niedziela, 28 lipca 2019

44. FPFF. Reforma festiwalu jest potrzebna


Na stronach Onetu pojawiła się rozmowa z Leszkiem Kopciem, dyrektorem Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Odniósł się on do zamieszania, jakie towarzyszyło ogłoszeniu składu Konkursu Głównego festiwalu. Niby wszystko udało się „załagodzić”, ale niesmak pozostał.

Czujemy wszyscy, że reforma zasad, na jakich funkcjonuje festiwal, jest konieczna - mówi Onetowi Leszek Kopeć, dyrektor Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Oby rozmowa, która nas czeka, była pozbawiona niepotrzebnych emocji i wzajemnego oskarżania się. Ten etap mamy już za sobą - dodaje.

Ja w ogóle mogło dojść do takiej sytuacji? Sytuacja okazała się niejasna, bo niektórzy członkowie Komitetu nie słyszeli o zawartej ustnie umowie. Błędem było, że nie została ona zapisana, teraz to wiemy. Nie sądziłem jednak, że wszystko potoczy się w ten sposób i wywoła tak wielkie napięcie. Tym bardziej że Komitet przychylił się do większej liczby rekomendacji Zespołu Selekcyjnego, niż musiał: wybrał aż 13 wskazanych filmów, a nie 8. A zatem większość filmów w ogłoszonej selekcji pochodziła właśnie z wyboru Zespołu Selekcyjnego. Spór wybuchł w momencie, gdy zaczęła się dyskusja o tę pierwszą ósemkę. Uważam jednak, że takie nieporozumienia powinniśmy wyjaśniać w swoim gronie – tłumaczy Leszek Kopeć.

Podczas festiwalu w Gdyni, w sobotę kończącą to wydarzenie, w godzinach okołopołudniowych dojdzie do spotkania w ramach Forum Stowarzyszenia Filmowców Polskich, którego tematem będzie rozmowa o kształcie festiwalu.

Ja również chętnie wezmę udział w tej dyskusji. Czujemy wszyscy, że jakaś korekta czy reforma zasad, na jakich funkcjonuje festiwal, jest konieczna. Obecny stan rzeczy to także efekt wcześniejszych zmian, związanych z likwidacją funkcji dyrektora artystycznego kilka lat temu. Pojawiła się wówczas propozycja, by przynajmniej na jakiś czas część kompetencji dyrektora artystycznego przenieść na dyrektora Rady Programowej, którym był już wtedy Wojciech Marczewski – dodał Leszek Kopeć.

Zdaniem dyrektora gdyńskiego festiwalu konieczne jest wypracowanie przejrzystego systemu, starannie przemyślanego i opisanego regulaminem, akceptowanym przez wszystkich zainteresowanych. Jedną z omawianych kwestii będzie zapewne propozycja przywrócenia funkcji dyrektora artystycznego. Może rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby była to jedna osoba z uprawnieniami dyrektora programowego lub selekcjonera. Jest natomiast pewna różnica w nazewnictwie: jeśli mówimy o dyrektorze artystycznym, to odwołujemy się do przykładów takich festiwali jak Cannes czy Berlin. Jednak również tam dyrektorzy artystyczni wspierają się radą zespołów preselekcyjnych, sami przecież nie zdołaliby obejrzeć wszystkich filmów zgłaszanych do konkursów. To model sprawdzony – uważa.

Takie rozwiązanie to jedna z propozycji. Nie jestem jej przeciwnikiem, ponieważ wcale nie zależy mi, by monopolizować w swoim ręku pewne decyzje. Oby rozmowa, która jest teraz przed nami, była pozbawiona niepotrzebnych emocji i wzajemnego oskarżania się. Ten etap mamy już za sobą. Jeśli chodzi o model Konkursu Głównego, powinniśmy znaleźć złoty środek. Nie chciałbym, by prezentowane były w nim wyłącznie filmy spełniające wymogi gatunkowe. To byłaby zdecydowanie zbyt ograniczona formuła. Jestem za zrównoważonym podejściem. Możemy w Konkursie Głównym pokazać kilkanaście filmów, co pozwala nam postawić na różnorodność. Trzeba tylko bardziej skupić się nad ładem w procesie selekcji – zaznacza dyrektor Kopeć.

A co o tegorocznej selekcji konkursu sądzi dyrektor? Z jednej strony mamy kilka filmów historycznych, zrealizowanych w nieco edukacyjnej, tradycyjnej konwencji, tak jakby założono, że powinna je oglądać widownia szkolna. Z drugiej strony są także prace bardzo hermetyczne pod względem artystycznym. Coraz więcej twórców wyłamuje się z konwencji klasycznego opowiadania, opartego na trzyaktowej strukturze bądź którymś z klasycznych paradygmatów scenariuszowych. Efekty bywają bardzo interesujące. Osobiście, mimo że mam dość konserwatywne usposobienie, nigdy nie stroniłem od filmów niekonwencjonalnych. Często głosowałem, ku zdziwieniu niektórych kolegów, za pracami oryginalnymi, które czasem nie były dla mnie całkowicie czytelne, ale dobrze uzupełniały obraz rozwoju polskiego kina na przestrzeni dwunastu miesięcy, pomiędzy jedną edycją festiwalu a drugą.

Mamy za sobą udany rok w polskim kinie, które utrzymuje się na bardzo przyzwoitym poziomie. Natomiast nie odnotowałbym wyróżniającego się arcydzieła dystansującego resztę konkurencji. Średnia się wyraźnie podniosła, co może budzić dumę z naszej kinematografii. Kiedyś w Stanach Zjednoczonych mówiło się, że udany jest jeden film na dziesięć powstających. Według mnie w Polsce udaje się dziś jeden na cztery film, co jest świetnym wynikiem.

Przypisywanie nam roli cenzorów politycznych jest dużą niesprawiedliwością. Proszę zwrócić uwagę, że do Konkursu Głównego nie wszedł film "Klecha", a pewnie powinien był, gdybyśmy myśleli kategoriami klucza konserwatywno-politycznego. Przed trzema laty Komitet nie dał się przekonać do "Historii Roja", a rok temu bez problemu o nagrody ubiegał się "Kler". Zapewniam, że udaje się nam dokonywać niezależnych wyborów, chociaż niektórzy poddają to w wątpliwość. Niestety, jako naród nosimy w sobie chorobę upolityczniania wszelkich możliwych kwestii, co wynika z głębokich podziałów, jakie obserwujemy na co dzień.

Gdyby na samym początku tego sporu dano nam trochę czasu, choćby dzień albo dwa, podejrzewam, że efekt byłby bardzo podobny: znacząca część Komitetu spotkałaby się z Zespołem Selekcyjnym, przedyskutowalibyśmy sytuację i pewnie udałoby się wypracować kompromis. Mam jednak nadzieję, że ostateczna decyzja o włączeniu spornych filmów do konkursu oczyściła atmosferę i otworzyła przed nami nową perspektywę. Widać czasem i tego rodzaju katharsis jest potrzebne. [źródło Onet.pl, autor artykułu Piotr Jagielski]

***

Kształt Konkursu Głównego w Gdyni jest i dla mnie bardzo istotny. To bardzo ważne filmowe wydarzenie, najważniejsze w naszym kraju dotyczące prezentacji filmów polskiej kinematografii. Nie powinno być tu miejsca na filmy drogie, ale mniej udane, które zajmują miejsce propozycjom mniejszym, ale bardziej wartościowym. Filmy historyczne i te bardzo kosztowne powinny pojawiać się w konkursie, jeśli tylko spełniają wysoki poziom wartości artystycznej. Takie duże produkcje powinny być pokazane w Gdyni, ale na specjalnych pokazach, w świetle fleszy i z czerwonym dywanem. Takie kino też jest ważne. Coraz bardziej skłaniam do powiększenia liczby filmów w Konkursie Głównym. W tym roku mogło być ich aż 20, a myślę, że około 25 tytułów też udałoby się zmieścić. Niezbędny jest moim zdaniem odważny i niezależny dyrektor artystyczny festiwalu, bez takiej osoby reforma Gdyni nie ruszy z miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz