Czy drugi rok z rzędu polski film
znajdzie się na liście nominacji do Oscara w kategorii Film Międzynarodowy (kiedyś
Film Nieanglojęzyczny)? Jakie szanse ma „Boże ciało” Jana Komasy? O pięć
nominacji zabiega dziesięć filmów, więc szanse polskiego filmu matematycznie wynoszą
50/50, ale…
Historycznie rzecz ujmując Polska
nie jest kinematografią dominującą w kategorii doceniającej filmy
nieanglojęzyczne. Mamy jednego Oscara i 10 dodatkowych nominacji, mamy Pawła
Pawlikowskiego, Agnieszkę Holland i wielkie oscarowe tradycje związane z
Andrzejem Wajdą. Nasi tegoroczni konkurenci w większości mają lepsze oscarowe osiągnięcia,
ale matematyka nie ma tutaj żadnego znaczenia. Za to ważne jest, że spośród
ponad 90 filmów zgłoszonych przez poszczególne kraje, na skróconej liście 10
kandydatów do Oscara znalazło się polskie „Boże ciało” w reżyserii Jana Komasy.
Wielka gra
Do 7 stycznia członkowie
Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej głosowali na nominacje do
Oscara i w ostatnich tygodniach trwała zmożona kampania informacyjno-promocyjna
poszczególnych kandydatów. „Boże ciało” wymieniane było w wielu publikacjach
dotyczących Oscarów, a „Los Angeles Times” w swoim niedawnym artykule przewidującym
nominacje, umieścił polski film wśród pięciu najlepszych produkcji
międzynarodowych. Jednak nie wszystkie amerykańskie media stawiają na „Boże
ciało” i za oceanem zdania na temat szans polskiego filmu są podzielone.
Ostatecznie wszystko jest/było w rękach członków Akademii. Na co mogli oni
zwrócić uwagę głosując na nominacje w najbardziej interesującej nas kategorii?
Czy takie znaczenie mają na
przykład sukcesy festiwalowe kandydatów? Zdecydowanie tak! „Boże ciało” ma za
sobą udział w jednej z pobocznych sekcji prestiżowego festiwalu w Wenecji, ale
też pokaz na bardzo ważnym w Ameryce Północnej festiwalu w Toronto i na
kilkudziesięciu innych międzynarodowych
festiwalach. Opinie o polskim filmie były zazwyczaj znakomite i stąd średnia
ocen na Rotten Tomatoes (najważniejszy agregator recenzji w USA) wynosząca aż
95% pozytywnych opinii.
Nasze sukcesy bledną na pewno w
porównaniu do osiągnięć „Parasite” Joon Ho Bonga z Korei Południowej, który
jest zdobywcą Złotej Palmy w Cannes i posiada średnią ocen 99%. Silną pozycję
ma „Ból i blask” Pedro Almodovara z Hiszpanii, także debiutujący na
zeszłorocznym festiwalu w Cannes i od tej pory zdobywający wielkie uznanie
publiczności na całym świecie (97% pozytywnych ocen). Sukcesy w Cannes odniosły
także inne filmy znajdujące się na skróconej oscarowej liście: francuscy „Nędznicy”
(nagroda Jury – 83%), reprezentujący Senegal „Atlantics” (nagroda Grand Prix –
95%), „Wysoka dziewczyna” z Rosji (nagrody w sekcji Un Certain Regard – 94%).
Mają się czym pochwalić także inni kandydaci. Czeski „Malowany ptak” debiutował
w Konkursie Głównym festiwalu w Wenecji, choć bez sukcesu (88%). „Kraina miodu”
z Północnej Macedonii to wydarzenie kina dokumentalnego, laureat wielu nagród,
pokazywany na kilkudziesięciu festiwalach (99%). Estoński „Truth and Justice”
przedarł się na skróconą listę bez festiwalowych osiągnięć, a tylko na kilku
takich wydarzeniach prezentowany był węgierski „Those Who Remained”. Gdyby te
procentowe uznanie krytyków decydowało o nominacji, „Boże ciało” byłoby wśród
pięciu najlepszych międzynarodowych filmów. Ale niestety to tylko jedna ze
składowych wpływająca na nominacje do Oscarów i nie jest ona najważniejsza.
Jak cię widzą…
Rozpoznawalność filmu dzięki
festiwalom i recenzjom ma znaczenie, ale najważniejsza dla zdobycia nominacji
jest jakość samego filmu, jego oryginalność, świeżość, moc, przekaz itd. Liczy
się rozgłos, znaczenie ma sukces w amerykańskich kinach, mocna kampania
reklamowa, nazwisko autora i jego osobowość. Członkowie komisji decydujący o
nominacjach oglądają filmy z uwagą i muszą one trafić do ich serc, muszą ich
poruszyć, może wstrząsnąć, a na pewno nie pozostawić obojętnymi.
To dlatego faworytem kategorii
jest „Parasite”, który jest jednym z
najlepiej ocenianych filmów 2019 roku, kapitalnie bawiący się gatunkami, tak
wiele i celnie mówiący o świecie i nas samych, bezkompromisowy i oryginalny.
Nieprzypadkowo zdobędzie on w tym roku nie jedną, a kilka nominacji do Oscara i
zapewne także w najważniejszych kategoriach. Mało tego, „Parasite” w USA
przyniósł już około 25 milionów dolarów wpływów z kas kin i jest to gigantyczny
sukces. HBO już pracuje nad wersją serialową „Parasite”. O więcej Oscarów
będzie zabiegał także „Ból i blask”,
tak lubianego przez Akademię Pedro Almodovara i z udziałem Antonio Banderasa. Silną
pozycję ma film „Atlantics” z
Senegalu, który promowany, dystrybuowany i wspierany jest przez Netflix. Te
trzy filmy, w mojej ocenie, mają zapewnione nominacje do Oscara.
O pozostałe dwa miejsca na liście
nominacji zabiega więc siedem filmów i tutaj zaczynają się przysłowiowe schody.
Sześć tytułów pochodzi z Europy Środkowo-Wschodniej i poza „Bożym ciałem”, w mniejszym lub większym stopniu rozliczają się one
z traum wojennych i z Holocaustu. Na ich tle polski film bardzo się wyróżnia, bo
jest filmem współczesnym. Z tego samego powodu faworyzowani są francuscy „Nędznicy”, którzy bardzo ciekawie
opowiadają o panujących obecnie na świecie niepokojach społecznych.
Osobiście, tak właśnie widziałbym
piątkę nominacji w kategorii Film Międzynarodowy, ale o nominację bardzo mocno
zabiegają dziś także „Kraina miodu” i „Wysoka dziewczyna”. Film z Północnej
Macedonii to wybitny dokument, ale dokumenty bardzo rzadko przedzierają się do
tej kategorii. Film z Rosji to wielkie kino-świadectwo miejsca kobiet w wojnie,
ale przepełnione smutkiem, beznadzieją i tragedią. Kto wie…
Pieniądze
Duże znaczenie w rywalizacji o
nominację mają oczywiście pieniądze. Każda z kinematografii zapewne nie
szczędziła środków, aby zauważono ich kandydata. Dotrzeć trzeba bowiem było do
szerokiego grona członków Amerykańskiej Akademii Filmowej, pokazać się im,
zachwycić osobowością, witalnością, inteligencją. I tutaj ponownie argumenty
przemawiają za „Bożym ciałem”, bo reżyser Jan Komasa, scenarzysta Mateusz
Pacewicz, aktor Bartosz Bielenia, producenci i inni członkowie ekipy znakomicie
nas za oceanem reprezentowali. Na zdjęciach i filmikach bije z nich radość i
młodość, ten pozytywny aspekt, tak potrzebny w rywalizacji o taką nagrodę, jak
Oscar.
Już chwilę po ogłoszeniu
skróconej listy kandydatów do Oscara, producenci „Bożego ciała” zarezerwowali
kina na kilkanaście pokazów w Los Angeles, Nowym Jorku, Londynie i Paryżu, aby
dotrzeć do jak najszerszego grona członków Akademii, którzy zadeklarowali
udział w głosowaniu. Wynajęcie kina w takim mieście nie należy do tanich i
szacowane jest na jakieś 2000 dolarów za seans, ale co ważne, na wielu z nich
obecni byli twórcy. Wykupiono reklamy w branżowej prasie filmowej, a kosz
takiego drukowanego materiału wynosi od 7000 tysięcy dolarów wzwyż. Do promocji
„Bożego ciała” zaangażowano internetowy portal filmowy Deadline.com, we
współpracy z którym zorganizowano specjalny pokaz z udziałem polskich twórców.
Raz w tygodniu do członków Akademii rozsyłany był newsletter na temat „Bożego
ciała”, podkreślający osiągnięcia i znaczenie filmu. Za oscarową kampanię „Bożego
ciała” w USA odpowiadała specjalizująca się w tego typu działaniach agencja PR
Accolade Publicity Consulting - Emily Lu Aldrich oraz Hilda Somarriba. Poza
środkami własnymi producenta „Bożego ciała” firmy Aurum Film, bardzo duże
wsparcie finansowe przekazał Polski Instytut Sztuki Filmowej. To się może udać!
Teraz pozostaje już tylko czekać
na ogłoszenie nominacji do Oscara. To wydarzenie będzie miało miejsce w
poniedziałek 13 stycznia o 14:18 czasu polskiego (według internetowego zegara
na stronie Akademii). Trzymajmy kciuki za „Boże ciało”. [artykuł przygotowany dla Wirtualnej Polski]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz