sobota, 20 czerwca 2020

Przez szparę w drzwiach... "Szczęki" mają 45 lat


Pamiętasz swój pierwszy raz? Każdy oglądał „Szczęki” inaczej, ja na przykład przez szparę w drzwiach do pokoju rodziców… To było niezapomniane przeżycie. 20 czerwca 1975 roku do amerykańskich kin wszedł film, który zmienił model biznesowy w Hollywood i rozkręcił na dobre karierę jednego z najważniejszych reżyserów w historii kina. W trakcie realizacji nic na to nie wskazywało, a zawodowa przyszłość Stevena Spielberga wisiała na włosku.

Jak to się zaczęło?

W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych amerykańskie kino bardzo się zmieniło. Do głosu doszło nowe pokolenie filmowców, odrzucono skostniały hollywoodzki system produkcji, postawiono na ważne historie i niezapomniane mocne doznania. W dużym skrócie! Zmieniła się też Ameryka, targana aferami politycznymi, problemami rasowymi, walką o równouprawnienie płci, z ciągle nierozstrzygniętą wojną w Wietnamie. Kino w USA musiało się na nowo zdefiniować i zrobiło to nad wyraz dobrze.

Na początku 1974 roku w księgarniach pojawiła się powieść Petera Benchleya zatytułowana „Jaws”, czyli „Szczęki”. Prace nad powieścią trwały od 1971 roku, ale w głowie pisarza tliły się od lat sześćdziesiątych. Poznał on wtedy historię łowcy rekinów Franka Mundusa, który złowił ponad dwutonowego rekina u wybrzeży Montauk Point na Long Island w Nowym Jorku. Benchley przeczytał też historię z 1916 roku, kiedy to na Jersey Shore w dniach 1-12 lipca rekin zabił cztery osoby. Jest kilka wyraźnych inspiracji w książce, tą właśnie historią. Pomysł na opowieść o rekinie terroryzującym nadmorski kurort nie powaliła wydawcy Thomasa Congdona, ale wyraził on zgodę na napisanie powieści, za którą zapłacił jakieś 7,5 tysiąca dolarów. To też ciekawa historia, bo Benchley uchodził w jego oczach za specjalistę od rekinów, ale w rzeczywistości ściemniał podczas spotkań i o rekinach dowiedział się więcej, dopiero gdy ruszył z pisaniem książki. Prace nad nią nie były łatwe, pierwsze szkice zostały odrzucone, zmieniał się nastrój opowieści, która na początku była podobno dość zabawna. Zmieniał się też tytuł książki, a były to m.in.: „The Stillness in the Water”, „Leviathan Rising”, „The Jaws of Death”, „The Jaws of Leviathan” i w sumie propozycji tytułu było podobno aż 125, a ten ostateczny zatwierdzono 20 minut przed rozpoczęciem druku. Prace nad książką trwały w sumie 1,5 roku, była ona gotowa w styczniu 1973 roku. Od początku okładka przybrała historyczny wygląd, znany też z plakatu filmu – głowa rekina i płynąca kobieta.

Peter Benchley zagrał w "Szczękach" małą rólkę
Debiut powieści w lutym 1974 roku to był gigantyczny sukces, a „Szczęki” przez 44 tygodnie znajdowały się na liście wydawniczych przebojów „New York Timesa”. Rok później sprzedaż książki w miękkiej oprawie sięgnęła miliona egzemplarzy, a do dziś sprzedano jakieś 20 milionów jej egzemplarzy.

Krytycy literaccy kręcili nieco nosem, ale czytelnicy byli zachwyceni. W tym gronie byli dwaj producenci ze studia Universal Richard D. Zanuck (syn słynnego szefa produkcji 20th Century Fox, Darryla F. Zanucka) i David Brown, którzy książkę przeczytali jeszcze przed jej publikacją i zakupili prawa do jej sfilmowania za 150 tysięcy dolarów (dziś równowartość blisko miliona dolarów) plus 25 tysięcy dla Benchleya za napisanie scenariusza do filmu. Legenda głosi, że producenci przeczytali książkę tylko jeden raz, a gdyby zrobili to ponownie, wiedzieliby jakie czekają ich problemy. Reżyserią zająć miał się John Sturges, jeden z weteranów Hollywood, autor m.in. „Siedmiu wspaniałych” i „Wielkiej ucieczki”, a potem temat przejął Dick Richards, zwolniony za to, że nazywał rekina „wielorybem”. W tym samym czasie producenci współpracowali z młodym, ale dobrze rokującym reżyserem o nazwisku Steven Spielberg, który nakręcił dla nich film „The Sugarland Express”. Zanuck i Brown, mając w pamięci podobny do „Szczęk”, telewizyjny film Spielberga zatytułowany „Pojedynek na szosie”, postanowili powierzyć projekt młodemu 26-letniemu reżyserowi. Niedługo potem zaczęli żałować tej decyzji, ale z perspektywy czasu była ona bardzo trafna.

Prace nad scenariuszem to był jeden z koszmarów, które towarzyszyły temu projektowi. Kilka jego wersji przygotował sam pisarz, ale nie zyskały one uznania. Potem pracował nad tekstem Howard Sackler, ale i on w końcu odszedł. Kolejną wersję tekstu stworzył Carl Gottlieb, koncentrując się na ostatnich 120 stronach książki dotyczącej polowania na rekina i nadając filmowi nieco swobodniejszy ton. Sam Spielberg szacuje, że w filmie pojawiło się też blisko 30 scen, których nie było w powieści. Zrezygnowano też z kilku pomysłów Benchleya, w tym z romansu Ellen Brody i Matta Hoopera, który zagrozić mógł męskiej przyjaźni na łodzi o nazwie Orca. Inaczej też w filmie ginie rekin, inny jest ostateczny los Hoopera. Historia mówi, że Carl Gottlieb dołączył do ekipy na 10 dni przed rozpoczęciem zdjęć, prace nad scenariuszem trwały przez cały okres realizacji filmu, sporo było aktorskich improwizacji (Roy Scheider wymyślił słynne „Będziesz potrzebował większej łodzi”), co nieco dorzucił do tekstu też John Millius, współautor „Czasu apokalipsy”. Dziś brzmi to jak fajna przygoda, ale brak scenariusza był wtedy powodem wielu problemów, co nie sprzyjało dobrej atmosferze na planie.

Robert Shaw jako Quint

Aktorski casting wszech czasów

Na legendę „Szczęk” składa się bardzo wiele czynników. Opowieść o trójce mało do siebie pasujących mężczyzn w starciu z krwiożerczym rekinem, nie powiodłaby się gdyby nie odtwórcy głównych ról. A przecież jeszcze na 9 dni przed rozpoczęciem zdjęć nie wiadomo było, kto zagra Quinta i Hoopera. Pisarz Peter Benchley widział w roli Martina Brody’ego Roberta Redforda, Paula Newmana lub Steve’a McQueena, ale Spielberg nie chciał supergwiazd w obsadzie, tą miał być rekin… Ostatecznie Roy Scheider, znany wtedy z m.in. „Francuskiego łącznika”, wcielił się w postać szefa policji, a biologa morskiego zagrał Richard Dreyfuss, mało jeszcze wtedy znany aktor polecony przez George’a Lucasa.

Na ich tle gigantem aktorskim był w tamtych czasach Robert Shaw, który na swoim koncie miał dziesiątki większych i mniejszych ról w wielu bardzo znanych filmach, w tym m.in. oscarowych „Oto jest głowa zdrajcy” czy „Żądło”. Shaw był też dramaturgiem i w głównej mierze odpowiada za genialny monolog Quinta o USS Indianapolis, który tak świetnie wybrzmiał w „Szczękach”. Ta rola stworzyła nastrój filmu, Shaw portretował znanych sobie ludzi, twardych rybaków i sam budował swoją postać. Aktorzy spisali się doskonale także w rolach drugoplanowych i epizodycznych. Żona szefa studia Universal Lorraine Gary zagrała Ellen Brody, bardzo znany wtedy i ceniony Murray Hamilton został burmistrzem Amity, w filmie pojawiło się wielu mieszkańców wyspy, na której kręcono film. Susan Backline, z zawodu kaskaderka, zgodziła się popływać nago i tak została pierwszą ofiarą rekina. Zmarła niedawno, mieszkanka wyspy na której kręcono film, Lee Fierro wcieliła się w panią Kintner, matkę drugiej ofiary rekina, małego Alexa. Pamiętacie scenę, w której wdowa Kintner policzkuje szefa Brody’ego? Po premierze filmu na wyspie bardzo często pojawiali się ludzie, którzy namawiali ją do odtworzenia tej sceny i chcieli być przez nią uderzeni w twarz… Po jakimś czasie Lee Fierro zaczęła odmawiać tym prośbom.

Susan Backline - pierwsza ofiara i w dodatku... naga

Bez scenariusza, bez aktorów, bez rekina… Ruszają zdjęcia

Budżet filmu ustalono na 3,5 miliona dolarów, a zdjęcia miały zamknąć się w 55 dniach. Ruszyły one 2 maja 1974 roku i miały się zakończyć w czerwcu. Tak rozpoczął się produkcyjny horror, który przeszedł do historii Hollywood. To Richard Dreyfuss wspominał po latach, że prace na planie ruszyły bez scenariusza, bez aktorów, bez rekina.

Miejscowość Amity, w której rozgrywa się książkowa opowieść przeniesiono z Long Island na wyspę Martha's Vineyard, bardzo popularny amerykański kurort. Potrzebny był teren „bardziej wakacyjny”, który urealniłby zagrożenie zniszczenia całego biznesu turystycznego. Martha's Vineyard to szczególne miejsce, dziś bardzo drogie i snobistyczne. Wyspę otacza ocean z piaszczystym dnem, a głębokość dna nie przekracza 11 metrów, nawet w odległości 20 km od lądu. Nie wszyscy mieszkańcy wyspy cieszyli się z obecności ekipy „Szczęk”, która musiała zagwarantować, że po zakończeniu pracy „wszystko wróci na swoje miejsce” i że „po sobie posprząta”. Dziś Martha's Vineyard jest miejscem, które ściąga turystów (czytaj: pieniądze), właśnie dlatego, że kręcono tam „Szczęki”.

Problemy zaczęły się na oceanicznym planie zdjęciowym. Na potrzeby filmu zbudowano specjalny sprzęt do kręcenia w wodzie, ale najwięcej problemów sprawiał mechaniczny rekin, a nawet kilka. Początkowo rolę tę zagrać miał prawdziwy rekin, ale zrezygnowano z tego pomysłu, gdy zdano sobie sprawę, że rekiny nie słuchają poleceń reżysera (kilka ujęć z prawdziwym rekinem znalazło się jedynie w końcowej części filmu). Na potrzeby filmu stworzono więc trzy pełnowymiarowe pneumatyczne i pływające rekiny, które nazwano imieniem Bruce – od imienia prawnika Spielberga Bruce’a Ramera (lata później rekin w animacji „Gdzie jest Nemo” będzie nosił także imię Bruce, z szacunku dla mechanicznego „brata”). Rekiny zaprojektował Joe Alves, który w 1983 roku nakręcił koszmarnie złe „Szczęki 3-D” i był to pierwszy oraz zarazem ostatni jego reżyserski projekt. Skonstruowaniem mechanicznych rekinów zajęła się ekipa 40 techników, którzy budowali je przez pięć miesięcy, pod czujnym okiem Boba Matteya, który stworzył wcześniej wielką kałamarnicę do filmu „20 000 mil podmorskiej żeglugi”. Do obsługi każdego z Bruce’ów potrzebnych było 14 osób. Modele dobrze działały w hangarze, ale po dostarczeniu rekinów na plan, jeden z nich… zatonął i trzeba było wydobyć go z dna morskiego. To była malutka część kłopotów, które nękały ekipę.

„Szczęki” były pierwszym filmem zrealizowanym na oceanie, co utrudniło prace, a co za tym idzie doprowadziło do przekroczenia harmonogramu i zwiększenie budżetu do 9 milionów dolarów. Nie pomagał brak doświadczenia Spielberga, który rzucił się na głęboką wodę. To on przecież wymyślił zdjęcia na prawdziwym, nieprzewidywalnym oceanie i to on zażyczył sobie naturalnej wielkości mechanicznego rekina. Oba pomysły doprowadziły niemal do zniszczenia jego kariery. W połowie zdjęć ktoś powiedział Spielbergowi, że ten film to katastrofa i że jest on nieodpowiedzialny. A to nie był jeszcze koniec jego kłopotów. Sprzęt na oceanie nękała słona woda i korozja, w kadr wpływały żaglówki pełne gapiów, Orca miała awarię i zatonęła, pogoda była niesprzyjająca, aktorzy chorowali na oceanie, Shaw nadużywał alkoholu, kłócił się z Dreyfussem i uciekał przed podatkami do Kanady. I PRZEDE WSZYSTKIM REKIN NIE DZIAŁAŁ! Z dwunastogodzinnego dnia pracy, na zdjęcia udawało się wygospodarowywać średnio jakieś cztery godziny. Dzięki tym problemom udało się na szczęście dopracować scenariusz, co dobrze zrobiło filmowi.

Zamiast 55, prace na planie „Szczęk” trwały 159 dni. Kariera Spielberga wisiała na włosku, bo nikt w Hollywood nie przekraczał terminu o sto dni… Uratować go mógł tylko sukces! I Verna Fields, która film po mistrzowsku zmontowała.

Kłopoty z mechanicznym rekinem przyczyniły się do powstania genialnego pomysłu. Przez większą część filmowej opowieści widzowie nie widzą rekina i jego obecność jest nam tylko sugerowana. Prawdziwa magia kina! To był pomysł Spielberga, który postanowił w ten sposób zbudować atmosferę zagrożenia, wzorując się na kinie Hitchcocka. Kluczową rolę odegrała tutaj muzyka Johna Williamsa, dziś klasyczne dzieło z niezapomnianym motywem przewodnim, który zna chyba każdy z nas.

Burmistrz, Brody, Hooper

Narodziny gwiazdy

Mimo niesprzyjających okoliczności podczas produkcji, studio Universal Pictures wierzyło w ten film. Pierwsze próbne pokazy z marca 1975 roku dały do zrozumienia producentom, że film może być przebojem. „Szczęki” wprowadzono premierowo na blisko 500 ekranów, miały ogromną kampanię marketingową, promocję głównie w telewizji (to była nowość!), o wartości 2,5 miliona dolarów. Premiera odbyła się 20 czerwca 1975 roku. W ciągu pierwszych 38 dni na film sprzedano 25 milionów biletów, co w 1975 roku przyniosło rekordowe 102,5 miliona dolarów wpływów. „Szczęki” okazały się wtedy najbardziej kasowym filmem w historii kina i przewodziły liście przebojów do czasu pojawienia się „Gwiezdnych wojen” w 1977 roku. Zapoczątkowały też nowy model ekonomiczny w Hollywood, polegający na prezentacji w okresie letnim prostych ale widowiskowych filmów akcji. Tak narodził się blockbuster. „Szczęki” rozkręciły też na dobre karierę Stevena Spielberga, ale to już inna historia.

Reakcje widzów były jednoznaczne. Wielkie uznanie dla filmu, ale też poważny strach przed wodą – szczególnie w kurortach, gdzie widywano rekiny. Nieprzypadkowo film trafił do kin wraz z rozpoczynającym się sezonem wypoczynkowym, a jego hasło reklamowe brzmiało „Zobacz, zanim pójdziesz popływać!”. Genialny zabieg promocyjny przyniósł też niepożądany skutek. Popularność książki i filmu źle wpłynęły na postrzeganie rekinów, oceanicznych drapieżców. Peter Benchley żałował po latach, że przyczynił się do przetrzebienia tego szlachetnego gatunku. Fenomen kulturowy ma swoją cenę.

„Szczęki” doczekały się też trzech kontynuacji, z których każda kolejna była coraz gorsza oraz licznych naśladowców, z których żaden nie zbliżył się do tego legendarnego filmu. „Szczęki” zdobyły 3 Oscary, za muzykę, montaż i dźwięk, a przegrały tylko w kategorii Najlepszy Film z „Lotem nad kukułczym gniazdem” (Spielberg nie zdobył wtedy nominacji za reżyserię). Mechaniczny Bruce, po rekonstrukcji, będzie w przyszłym roku jednym z głównych eksponatów Muzeum tworzonego przez Amerykańską Akademię Filmową. To najlepsze potwierdzenie miejsca w historii kina dla tego arcydzieła. [artykuł przygotowany dla film.wp.pl]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz