Festiwal Docs Against Gravity raz
jeszcze pokazał, że w kinie dokumentalnym ciągle dzieje się bardzo dużo.
Repertuar wydarzenia był różnorodny, a udanych i bardzo udanych filmowych
propozycji sporo.
Cztery dni festiwalu pozwoliły mi
obejrzeć około 20 filmów i za takim siedzeniem w kinie tęskniłem bardzo.
Nagrodą dodatkową jest to, że w większości był to czas spędzony w sposób bardzo
wartościowy. Nie było łatwo wybrać festiwalowe seanse spośród kilkudziesięciu
propozycji, ale jadąc na festiwal obrałem sobie kilka kierunków: polskie kino, filmy
o sztuce filmowej, ekologii, konfliktach i ludzkich dramatach – tak w skrócie.
Artyści na pierwszym planie,
media od kulis
Filmów o sztuce filmowej i jej
twórcach było kilka. Celowo pominąłem film o Tarantino, bo wydaje się on być
klasyczną laurką dla reżysera i w dodatku dostępny jest w internecie. Pierwszym
dokumentem z tego nurtu były „Tajemnice Showgirls”, poświęcone niesławnemu
filmowi autorstwa Paula Verhoevena sprzed wielu już lat. Słabo pamiętam tamten
seans, generalnie było to mizerne doświadczenie. Tak film zapisał się w
historii, ale po latach to nastawienie się zmieniło, przynajmniej w ocenie
wybranych krytyków. I z kilku takich głosów zbudowany jest właśnie ten
dokument. Twórcy nie przekonali mnie do powrotu do klasycznego filmu, ale
ciekawie przedstawiają jego historię i współczesny odbiór. Grzebanie w
archiwach ma sens, perspektywa odbioru po latach może się zmienić.
Nieco inaczej do opowieści o
filmie podszedł reżyser William Friedkin, który w dokumencie „Na wiarę” opowiedział
o swoim legendarnym „Egzorcyście”. To opowieść-esej, daleka od klasycznego i prostego dokumentu o historii
kina czy jakiegoś dzieła. W dokumencie Friedkin zwraca uwagę na kilka tropów
interpretacyjnych, wspomina prace nad filmem w Iraku i USA, bardzo mocno
wchodzi w szczegóły, czasami zapuszcza się w dalekie rejony analizując swoje
dzieło. „Egzorcysta” to dla mnie horror idealny i najważniejszy film w tym gatunku,
ale dokument mu poświęcony z czasem zaczyna nużyć.
Trzeci z takich filmów
zaprezentował się najlepiej. To „Kubrick o Kubricku” bardzo udany dokument, w
którym po raz pierwszy mogłem usłyszeć wywiady z tym genialnym twórcą. Trochę
faktów z jego biografii, wiele wspomnień o filmach, niewiele archiwaliów o nim
i jego dziełach. Całość bardzo fajnie zmontowana i sfilmowana przy współudziale
polskiej ekipy. Zgrabnie, do rzeczy i bez zbędnego wymądrzania się na ekranie.
Jeśli ktoś chce zgłębić historię Stanleya Kubricka, może mieć ku temu mnóstwo
okazji, ale film tego nie załatwia. To mi nie przeszkadza, wybrano odpowiednie
fragmenty, pewne motywy i jako całość „Kubrick o Kubricku” się zwyczajnie
broni.
Bardzo udany był dokument „Margaret
Atwood. Słowo to siła”, który przybliża postać słynnej kanadyjskiej pisarki.
Kamera towarzyszyła jej wiele miesięcy w podróżach autorskich po świecie, a
dzięki filmowi poznałem niezwykłą historię kobiety i pisarki o niezwykłym
uroku, wiedzy i inteligencji. Ciekawy był też dokument, którego bohaterem był
Mike Wallace, gospodarz słynnego programu „60 minut” w amerykańskiej telewizji.
Specjalizujący się w wywiadach dziennikarz jest dziś legendą i o takiej
legendzie opowiada ten film. Trochę jednak „na kolanach”.
Polskie kino
Filmów od rodzimych
dokumentalistów było sporo. Te najlepsze widziałem wcześniej i do tego grona
zaliczam „Wieloryba z Lorino”, „Skandal. Ewenement Molesty”, „Z wnętrza” czy
też nagrodzony tym roku na festiwalu
główną nagrodą w konkursie polskim „Między nami”. Bardzo za to wypatrywałem
premierowych seansów polskich filmów. Takim były „Blizny”, które nieco mnie
rozczarowały, bo niestety historia Tamilskich Tygrysic mnie nie porwała, jakoś
specjalnie nie było tam opowieści. Kilka wspomnień i współczesne życie
wojowniczek to za mało na przejmującą i wciągającą historię. Wydaje mi się, że
w filmie zabrakło po prostu treści. Nieco lepiej poradziła sobie autorka
dokumentu „Ściana cieni”, która przyjrzała się głównie życiu tragarzy
pracujących w Himalajach. Nie jest to dzieło spełnione, dwa motywy filmu nieco
się gryzą, konflikt wydaje się sztucznie stworzony, a gra bohaterów ustawiona. A
jednak ten świat i ci ludzie fascynują, z uwagą przyglądałem się ich losom.
Najlepiej z moich premierowych
seansów polskich filmów wypadła „Lekcja miłości”, o pewnej starszej pani
biorącej życie w swoje ręce. Wydawałoby się, że może być to budująca i
krzepiąca opowieść, ale jest to przede wszystkim przejmująca historia kobiety,
która przez lata żyła w związku dalekim od idealnego. Odważna, ciekawa, na swój
sposób piękna kobieta próbuje zaznać kilku chwil radości, bardzo jej
kibicujemy, ale przez jej twarz przebija jednak smutek. Ten film może się bardzo
spodobać.
Osobne miejsce poświęcę filmowi „Jak
Bóg szukał Karela”, w którym Czesi przyglądają się polskim Katolikom i robią to
w prześmiewczy sposób. Wielu Katolików w Polsce zapewne poczuje się dotkniętych,
bo czeska ekipa bezwzględnie ukazuje słabości tej religii, jej hierarchów i
wiernych. Film wydaje się jednak bardzo jednostronny i płytki, nie widzę w nim
przesadnej wartości, bo raczej wkurza i zawstydza niż czegoś uczy i uwrażliwia.
Katolicy odrzucą film na pewno, niewierzący będą chichotać. Nic nowego…
Życie z wojną w tle i bezwzględna
polityka
Wojna różne ma oblicza. Wstrząsający
„Witamy w Czeczeni” opowiada o prześladowanych w tym kraju środowiskach LGBT i
jest to świadectwo, które boli potwornie. Jest to też opowieść o walce
aktywistów o uratowanie zagrożonych ludzi, którzy chcą żyć zgodnie ze swoimi
potrzebami i przekonaniami. Taki seans w Polsce ma dziś szczególne znaczenie.
Ten film mówi o zagrożeniu, które czai się tuż za rogiem.
„Dla Samy” to jeden z najczęściej
nagradzanych festiwalowych dokumentów i nominowany do Oscara. Kolejne
świadectwo bestialstwa do jakiego dochodziło i dochodzi w Syrii. Tym razem jest
to dokument zrealizowany w formie dziennika i pamiętnika, który skierowany jest
do dziecka głównej bohaterki/reżyserki. I ponownie oglądamy wstrząsające obrazy
z tej wojny i z Aleppo, równanego stopniowo z ziemią przez reżim i rosyjskie
samoloty.
Wydarzeniem festiwalu i laureatem
głównej nagrody jest w tym roku dokument „Ziemia jest niebieska jak pomarańcza”.
To intymny portret rodziny żyjącej na Ukrainie i w sąsiedztwie wojny z Rosją. Na
czele jury stał w tym roku Paweł Pawlikowski i wcale nie dziwi mnie ta nagroda,
jeśli przypomnimy sobie jego bardzo osobiste i zaangażowane dokumenty.
Do nurtu tego zaliczę też
znakomity film o Imeldzie Marcos zatytułowany „Ważniejsza od królów”, który
bezwzględnie obnaża arogancję i żądzę władzy rodziny i współpracowników dawnego
dyktatora Filipin. Przerażający obraz kobiet, człowieka, świata, uzależnionego
od władzy i pieniędzy.
„Jak przetrwać zarazę” to jeszcze
jeden zapis zmagań aktywistów walczących o prawa osób chorych na AIDS w latach
80 i 90 w obliczu tej śmiertelnej choroby. Złożony głownie z archiwów film
przybliża osoby, które odegrały szczególną rolę w nowojorskim środowisku osób zaangażowanych
w walkę z AIDS. Z jednej strony wszystko już zostało powiedziane, ale z drugiej
ukazano historię z perspektywy, której nie znałem.
Ekologia
Filmy szeroko rozumianej grupy
mają zawsze na tym festiwalu silną reprezentację. Było tak i w tym roku. Współprodukowana
przez Leonardo DiCaprio „Zatoka cieni” to relacja z walki o uratowanie
zagrożonego gatunku Morświna w wodach Zatoki Meksykańskiej. To też ciekawe
spojrzenie na wymiar społeczny i sensacyjny tej sprawy. Z jednej strony rybacy
łowiący legalnie, z drugiej kłusownicy zabijający dla zysku. Ma ten film fajny
charakter, jest szybki, ma napięcie. Porządna amerykańska robota.
Podobnie jest z dokumentem Rona
Howarda „Odbudować Paradise”, który w iście hollywoodzkim stylu opowiedział
historię miasteczka zniszczonego w wyniku pożaru i ukazał walkę niewielkiej społeczności
o powrót do normalności. Wiele tutaj dostrzegłem ciekawych obserwacji
dotyczących mechanizmów władzy, rodzącej się solidarności, ale przede wszystkim
cichych bohaterów, którzy pragną powrócić do swojego świata. Tragedia pokazana
została w bardzo filmowy sposób, dokument świetnie został wymyślony i
zmontowany. Balansując na granicy wzruszenia, mówi też coś ważnego też o naszym
świecie. Takie zagrożenie czaić może się za każdym rogiem. Warto być
przygotowanym. „Odbudować Paradise” to mój ulubiony film na tym festiwalu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz