czwartek, 23 stycznia 2020

Pasikowski wie lepiej. „Psy 4” pod pewnym warunkiem


Władysław Pasikowski nie jest zadowolony z kinowego otwarcia „Psów 3: W imię zasad”. 400 tysięcy widzów według niego to mało. Ja twierdzę, że za dużo, bo to filmowe kuriozum nie zasłużyło na taką widownię. Boleję nad filmem, który został zrobiony bez szacunku dla widzów, a tylko dla zysków. Niech się rynek kręci, kina się cieszą. Tylko po co dorabiać do tego ideologię. Pasikowski chce być jak Vega i trochę szkoda.

W pierwszy weekend w kinach „Psy 3: W imię zasad” obejrzało blisko 400 tysięcy widzów. To najlepszy tegoroczny wynik, ale sezon dopiero startuje. Film jest słaby i zdecydowanie powstał dla kasy. I dobrze, bo małe kina też potrzebują zarabiać. Martwi mnie jednak to, że Władysław Pasikowski nie dostrzega błędów i bzdur, jakie zaserwował widzom. Reżyserowi i scenarzyście wydaje się, że wszystko w filmie gra, a mi się wydaje, że pisany na kolanie scenariusz dowodzi, że zdecydowanie nie gra. Absurdalność pewnych decyzji, niespójne i głupie dialogi, schematyczność postaci, nielogiczność akcji dowodzą, że w nosie ma scenarzysta precyzyjne utkanie wiarygodnej opowieści o ubeku, na drodze do… No właśnie, za cholerę nie mogę sobie przypomnieć o co tam chodziło? Kilka wątków, jakieś powiązania, próba sklejenia całości w logiczną całość na nic się zdała. „Psy 3: W imię zasad” to „naprędce” zrealizowany film, który wpisuje się w modę realizacji nostalgicznych powrotów w polskim kinie. Skoro z „Koglem Moglem” się udało…

Władysław Pasikowski mnie zadziwia. Twardo obstaje przy swoim i twierdzi, że zrobił dobre kino, które powinno zobaczyć jeszcze więcej osób. Wynik otwarcia go zawiódł. „Psy 4” powstaną, jeśli film przekroczy 2 miliony sprzedanych biletów. Pasikowski w to nie wierzy, ja też nie, ale widownia wiele razy już zaskakiwała swoimi wyborami, a o „Psach 3” słyszałem i czytałem też pochlebne opinie.

Kilka cytatów z Pasikowskiego, z wywiadu zamieszczonego w Onecie:

Patrząc bowiem na to w kategoriach rywalizacji sportowej, to jak to jest, że my - fani "Psów" - pozwalamy się wyprzedzić fanom "Kogla mogla" i "Kobiet mafii"? Coś jest nie tak. To jest jak z tymi dużo poważniejszymi wyborami. Niby chcemy, żeby wyniki głosowania były zgodne z naszymi oczekiwaniami, a jednak dupy z domu nie chce się ruszyć, bo pada. Dziękuję czterystu tysiącom widzów za wsparcie, a pozostałym sześciuset mówię: "Wstyd, swojego ukochanego filmu nie wesprzeć! Na co czekacie, żeby obejrzeć go za friko na ekranach kompa i usłyszeć dźwięk na głośnikach kompa, a potem użalać się w sieci, że w polskich filmach nic nie słychać?" Trzeba było iść do kina, a nie dać się zdeklasować "zabawnym" komediom "romantycznym".

Pasikowski przemawia też do tych, co „Psów” nie lubią. Dobrze państwo zrobili, że nie poszli, bowiem film jest taki sam jak dwa poprzednie, i też by się państwu nie podobał. A ja lubię i wielbię pierwsze „Psy” i do drugich mam pozytywny stosunek. To „trójka” tutaj nie pasuje.

No i oczywiście dostaje się krytykom, których wyraźnie Pasikowski nie lubi i którzy bardzo często chłodno oceniają jego propozycje. Ja lubię kilka filmów tego twórcy, a „Psy”, „Pokłosie”, „Jack Strong” uważam za szczytowe jego dokonania. Dobrze, że nie jestem krytykiem. Pasikowski mówi:

Jeden krytyk i to nie z internetu, a z poważnej gazety, wzywa, żeby mnie wychłostać. Panie krytyk, po co się tak ograniczać? Nie lepiej od razu spalić mnie na stosie, byłby wreszcie ze mną spokój, no bo przecież po "srogich batach" mogę się jeszcze podnieść. Drugi "geniusz" recenzuje film po obejrzeniu próbnego montażu, który, nawiasem mówiąc, nie wiem, jak do niego dotarł. Piracka kopia? Pisze on, że scenom z Angelą towarzyszy piosenka Stana Borysa. Owszem, towarzyszyła, ale w próbnym montażu, bo taki żart sobie zrobiliśmy z kolegami na tym etapie prac. Ale w kopii eksploatacyjnej została ona wymieniona na koncert Bacha. Pan zrecenzował więc wersję z próbnego montażu, a to tak, jakby recenzował garnitur bez rękawów i z fastrygą. I przy tym bardzo jest z siebie zadowolony. Dokopał mi. A że ocenia muzykę Michała Lorenca, której na tym etapie prac jeszcze nie było, to inna, nieco bardziej wstydliwa sprawa.

Serio?

Z obserwacji reżysera:

Znakomita większość recenzji jest skrajnie zła. Dlaczego? Według mojej skromnej opinii dlatego, że dziś nie ma recenzentów, takich jak w Hollywood w latach czterdziestych, gdzie jedna, albo dwie recenzje niszczyły lub wynosiły film. Dziś ludzie, mili albo mniej, wypowiadają publicznie swoje opinie, choć nie mają przygotowania merytorycznego. Tych pozytywnych opinii w sieci mamy 2/3, więc przy nich trzydziestu "krytyków" ginie w morzu wielogłosu.

Średnia ocena krytyków zebrana przez serwis mediakrytyk.pl wynosi 4,4. Są tacy, którym plusy przysłaniają minusy. I bardzo dobrze. Większość ocen nie jest przychylna filmowi, a wielu piszących zdecydowanie MA merytoryczne przygotowanie. Oceny widzów na Filmwebie są bardziej przychylne i dają średnią wynoszącą 6,8. I dalej reżyser:

Tomasz Raczek, którego nie lubię i który mnie nie lubi, postawił ciekawą tezę. Mówi, że nie bywa na pokazach prasowych, bo tam wszyscy wychodzą i uzgadniają swoją opinię. Na pewno zna się na tym lepiej. Ci, co bywają, uzgodnili, że film jest do dupy. Natomiast owi "krytycy" powinni się zastanowić, że ich głos dziś nic nie znaczy. Nic. Żaden widz się nim nie kieruje. Albo prawie żaden. Od lat gnoją pana Patryka Vegę, a jego filmy od lat biją rekordy box office. Od lat wychwalają Wojtka Smarzowskiego, a jego film bije rekordy pana Patryka. To publiczność decyduje, a nie krytycy, bo między jednymi a drugimi nie ma najmniejszego połączenia, czasami wręcz "krytyka" działa jak odwrotny barometr. I całe szczęście, że publiczność nie jest uzależniona od piszących. Wtedy najpopularniejszym polskim filmem byłaby "Wieża, jasny dzień" z wynikiem 18 tysięcy. Publiczności nasz film się spodobał i to nie z jednego pokazu, na którym mogli się namówić, tylko z tysiąca. Gnojenie nie zostało więc podjęte. Ludzie oglądają i myślą sobie "jest ok".

Gnojenie? Z całym szacunkiem, recenzenci mają prawo do wyrażenia swojej opinii. Pasikowski reaguje, jak wielu mu podobnych polskich klasyków, których boli/nie boli ocena piszących o filmie. Skoro nie mają one znaczenia, to może nie warto ich komentować.

Pasikowskiemu zabrakło dystansu do swojego filmu, obejrzał go wiele razy, zapewne zgubił gdzieś po drodze sensowność jego przekazu. Miały być prosty Vega w połączeniu z klasyką polskiego kina. Nie wyszło… W moje oczywiście subiektywnej ocenie. Mam nadzieję, że mam takie prawo.

Pasikowski mówi, że „Psy 4” powstaną jeśli w kinach sprzedanych zostanie ponad 2 miliony biletów. Podobno twórcy czekają na sygnał. „Psy” bez Lindy i Pazury? Jakoś tego nie widzę.

3 komentarze:

  1. mnie sie film podobał, a recenzje mam wiadomo gdzie

    OdpowiedzUsuń
  2. A oto moja subiektywna opinia - pisanie w recenzji, że Pasikowski chce być jak Vega to bełkot. Patryk Vega musiałby urodzić się jeszcze raz, żeby w Jego filmach był chociaż jeden procent reżyserskiego kunsztu, świetnego doboru aktorów i klasy jaką mają filmy twórcy „Psów” czy „Gliny”. Moim zdaniem - jako osoby, która interesuje się nie tylko polską, ale i światową kinematografią trzecia część „Psów” jest bardzo dobrym filmem, pozbawionym patosu, z kilkoma nostalgicznymi scenami, które mogą chwycić za serce....

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Spór, a co to znaczy, że "pisany na kolanie"? Na kolanie być może pisana była pańska recenzja. Piszę być może, ponieważ nie wiem, tak jak pan nie wie, jak był pisany scenariusz filmu. Bezspornie, panie Spór. Fajnie jest napisać kilka bzdur na temat tego filmu, co? Od razu czuje się pan dowartościowany. Pisze pan bełkot.

    OdpowiedzUsuń