Na stronach Onetu pojawiła się rozmowa
z Leszkiem Kopciem, dyrektorem Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Odniósł się on do zamieszania, jakie towarzyszyło ogłoszeniu składu Konkursu
Głównego festiwalu. Niby wszystko udało się „załagodzić”, ale niesmak pozostał.
Czujemy wszyscy, że reforma zasad, na jakich funkcjonuje festiwal, jest
konieczna - mówi Onetowi Leszek Kopeć, dyrektor Festiwalu Polskich Filmów
Fabularnych w Gdyni. Oby rozmowa, która
nas czeka, była pozbawiona niepotrzebnych emocji i wzajemnego oskarżania się.
Ten etap mamy już za sobą - dodaje.
Ja w ogóle mogło dojść do takiej
sytuacji? Sytuacja okazała się niejasna,
bo niektórzy członkowie Komitetu nie słyszeli o zawartej ustnie umowie. Błędem
było, że nie została ona zapisana, teraz to wiemy. Nie sądziłem jednak, że
wszystko potoczy się w ten sposób i wywoła tak wielkie napięcie. Tym bardziej
że Komitet przychylił się do większej liczby rekomendacji Zespołu Selekcyjnego,
niż musiał: wybrał aż 13 wskazanych filmów, a nie 8. A zatem większość filmów w
ogłoszonej selekcji pochodziła właśnie z wyboru Zespołu Selekcyjnego. Spór
wybuchł w momencie, gdy zaczęła się dyskusja o tę pierwszą ósemkę. Uważam
jednak, że takie nieporozumienia powinniśmy wyjaśniać w swoim gronie –
tłumaczy Leszek Kopeć.
Podczas festiwalu w Gdyni, w
sobotę kończącą to wydarzenie, w godzinach okołopołudniowych dojdzie do
spotkania w ramach Forum Stowarzyszenia Filmowców Polskich, którego tematem będzie
rozmowa o kształcie festiwalu.
Ja również chętnie wezmę udział w tej dyskusji. Czujemy wszyscy, że
jakaś korekta czy reforma zasad, na jakich funkcjonuje festiwal, jest
konieczna. Obecny stan rzeczy to także efekt wcześniejszych zmian, związanych z
likwidacją funkcji dyrektora artystycznego kilka lat temu. Pojawiła się wówczas
propozycja, by przynajmniej na jakiś czas część kompetencji dyrektora
artystycznego przenieść na dyrektora Rady Programowej, którym był już wtedy
Wojciech Marczewski – dodał Leszek Kopeć.
Zdaniem dyrektora gdyńskiego
festiwalu konieczne jest wypracowanie przejrzystego systemu, starannie
przemyślanego i opisanego regulaminem, akceptowanym przez wszystkich
zainteresowanych. Jedną z omawianych kwestii będzie zapewne propozycja
przywrócenia funkcji dyrektora artystycznego. Może rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby była to jedna osoba z
uprawnieniami dyrektora programowego lub selekcjonera. Jest natomiast pewna
różnica w nazewnictwie: jeśli mówimy o dyrektorze artystycznym, to odwołujemy
się do przykładów takich festiwali jak Cannes czy Berlin. Jednak również tam
dyrektorzy artystyczni wspierają się radą zespołów preselekcyjnych, sami
przecież nie zdołaliby obejrzeć wszystkich filmów zgłaszanych do konkursów. To
model sprawdzony – uważa.
Takie rozwiązanie to jedna z propozycji. Nie jestem jej przeciwnikiem,
ponieważ wcale nie zależy mi, by monopolizować w swoim ręku pewne decyzje. Oby
rozmowa, która jest teraz przed nami, była pozbawiona niepotrzebnych emocji i
wzajemnego oskarżania się. Ten etap mamy już za sobą. Jeśli chodzi o model
Konkursu Głównego, powinniśmy znaleźć złoty środek. Nie chciałbym, by
prezentowane były w nim wyłącznie filmy spełniające wymogi gatunkowe. To byłaby
zdecydowanie zbyt ograniczona formuła. Jestem za zrównoważonym podejściem.
Możemy w Konkursie Głównym pokazać kilkanaście filmów, co pozwala nam postawić
na różnorodność. Trzeba tylko bardziej skupić się nad ładem w procesie selekcji
– zaznacza dyrektor Kopeć.
A co o tegorocznej selekcji
konkursu sądzi dyrektor? Z jednej strony
mamy kilka filmów historycznych, zrealizowanych w nieco edukacyjnej,
tradycyjnej konwencji, tak jakby założono, że powinna je oglądać widownia
szkolna. Z drugiej strony są także prace bardzo hermetyczne pod względem
artystycznym. Coraz więcej twórców wyłamuje się z konwencji klasycznego
opowiadania, opartego na trzyaktowej strukturze bądź którymś z klasycznych
paradygmatów scenariuszowych. Efekty bywają bardzo interesujące. Osobiście,
mimo że mam dość konserwatywne usposobienie, nigdy nie stroniłem od filmów
niekonwencjonalnych. Często głosowałem, ku zdziwieniu niektórych kolegów, za
pracami oryginalnymi, które czasem nie były dla mnie całkowicie czytelne, ale
dobrze uzupełniały obraz rozwoju polskiego kina na przestrzeni dwunastu
miesięcy, pomiędzy jedną edycją festiwalu a drugą.
Mamy za sobą udany rok w polskim kinie, które utrzymuje się na bardzo
przyzwoitym poziomie. Natomiast nie odnotowałbym wyróżniającego się arcydzieła
dystansującego resztę konkurencji. Średnia się wyraźnie podniosła, co może
budzić dumę z naszej kinematografii. Kiedyś w Stanach Zjednoczonych mówiło się,
że udany jest jeden film na dziesięć powstających. Według mnie w Polsce udaje
się dziś jeden na cztery film, co jest świetnym wynikiem.
Przypisywanie nam roli cenzorów politycznych jest dużą
niesprawiedliwością. Proszę zwrócić uwagę, że do Konkursu Głównego nie wszedł
film "Klecha", a pewnie powinien był, gdybyśmy myśleli kategoriami
klucza konserwatywno-politycznego. Przed trzema laty Komitet nie dał się
przekonać do "Historii Roja", a rok temu bez problemu o nagrody
ubiegał się "Kler". Zapewniam, że udaje się nam dokonywać
niezależnych wyborów, chociaż niektórzy poddają to w wątpliwość. Niestety, jako
naród nosimy w sobie chorobę upolityczniania wszelkich możliwych kwestii, co
wynika z głębokich podziałów, jakie obserwujemy na co dzień.
Gdyby na samym początku tego sporu dano nam trochę czasu, choćby dzień
albo dwa, podejrzewam, że efekt byłby bardzo podobny: znacząca część Komitetu
spotkałaby się z Zespołem Selekcyjnym, przedyskutowalibyśmy sytuację i pewnie
udałoby się wypracować kompromis. Mam jednak nadzieję, że ostateczna decyzja o
włączeniu spornych filmów do konkursu oczyściła atmosferę i otworzyła przed
nami nową perspektywę. Widać czasem i tego rodzaju katharsis jest potrzebne. [źródło
Onet.pl, autor artykułu Piotr Jagielski]
***
Kształt Konkursu Głównego w Gdyni
jest i dla mnie bardzo istotny. To bardzo ważne filmowe wydarzenie,
najważniejsze w naszym kraju dotyczące prezentacji filmów polskiej
kinematografii. Nie powinno być tu miejsca na filmy drogie, ale mniej udane,
które zajmują miejsce propozycjom mniejszym, ale bardziej wartościowym. Filmy
historyczne i te bardzo kosztowne powinny pojawiać się w konkursie, jeśli tylko
spełniają wysoki poziom wartości artystycznej. Takie duże produkcje powinny być
pokazane w Gdyni, ale na specjalnych pokazach, w świetle fleszy i z czerwonym
dywanem. Takie kino też jest ważne. Coraz bardziej skłaniam do powiększenia
liczby filmów w Konkursie Głównym. W tym roku mogło być ich aż 20, a myślę, że
około 25 tytułów też udałoby się zmieścić. Niezbędny jest moim zdaniem odważny
i niezależny dyrektor artystyczny festiwalu, bez takiej osoby reforma Gdyni nie
ruszy z miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz