Paweł Pawlikowski jest jeszcze przed zdjęciami do swojego
najnowszego filmu, za to Przemysław Wojcieszek już szykuje się na premierę w
Berlinie. Dwaj twórcy o swoich najnowszych propozycjach, które mogą się nie
spodobać obecnej władzy.
Nowy film Pawła Pawlikowskiego nosił będzie tytuł „Zimna
wojna”. Jego akcja rozgrywała będzie się w Polsce w latach 50. i 60. ubiegłego wieku.
"Chcę opowiedzieć o parze, która nie może bez siebie żyć i nie może żyć
razem. O wielkiej i trudnej miłości, przepuszczonej przez młyn historii" -
powiedział Pawlikowski. "Wprawdzie nie będzie tam wiele o polityce i
kompletnie nic o Żydach, ale obawiam się, że z powodów artystycznych film i tak
nie przypadnie do gustu pani premier" – dodał reżyser mając na myśli
wypowiedz pani premier Szydło na temat „Idy” i jej „negatywnego oddziaływania w
kraju”.
Pawlikowski zdecydował się na umieszczenie akcji w dość
trudnym dla Polski okresie. "Czasy, w których człowiek mierzy się z
historią, zazwyczaj wyciągają głębszą prawdę o nas. Poza tym opowiadam o
młodych ludziach, a tamtych rozumiem o wiele lepiej niż współczesnych, którzy
wyrastają w wirtualnym świecie. Sam wówczas dorastałem, interesuje mnie
literatura tego okresu, tam jest wszystko, co karmi moją fantazję" -
tłumaczy Pawlikowski w wywiadzie dla Newsweeka.
Mocnym uderzeniem będzie zapewne "Knives Out"
Przemysława Wojcieszka. Jak przeczytać można na gazeta.pl: Rzecz dzieje się w
jak najbardziej współczesnej Polsce, dosłownie dziś - jest już po wyborach
prezydenckich, które wygrał Andrzej Duda. Domek w lesie, nad jeziorem. Na letni
weekend przyjeżdża tam grupa młodych ludzi. To przyjaciele sprzed lat -
chodzili razem do liceum, pół dekady temu zdawali maturę, ale potem ich ścieżki
się rozdzieliły. Wiele ich dzieli, ale łączy, że kochają Polskę. W świat
wchodzi Ukrainka. Atmosfera nakręca się coraz bardziej, z twarzy z pozoru
miłych biznesmenów i urzędników spadają maski, alkohol sprawia, że przestają
się hamować.
- Przez cały ubiegły rok pracowałem nad innym projektem -
opowiada Wojcieszek. - Kiedy patrzę dziś na niego z perspektywy "Knives
Out", widzę typowy polski film - wyestetyzowaną wydmuszkę, która ma
podobać się w Gdyni, a następnie trafić do prime time'u w publicznej telewizji.
Tymczasem wybory wygrywa Duda i jego metroseksualny nacjonalizm, a dodatkowo
okazuje się, że wygrał dzięki głosom dwudziestoparolatków.
- Zrealizowałem zdjęcia w rekordowym czasie dwóch tygodni.
Ale prawdę mówiąc flow był tak dobry, że już po dwunastu dniach nie było co
robić - opowiada reżyser. - Uwielbiam szybkie kino polityczne, miałem do tego
świetny zespół, najlepszy od lat. Z rekordową grupą debiutantów, których
entuzjazm mnie napędzał. Kiedy pomysł jest dobry i wszyscy wierzą w to co
robią, wtedy mnóstwo rzeczy powstaje bezwiednie, intuicyjnie. Musimy zdążyć na
festiwal, bo to kolosalna szansa na promocję filmu, grających w nim aktorów
oraz na zwrot zainwestowanych w projekt pieniędzy. Cały tekst tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz