piątek, 29 września 2023

„Kos” w polskich kinach z datą premiery

Jeszcze przed 48. Festiwalem Polskich Filmów Fabularnych film „Kos” w reżyserii Pawła Maślony został wycofany z kalendarza premier. Początkowo film ten miał wejść do kin na początku października. Dziś znana jest nowa data premiery oraz nowy dystrybutor filmu. „Kos” kilka dni temu zdobył Złote Lwy na festiwalu w Gdyni, co czyni go jednym z najbardziej oczekiwanych teraz polskich filmów. Nowa data premiery wydaje się bardzo ciekawa.

„Kos” zmienił nie tylko datę premiery, ale też dystrybutora. Teraz film do kin wprowadzi TVP Dystrybucja, która zapowiada premierę na 26 stycznia 2024 roku. Początek roku dobrze sprzyja wprowadzaniu filmów do kin, choć "Kos" będzie miał sporą konkurencję.

Wiosna 1794 roku, w Polsce wrze. Do kraju wraca generał Tadeusz „Kos” Kościuszko, który planuje wzniecić powstanie przeciwko Rosjanom, mobilizując do tego polską szlachtę i chłopów. Towarzyszy mu wierny przyjaciel i były niewolnik, Domingo. Tropem Kościuszki podąża bezlitosny rosyjski rotmistrz, Dunin, który za wszelką cenę chce schwytać generała, zanim ten wywoła narodową rebelię.

„Kos” zdobył cztery nagrody w Konkursie Głównym, w tym tę najważniejszą dla najlepszego filmu. Dodatkowo doceniono też rolę drugoplanową Roberta Więckiewicza, montaż, charakteryzację i montaż. Film został też nagrodzony pięcioma nagrodami pozaregulaminowymi m.in. Nagrodą Dziennikarzy i Stowarzyszenia Kin Studyjnych.

Lubię „Kosa”, choć na festiwalu w Gdyni widziałem dwa lepsze filmy. Skąd mój problem z tym filmem? O „Kosie” tak pisałem podsumowując festiwal: Problem mam dlatego, że oczekiwania i nadzieje z nim związane miałem większe. Producenci „Magnezji” połączyli siły z reżyserem „Ataku paniki” i można było mieć nadzieję, że powstanie koktajl łączący obie filmowe wyobraźnie. W takim kierunku zmierzały moje myśli o historii Tadeusza Kościuszki powracającego do kraju, by rozpalić powstańczy zryw. Tymczasem, nie do końca tak się stało. W pewnym momencie opowieści bohaterowie filmu trafiają do pewnego dworu, gdzie rozgrywają pełną napięć grę o wolność i sprawiedliwość, z udziałem rosyjskiego przeciwnika i kilku niespodziewanych gości. Jest w „Kosie” kilka wątków, kilka spraw, spore zamieszanie i finał w bardzo widowiskowym stylu. Jest też w filmie kilka gorzkich słów na temat naszych wad i przywar, kilka mocnych ocen polskich postaw. Bohaterstwo mamy we krwi, bitnym jesteśmy narodem, ale nie jest łatwo się nam porozumieć i na tych podziałach inni budują swoją siłę. Skąd my to znamy? Bardzo fajny w filmie jest Jacek Braciak w roli Kościuszki i grający jego przyjaciela Jason Mitchell. Demoniczny Robert Więckiewicz, nowoczesna Agnieszka Grochowska i wiele większych i mniejszych postaci tego dramatu, także spisuje się ciekawie.

Problem w tym, że „Kos” jest widowiskiem sprowadzonym głównie do jednego miejsca, a inne wątki po prostu tam się z czasem zbiegają. Porównania do sceny piwnicznej w „Bękartach wojny”, same się nasuwają, ale szukanie w „Kosie” kina Tarantina, to brnięcie w interpretacyjne klisze i ułatwienia. Mimo mojego uznania dla dużej klasy tego filmu, nie mogę uznać „Kosa” za film w pełni spełniony, wizjonerski, odważny. Mam po prostu taki kinofilski niedosyt po seansie, choć zdecydowanie był „Kos” jasnym punktem programu tegorocznego festiwalu.

1 komentarz:

  1. "Tarantina"??? serio?
    Od kiedy to nazwisko się odmienia?

    OdpowiedzUsuń