Zakochałem się! Jeśli miałbym wskazać jeden film do obejrzenia w czasie 12. American Film Festival to byłby to "C'mon C'mon" w reżyserii Mike’a Millsa. Bo choć udanych propozycji podczas tego wydarzenia jest sporo, to czasami uderza jedna taka prosta opowieść, która niesie ze sobą wartość dotykającą odbiorcę osobiście. Tak było ze mną. Czy to dlatego, że mam dzieci i próbuje zawsze odgadnąć, co im w głowie się dzieje?
Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze chwila na krótkie podsumowanie wszystkich obejrzanych filmów na 12. AFF, ale na gorąco dzielę się dzisiejszym wydarzeniem. "C'mon C'mon" to przebój na festiwalu, na który wcale nie jest łatwo zdobyć bilet. I słusznie, bo trudno nie zauroczyć się tą opowieścią o relacji dorosłego i dziecka, ale też niezwykłym spojrzeniem na świat oczami dzieci, wielu dzieci. Piękny i mądry film, skromny i poruszający, świetnie nakręcony i zagrany. Będę powracał do niego, polecał i pokazywał.
Niech się schowa Joaquin Phoenix (świetny jest, jak zawsze!). Ten film koncertowo rozegrał niejaki Woody Norman, kolejny aktorski diament wśród dzieciaków. W duecie są niesamowici, ale siła tkwi oczywiście w tym co mówią, bo chodzenie po czarno-białym (m.in.) Nowym Jorku już widziałem.
Do tego wyciągnięta z zapomnienia Gaby Hoffman, Mozart muzycznie wykorzystany lepiej niż w "Amadeuszu", a całość fajnie rozegrana, posklejana i po prostu ważna. To moje kino!
21 stycznia 2022 film wchodzi do polskich kin. Wypatrujcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz