Jim Carrey |
Lista światowej sławy aktorek i
aktorów bez nominacji do Oscara jest imponująca i nieco smuci. Nie kierując się
kolorem skóry łatwo dostrzec, jak wielu wybitnych twórców było i jest przez
Akademię pomijanych. Czy należy doszukiwać się tutaj spisku?
To oczywiście pytanie żartobliwej
natury. Powodów braku nominacji dla grona wybitnych aktorów, nie tylko
amerykańskiego kina, jest mnóstwo i zapewne każdy przypadek należy rozpatrywać
osobno. Gdyby tylko Akademia kierowała się oceną samej kreacji aktorskiej,
zapewne nie pominęłaby tak wielu wybitnych ról w wykonaniu świetnych aktorów.
Niestety nie to jedynie decyduje o zdobyciu nominacji do Oscara. Stoją za tym,
głównie w dzisiejszych czasach, pieniądze. To studio filmowe w porozumieniu z
producentem decyduje kto z aktorów w danym filmie będzie zgłoszony do Oscara,
co oznacza przeznaczenie odpowiednich środków na promocję danego wykonawcy. Na
przykład lata temu zdecydowano się przy okazji „Pulp Fiction” oscarowo postawić
wszystko na Johna Travoltę, z pominięciem chociażby Samuela L. Jacksona czy
rewelacyjnego Bruce’a Willisa. Takie wybory producentów zależą oczywiście od
zasobności portfela. W tym roku do kategorii Aktor Drugoplanowy zgłoszono kilku
wybitnych wykonawców grających w filmie „Spotlight” i zakończyło się to
sukcesem dla Marka Ruffalo, ale porażką dla Michaela Keatona. Trudne wybory…
Każdy oscarowy sezon przynosi
podobne rozważania. Dlaczego znalazła się na liście nominowanych ta osoba, a
dlaczego zabrakło kogoś innego. Nie inaczej jest w tym roku, choć wszyscy
skupiają się głównie na braku aktorów czarnoskórych. Ponad 6000 członków
Amerykańskiej Akademii Filmowej typuje nominowanych i laureatów spośród jedynie
kilkudziesięciu tytułów i to takich, które podetknięto im niemal pod nos (czyli
dostarczono link lub płytę z danym tytułem). Pamiętać trzeba, że dróg do
nominacji oscarowej jest bardzo wiele. Zasługi, docenienie przez krytyków,
zauważenie przez branżę, odpowiednie naciski, moda na daną osobę i wiele innych
czynników. Stąd zapewne tak zasłużona tegoroczna nominacja dla Sylvestra
Stallone’a.
W historii Oscarów nie zawsze to
jednak działało i dziś lista z aktorkami i aktorami bez nominacji do Oscara
jest znacznie dłuższa, niż ta z gwiazdami docenionymi tym wyróżnieniem. Nagrody
Akademii to głównie wyróżnienia przemysłu amerykańskiego (anglojęzycznego) stąd
więc lista taka skupia się właśnie na aktorach z tego obszaru kultury filmowej.
Warto jednak spojrzeć też na sławy światowego nieanglojezycznego kina, którym
nie dane było otrzeć się nawet o nominację do Oscara.
Spośród aktorskich geniuszy,
którzy nie będą już mogli udowodnić Akademii swojego wielkiego talentu znajdują
się m.in.: Boris Karloff, Bela Lugosi, Buster Keaton (tylko Oscar honorowy), Klaus
Kinski, Toshiro Mifune, Peter Lorre, Joseph Cotten, Edward G. Robinson, Rita
Hayworth, Marilyn Monroe, John Cazale oraz zmarły niedawno Alan Rickman. Trudno
zrozumieć, jak to się stało, że nie zdobyli oni nawet nominacji do Oscara. Lugosi za najsłynniejszą w historii
interpretację roli Drakuli (zapewne nie odpowiadał w latach 30-tych oscarowym
standardom). Monroe za stworzenie
wielu udanych lekkich ról, ale przede wszystkim za „Pół żartem, pół serio”. Hayworth przede wszystkim za nieśmiertelną
„Gildę”. Robinson za kilka
pamiętnych gangsterskich kreacji z lat 30-tych. Mifune za wybitne dokonania w kinie samurajskim, a przede wszystkim
„Tron we krwi”. Kinski za kilka
wielkich ról u Herzoga. I w końcu mój ulubiony John Cazale, który w swojej krótkiej karierze zagrał jedynie w
pięciu filmach i wszystkie nominowane były do Oscara w kategorii Najlepszy Film
(„Ojciec chrzestny I i II”, „Rozmowa”, „Pieskie popołudnie”, „Łowca jeleni”).
Przydałoby się Akademii nieco więcej odwagi, wtedy nie przegapiłaby wybitnej
kreacji, zmarłego przed kilkoma dniami, Alana
Rickmana w „Szklanej pułapce”.
Lista żyjących aktorek i aktorów,
którzy nigdy nie otrzymali nominacji do Oscara wygląda jeszcze bardziej
imponująco. Wielu z nich to postacie światowego formatu i dlatego bardzo trudno
jest zrozumieć, dlaczego Akademia nie doceniła nigdy na przykład Isabelle Huppert. Była ku temu okazja
co najmniej kilkukrotnie, ale chyba najbardziej w związku z rolą w „Pianistce”
Michaela Haneke. Przed aktorką jeszcze wiele wybitnych ról, praktycznie co roku
taka pojawia się w kinie, ale czy Akademia to dostrzeże?
Wśród aktorów aktywnie
udzielających się w kinie brak nominacji dla Sama Rockwella uznać należy za spore niedopatrzenie Akademii. Udanych
ról w jego dorobku było wiele, ale ta w „Niebezpiecznym umyśle” u George’a
Clooneya pokazała go od najlepszej strony. Potwierdzeniem tego był na pewno
„Moon”, film jednego aktora, ale też dowód jak można za pomocą jednej tylko
osoby utrzymać napięcie w całej
opowieści. W drugim planie Rockwell świetnie wypadł w „Zabójstwie Jesse’ego
Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” i „Autostopem przez galaktykę” a
ostatnio w „Najlepsze, najgorsze wakacje”.
Kilkoro wykonawców pracuje
obecnie ciężko nad swoimi przyszłymi oscarowymi nominacjami. Z roku na rok
coraz mocniejszą pozycję ma Oscar Isaac.
Poważnym błędem było pominięcie go przy nominacjach za rolę w „Co jest grane,
Davis?” braci Coen. Przed rokiem podobnie sprawa miała się z „A Most Violent
Year”, a w tym sezonie z „Ex Machina”. Nominacja dla Isaaca wkrótce stanie się
faktem, ale możemy spać spokojnie, nie otrzyma jej na pewno za kolejne części
„Gwiezdnych wojen” gdzie występuje w roli Poe Damerona. Na pewno jednak ten
film bardzo mu pomoże.
Jim Carrey, człowiek legenda to inny przypadek. Czy on będzie miał
jeszcze okazję zachwycić Akademię? Brak nominacji do Oscara dla Jima Carreya
jest tym bardziej bolesny, z powodu niedocenienia jego wybitnych ról w „Truman
Show” oraz „Człowieku z księżyca”. Aktor podejmuje dziś różne wyzwania, może
udział w polskiej koprodukcji pt. „True Crimes” przyniesie mu szczęście? Podobnie
nie będzie dziś łatwo docenić Bruce’a
Willisa, który ostatnio rozmienia się na drobne w marnych filmach
sensacyjnych i nieudanych hollywoodzkich dramatach. Za to gdy dostaje angaż u
Woody’ego Allena, to rezygnuje z pracy po kilku dniach spędzonych na planie. Od
czasu do czasu stać go jednak na rolę ważną w udanym filmie, a tak było na
przykład kilka lat temu z „Kochankami z Księżyca” Wesa Andersona. Bruce
wyraźnie potrzebuje dobrego scenariusza i wybitnego reżysera, ale rachunki
płaci grając w marnych filmach klasy B. Cały czas nie mogę zrozumieć braku
nominacji do Oscara dla takich gigantów jak John Turturro, John Goodman
i Ray Winstone. Dorobek filmowy każdego
z nich jest ogromny, znakomitych ról mnóstwo. Jak można było nie zauważyć
Turturro chociażby w „Big Lebowski”, Goodmana w „Barton Fink” i „Argo”, a
Winstone’a w „Proposition”? Dużo tutaj kina braci Coen, wypomnijmy więc
Akademii brak nominacji dla Steve’a
Buscemi za „Fargo”. Telewizja już go doceniła i to sam Martin Scorsese w
„Zakazanym imperium”. Dziś należy wypatrywać odpowiedniego scenariusza i Oscar
stanie na półce tego znakomitego aktora.
Można śmiało założyć, że jednym z
najbardziej pokrzywdzonych przez Akademię aktorów jest Ewan McGregor i to niemal od samego początku swojej kariery. Na
nominację zasłużył zdecydowanie już w „Trainspotting”, ale i później w jego
karierze były prawdziwe przebłyski aktorskiego geniuszu. W ostatnich tylko
latach dobrze spisał się w filmach: „Niemożliwe”, „Debiutanci”, „Autor widmo”,
„I Love You Phillip Morris”, a wcześniej w tak znanych produkcjach, jak m.in.
„Młody Adam”, „Idol” czy „Moulin Rouge!”.
Wśród aktorek wypatruję nominacji
dla Scarlett Johansson i już
nadchodzący „Ave, Cezar!” braci Coen może jej takie uznanie przynieść. Coenowie
piszą świetne role, wiele z nich zamieniło się nie tylko w nominacje, ale też w
Oscary. Johansson dziś częściej kojarzy się jako Czarna wdowa czy Lucy, ale z
pewnością wypatruje swojej oscarowej szansy. Wielki talent jest, czego dowodem
rewelacyjne „Między słowami”. Przed rokiem była okazja docenić ją oscarowo w
„Under the Skin” oraz za zagranie jedynie głosem (ale jak ona to zrobiła!) u
Spike’a Jonze w „Ona”. Była niesamowita w „Don John”, świetna w „Vicky Cristina
Barcelona” i „Wszystko gra” u Woody’ego Allena. Wcześniej zaś pokazała się z
najlepszej strony w „Dziewczynie z perłą” i „Ghost World”. Do wyboru, do
koloru.
Takimi poważnymi kandydatkami do
oscarowych aktorskich nominacji są na pewno także Robin Wright i Claire Danes,
które na razie utknęły w serialowych przebojach „House of Cards” i „Homeland”. Kerry Washington za „Django” powinna
być znacznie częściej nagradzana, ale to tylko kwestia czasu, gdy znajdzie się twórca
ze scenariuszem godnym aktorskiego Oscara.
Czy to koniec kandydatów do
oscarowych laurów? Zdecydowanie nie, a lista aktorek i aktorów pomijanych do
tej pory przez Akademie jest imponująca. Oto, kto jeszcze nie zdobył nawet
nominacji do Oscara (i jest to tylko krótki wybór spośród wielu osób):
AKTORKI: Brigitte Bardot, Michelle Yeoh, Regina
King, Carrie Fisher, Bibi Andersson, Catherine O’Hara, Ellen Barkin, Demi
Moore, Ashley Judd, Cameron Diaz, Kate Beckinsale, Allison Janney, Kerry
Washington, Rosario Dawson, Shelley Duvall, Thandie Newton, Julie Delpy, Meg
Ryan, Jamie Lee Curtis, Isabella Rossellini, Gong Li.
AKTORZY: Donald Sutherland, Richard Gere, John
Cusack, Alfred Molina, Kevin Bacon, Paul Dano, Steve Martin, Dennis Quaid,
Peter Sarsgaard, Ving Rhames, Hugh Grant, Malcolm McDowell, Bill Paxton, Harry
Dean Stanton, Ray Liotta, Michael Sheen, Brendan Gleeson, Stacy Keach, Brian
Cox, Giancarlo Esposito, Colin Farrell, Antonio Banderas, Brian Dennehy, James
McAvoy, Patrick Stewart, Sam Neill, Bill Nighy, Paul Bettany, Paddy Considine,
Val Kilmer, Kurt Russell, Eric Bana, Michael B. Jordan, Jeffrey Wright, Guy
Pearce, David Oyelowo, Martin Sheen, Idris Elba, Danny Glover oraz (tak, tak)
Arnold Schwarzenegger.
Wydaje się, że aktor czy aktorka
muszą po prostu trafić na „swojego Tarantino” i swój czas. Nawet Arnold mógłby wykrzesać z siebie sporo
umiejętności, gdyby dać mu do ręki znakomity scenariusz. Dowodem na to niedawna
„Maggie”, która pokazała aktorstwo Schwarzeneggera
z bardzo dobrej strony. Na dowód tego przypadek Sylvestera Stallone’a, który po latach ponownie znalazł się w
orbicie zainteresowań Akademii i nie jest bez szans w finałowej walce o Oscara.
Potrzebna była do tego po prostu dobra rola, ale stworzona i wyreżyserowana
przez utalentowanego twórcę. Stallone powinien mocno uściskać Ryana Cooglera za
zrobienie tak dobrego filmu, jak „Creed: Narodziny legendy”.
W takim miejscu poszukiwanie
aktorskich sław z Polski, które miałby dzisiaj szansę na nominację do Oscara,
może być fajną zabawą, choć musimy podejść do tego ze sporym dystansem. Czy zdobycie uznania Akademii jest takie
niemożliwe? W historii Oscarów mamy aktorską nominację dla polskiej aktorki.
Otrzymała ją w 1967 roku Ida Kamińska za udział w czechosłowackim „Sklepie przy
głównej ulicy”. Można?
Przed rokiem na takie wyróżnienie
wśród aktorek drugoplanowych zasłużyła Agata
Kulesza, dzięki roli w „Idzie” i wiele wskazuje na to, że bliska była
zdobycia tej nominacji. Od lat nie mieliśmy takiej szansy, ale nie wyszło. „Oscarowe
drzwi” zostały jednak nieznacznie uchylone, a to otwiera drogę do marzeń. W tym
roku Agatę Kuleszę zobaczymy u boku hollywoodzkiego giganta Jima Carreya w
filmie „True Crimes” i o ile: a) film się udał, b) rola aktorki jest wyraźna i
ciekawie zbudowana, c) film będzie wydarzeniem w USA, to kto wie czy nasza
aktorka ponownie nie będzie krążyła wokół najważniejszych nagród świata.
Przed nami otwarta przyszłość, a
tam coraz ciekawiej rozwijająca się międzynarodowa kariera Marcina Dorocińskiego, który przy odrobinie szczęścia i dzięki
udanym rolom w dużych filmach mógłby budować swoją pozycję za granicą.
Osobiście uważam, że poziom światowego aktorstwa wśród naszych wykonawców jest także
udziałem Roberta Więckiewicza, ale
aktor nie jest specjalnie zainteresowany karierą międzynarodową.
Polski przepis na oscarową
nominację? Duży międzynarodowy film z sukcesami na koncie + świetna rola
aktorska = wydarzenie światowego formatu, obok którego Akademia nie może
przejść obojętnie.
Takim filmem był kilka lat temu
francuski „Artysta”, który w umiejętny sposób opowiadał o Hollywood. Oscara dla
najlepszego aktora zdobył mało kojarzony na świecie Francuz Jean Dujardin. I wcale nie była mu do
tego potrzebna znajomość języka angielskiego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz