zaprezentowali Steve Martin i Chris Rock, kiedyś oficjalnie prowadzący galę wręczenia nagród. Ich dowcipy nie wzbudziły przesadnie negatywnych emocji, a na pytanie dlaczego nie ma prowadzącego, Chris Rock żartował, że to przez Twittera, bo „każdy kandydat napisał kiedyś kłopotliwy tweet”. Dotknięty mógł się poczuć tylko szef Amazona, Jeff Bezos. Oscary przez większość wieczoru przebiegały „zgodnie z planem” i dopiero finał przyniósł niesamowite emocje. Nie była to nudna gala, bo kochając Oscary oglądam je corocznie z pewnym dystansem i dobrze się bawię. Podobały mi się szczególnie prawdziwe emocje twórców „Parasite”, którzy nie kryli swojego zaskoczenia tak licznymi nagrodami. Producenci gali próbowali przerwać przemówienie koreańskiej ekipy zdobywającej najważniejszego Oscara, ale w tym momencie zbuntowała się publiczność obecna na gali, która zażądała włączenia świateł i mikrofonu dla twórców najlepszego filmu roku. Akademia dostosowała się do tej prośby.
Wśród największych przegranych w tym roku jest na pewno Netflix, który zdobył rekordową liczbę 24 nominacji do Oscara, otrzymał tylko dwie nagrody, ale za to pierwszego w historii za kreację aktorską (Laura Dern w „Historii małżeńskiej”).
W czasie gali Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej podała oficjalną datę otwarcia swojego muzeum. Nastąpi to 14 grudnia 2020 roku, trzy lata po pierwotnie zaplanowanym terminie. Ma być to jedno z najważniejszych tego typu miejsc na świecie. Koszt muzeum historii kina pod egidą Akademii to 400 milionów dolarów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz