Sean Connery skończył dziś 85 lat i zapewne w gronie najbliższych świętuje ten szacowny wiek. Już od przeszło 10 lat nie występuje i tak sobie czasami myślę, że kino bez niego jest nieco uboższe.
Jeden z moich ulubionych aktorów zakończył swoją karierę z wielkim rozmachem, grając w nieudanej niestety ekranizacji komiksu "Liga niezwykłych dżentelmenów". Nie była to jego wina, że podejście wtedy do tego typu produkcji było mało atrakcyjne i niezbyt artystycznie twórcze.
Connery jak mało kto zasłużył na emeryturę i mam nadzieję, że w zdrowiu upływa mu ten czas gdzieś na prywatnej wyspie lub w szkockim zamku, gdzie nie nękają go upierdliwi dziennikarze.
Za jakie role będę go pamiętał najbardziej? Ktoś obstawi Jamesa Bonda, a ja wolę późniejsze role tego giganta. Ta najbardziej przeze mnie lubiana to William z Baskerville zagrany tak wspaniale w "Imieniu róży". Niedawny telewizyjny seans "Ostatniej krucjaty" to dowód na wielką klasę aktora i znakomitą umiejętność odnalezienia się w świecie Indiany Jonesa. Tak, lata 80-te były dla Seana najlepsze, bo co film to wydarzenie i genialna rola. "Nieśmiertelny" i jego Juan Sanchez Villa-Lobos Ramirez, mistrz szpady i mentor bohatera, a do tego kolczyk w uchu i fikuśny strój. "Nietykalni" i Jim Malone, twardy glina walczący w Chicago z Alem Capone i jakże zasłużony Oscar. Wspomniany "Indiana Jones i ostatnia krucjata" i wreszcie kończący dekadę świetny Marko Ramius z "Polowania na Czerwony Październik". Potem do końca kariery było różnie, ale "Wschodzące słońce" czy "Twierdzę" bardzo ceniłem w tamtych latach.
Ktoś zapyta o mojego Seana we wcześniejszych latach jego aktorskiej aktywności. Cóż, z racji wieku jego Bonda odkryłem po wielu latach i choć szanuję jego kreacje, to wolę tego bohatera w późniejszych wcieleniach. Trzeba jednak przyznać, że Connery znakomicie odnalazł się w tej roli i na zawsze już wyznaczył pewien punkt odniesienia dla kolejnych aktorów grających agenta 007.
Cenię Connery'ego za pamiętne i ważne dla mnie: "Odległy ląd", "O jeden most za daleko", "Człowieka, który chciał być królem", "Morderstwo w Orient Ekspresie", "Taśmy prawdy", "Wzgórze", "Marnie" Hitchcocka i w końcu urokliwe a znane z telewizji mojej młodości "Darby O'Gill and the Little People".
Postawny o charakterystycznym głosie, budzący respekt swoim spojrzeniem. Po prostu WIELKI aktor. Wszystkiego dobrego panie Connery!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz