Kojarzę go od zawsze i choć nigdy nie został wielką gwiazdą
kina czy telewizji, to zawsze towarzyszył mi w wędrówkach po małym i dużym
ekranie. W wieku 65 lat zmarł James Rebhorn, aktor o imponującym dorobku.
Zdjęcie powyżej wiele wyjaśnia. Znamy tę twarz, widzieliśmy
go w dziesiątkach filmów i seriali. W wielu produkcjach odgrywał znaczącą rolę,
choć niewielu kojarzy go z imienia i nazwiska. Pamiętam doskonale
"Grę" Davida Finchera gdzie kilkukrotnie świetnie zwiódł Michaela Douglasa. Dobrze
kojarzę go też z "Dnia niepodległości" gdzie był doradcą prezydenta
ukrywającego istnienie Strefy 51 (drań!). Patrzę na jego imponującą filmografię
i pierwsze role zagrane na przełomie lat 70-tych i 80-tych. Nie kojarzę go z
tych początków bo musiały być to niewielkie role: doktor w Los Alamos w filmie
"Silkwood", major Anderson w serialu "Północ-południe",
prokurator federalny w "Kane i Abel" i wiele innych takich właśnie
ról trzecioplanowych, gdzie jego charakterystyczna twarz odgrywała ważną rolę w
przebiegu akcji.
Z czasem zaczął występować w lepszych filmach, a role były
już drugoplanowe: "Odnaleźć siebie", "Cienie i mgła",
"Mój kuzyn Vinny", "Nagi instynkt", "Wiatr",
"Zapach kobiety", "Olej Lorenza", "Życie
Carlita", "Sztorm", "Namiętności", "Cedry pod
śniegiem", "Utalentowany pan Ripley", "Poznaj mojego
tatę", "Daleko od nieba", "Wzgórze nadziei", "The
Box. Pułapka", "Giganci ze stali". Ostatnie lata to głównie
seriale: "Iluminacja", "Białe kołnierzyki" i
"Homeland" gdzie wcielił się w rolę ojca Carrie Mathieson. W tym roku
zobaczymy go jeszcze w jednym filmie kinowym "Before I Sleep", gdzie
zagrał rolę księdza.
Dobry film to dla mnie w dużej mierze trafne obsadzenie
właśnie ról drugoplanowych. To ci kojarzeni, ale nieznani szerzej aktorzy i
aktorki budują napięcie, podkreślają charakter i klasę opowieści. Odszedł
właśnie taki aktor, który swoimi rolami świetnie uzupełniał filmowe historie.
Żal...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz