sobota, 16 września 2023

Polski kandydat do Oscara. Spekulacje, część I

25 września ogłoszony zostanie polski kandydat do Oscara w kategorii Najlepszy Pełnometrażowy Film Międzynarodowy. PISF zapowiada konferencję prasową na godzinę 15:00, na której będą obecni twórcy wybranego filmu. Na czele Komisji Oscarowej stoi Ewa Puszczyńska. Przed komisją zadanie bardzo trudne. Oto pierwsza cześć moich spekulacji dotyczących wyboru polskiego kandydata do Oscara.

Moje spekulacje podzieliłem na części. Pierwszą publikuję przed obejrzeniem 2 z 3 filmów, które moim zdaniem są faworytami w tym wyścigu. Drugą część zaprezentuję już po tych seansach. W poniedziałek 18 września rozpoczyna się bowiem 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, a 22 września do kin wejdzie film Agnieszki Holland.

Po pierwsze, i jest to niepokojące, Polski Instytut Sztuki Filmowej nie zaprezentował listy tytułów, które zostały zgłoszone przez producentów do rywalizacji o miano reprezentowania polskiej kinematografii w Oscarowych zmaganiach. Mimo próby kontaktu, producenci „Zielonej granicy” także nie odpowiedzieli na to pytanie. W mediach społecznościowych cisza… nikt nie puszcza „farby”.

Co decyduje o szansie lub porażce narodowego kandydata do Oscara w kategorii doceniającej filmy międzynarodowe? Od kilku lat dostrzegam kilka kluczowych czynników, jakie na to wpływają, nie jest to szczególnie odkrywcze. Są to: nazwisko reżysera i jego osiągnięcia + liczące się Oscarowe nazwiska wspierające (np. producentów), temat filmu i jego przekaz, droga festiwalowa i jego międzynarodowy odbiór, wsparcie znaczącego agenta i dystrybutora (najlepiej już w USA).

Jednak zanim rozpocznę poszukiwania tegorocznego kandydata, rzut okiem, na wydarzenia dokładnie sprzed roku. 31 sierpnia 2022 roku Komisja Oscara zadecydowała o wyborze „IO” w reżyserii Jerzego Skolimowskiego, na polskiego kandydata do Oscara w kategorii Najlepszy Pełnometrażowy Film Międzynarodowy. To był wtedy jedyny i sensowny wybór, a ostatecznie „IO” zdobyło nominację do Oscara! Na czele Komisji Oscarowej stała wtedy Ewa Puszczyńska, która pełni tę samą funkcję także w tym roku. Wspiera ją w tej pracy między innymi Ewa Piaskowska, producentka i współscenarzystka „IO”.

Ogłaszając tamtą decyzję Ewa Puszczyńska powiedziała o filmie Skolimowskiego: To emocjonalne, wspaniałe kino, które wzrusza i skłania do refleksji nad kondycją współczesnego świata. […] Dodała wtedy, że zrobienie genialnego filmu nie wystarczy, aby dostać Oscara, potrzebne jest odpowiednie zaplecze, a film Skolimowskiego je ma. Zaczęło się od nagrody w Cannes, a to już wielki plus. Ten film został już zaproszony na 51 festiwali, czyli będzie oglądany na świecie. Został sprzedany do 20 krajów, a jest to bardzo ważne, bo coraz więcej członków Akademii Filmowej to nie tylko Amerykanie, ale także Europejczycy i miejmy nadzieję, zechcą wspierać ten film – mówiła przed rokiem przewodnicząca Komisji Oscarowej. Proszę zapamiętać te słowa…

Pójdę tym tropem w poszukiwaniu tegorocznego polskiego kandydata do Oscara, bo jest to dość oczywista droga do Nagrody Akademii. W mojej ocenie kryteria te spełnia w tym roku niewiele filmów zabiegających o możliwość ubiegania się o Oscara w imieniu polskiej kinematografii. Oczywiste tropy to (alfabetycznie): „Chleb i sól” Damiana Kocura, „Chłopi” DK Welchman i Hugh Welchmana, „Zielona granica” Agnieszki Holland. I wcale nie mam pewności, czy wszystkie te filmy zgłoszono do Oscara.

Wiele narodowych kinematografii stawia w ostatnich latach na filmy dokumentalne, a nasza kinematografia ma się czym pochwalić w tej dziedzinie. Gdyby iść odważnie w tym kierunku, to szanse na nominację miałby „Skąd dokąd”, „Pianoforte” czy „Apolonia, Apolonia”. Na taki przełom w polskiej kinematografii się jednak nie zanosi, a te filmy dokumentalne powalczą o Oscara im bezpośrednio dedykowanego („Skąd dokąd” wygrywając jeden z festiwali, już taką kwalifikację otrzymał) lub reprezentując inny kraj, jak „Apolonia, Apolonia”, która jest na finałowej liście kandydatów w Danii (ich wybór poznamy 26 września).

W wielu spekulacjach czytam, że może nas w Oscarowej międzynarodowej kategorii reprezentować „Strefa Interesów”, ale osobiście uważam, że film w reżyserii Jonathana Glazera, choć jest polską koprodukcją, nie będzie lub nie powinna ubiegać się o taką możliwość. Byłoby w tym coś niestosownego, gdyby wybrano film wyprodukowany przez Ewę Puszczyńską, przewodniczącą Komisji Oscarowej. Film nie spełnia też warunków dotyczących premiery kinowej, bo w Polsce pojawi się dopiero w lutym 2024 roku. Bardzo cieszy jednak, że ten film jest dziś wymieniany jako jeden z 10 tytułów, które będą zabiegały o Oscara w głównej kategorii (Najlepszy Film), a Variety przewiduje dodatkowo, że „Strefa interesów” będzie reprezentowała Wielką Brytanię (główny język w tym filmie to niemiecki) w kategorii przeznaczonej dla filmów międzynarodowych.

Zostanę na chwilę przy Komisji Oscarowej, bo w tym roku to mocna kobieca reprezentacja, trzy silne osobowości naszej filmowej branży. Jest Ewa Puszczyńska, której produkcje kilkukrotnie walczyły o Oscara w tej kategorii („Zimna wojna”, „Aida”), a „Ida” Pawła Pawlikowskiego to wyróżnienie zdobyła. Jest wspomniana Ewa Piaskowska, opromieniona sukcesem „IO”, ostatnio pracująca z Romanem Polańskim przy filmie „The Palace”. Jest też w tym gronie Aneta Hickinbotham, współproducentka nominowanego do Oscara „Bożego Ciała”, która stoi też za produkcją naszego kandydata z 2021 roku („Żeby nie było śladów”). Komisja to też trzech panów, dyrektor PISF Radosław Śmigulski, laureat Oscara Allan Starski i dwukrotnie nominowany do Oscara producent z Warszawskiej Szkoły Filmowej Maciej Ślesicki („Nasza klątwa” i „Sukienka”).

Komisja staje przed bardzo trudnym wyborem, dziś mocno uwikłanym w dyskurs polityczny. Czy Komisja ulegnie naciskom, czy wybór będzie zależny czy niezależny? Najważniejszą rolę do odegrania ma na pewno Polski Instytut Sztuki Filmowej, ale polityka i wpływy polityczne są tam bardzo widoczne. Czy wybrany może być film, który obecnej władzy nie odpowiada, który reprezentuje wartości ideologiczne niezgodne z ich polityczną i wyborczą doktryną? Skład Komisji Oscarowej zaakceptował Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego prof. Piotr Gliński, ten sam, który kilka dni temu tak mocno wypowiedział się przeciwko dwóm z trzech filmów, o których pisałem wcześniej.

„Chleb i sól” Damiana Kocura już przed rokiem znajdował się w moich Oscarowych rozważaniach, ale mimo sukcesu na festiwalu w Wenecji, producenci nie zgłosili go wtedy do tej rywalizacji i informowali, że podejmą taką próbę w kolejnym roku. Jeśli decyzję podtrzymali, to „Chleb i sól” może być na liście kandydatów, a przez rok liczba nagród i wyróżnień na arenie międzynarodowej dla tej produkcji znacznie wzrosła. Ten film to byłby ciekawy i odważny wybór. Skromna i mocna opowieść, naturalistyczna sceneria, naturszczycy w obsadzie, ważna społeczna wypowiedź, ale też ważna historia rodziny i ich trudnych wyborów. Po prostu świetne kino! Mimo tych znaczących sukcesów, film bardzo nie spodobał się ministrowi kultury, który w jednym z ostatnich wywiadów powiedział o nim, że jest „sprawnie zrobiony”, ale „kłamie”. „Mamy w Polsce mnóstwo kebabów… Jest bezpiecznie i normalnie, sam bywam ich klientem”, „Jednostkowa historia starcia dwóch klanów, która nagle stawia w złym świetle całą Polskę” – mówił Piotr Gliński w rozmowie z Piotrem Zarembą.

O „Zielonej granicy” Agnieszki Holland i trwającym ataku na reżyserkę oraz twórców, już na blogu pisałem kilka razy. W kwestii kryteriów, o których pisałem wyżej, wybór wydaje się być bardzo sensowny, a film Holland może realnie powalczyć o Oscara. Jeszcze świeża recenzja z New York Timesa, wystawiła „Zielonej granicy” znakomitą laurkę. Film na świecie, ale także za oceanem już teraz zbiera znakomite recenzje. Agnieszka Holland zdobyła trzy nominacje do Oscara, temat poruszany w jej nowym filmie jest ważny w kontekście całego świata, dyskusji o migracji, a nie tylko dla naszego kraju. Jak chcą go postrzegać jego przeciwnicy. Film sprzedany został do wielu krajów, ma świetną prasę, już nagrodę w Wenecji… Cóż więcej dodać. Niestety nie jakość filmu i jego międzynarodowy potencjał będą tutaj decydujące. To starcie dwóch podzielonych światów. I znowu minister kultury, który nadzoruje PISF: "Niektórzy celebryci, artyści używają swojej pozycji do bezwzględnej, nie do końca szczerej, jak mi się wydaje, walki politycznej. Używają emocji w celu uzyskania pewnego oddźwięku politycznego" – mówił Piotr Gliński o filmie Holland w jednej z rozmów na antenie radiowej. Dodał też, że „Zielonej granicy” nie widział.

 „Chłopi” mają podobny potencjał, choć nie mają nagrody na znaczącym festiwalu. Ten film dopiero „startuje”, opinie po premierze w Toronto są mu bardzo przychylne. Stoją za nim twórcy, którzy zdobyli już nominację do Oscara za „Twojego Vincenta”. Nakręceni w podobnej technice malarskiej animacji „Chłopi” mogą się bardzo spodobać, a poprzednia nominacja była właśnie w kategorii doceniającej pełnometrażowe animacje, a nie filmy międzynarodowe. To nieco inna grupa decydująca o nominacjach. Dziś „Chłopi” nie budzą jeszcze takich emocji i nie mają tak dobrej i szerokiej prasy, jak „Zielona granica”, ale to jest kwestia czasu i nakładu pracy zespołu odpowiedzialnego za promocję Oscarową. Podobnie było kilka lat temu z „Bożym Ciałem”, które miało ciekawą drogę do nominacji. Jednak tamten film dotykał innego tematu, a nie wiem czy „Chłopi” mają taki uniwersalny charakter.  

Do Oscarowych spekulacji powrócę za kilka dni…

3 komentarze:

  1. "Chłopi" są jedynym rozsądnym wyborem i najmniej kontrowersyjnym. Z drugiej strony "Chłopów" producenci mogą zgłaszać do innych kategorii, np. do animacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że "Chłopi" będą zgłoszeni właśnie do kategorii Najlepszy pełnometrażowy film animowany. Pójdzie śladem "Twojego Vincenta". Jestem prawie pewna, że do najlepszego filmu międzynarodowego zostanie zgłoszona "Zielona granica".

      Usuń
  2. https://www.sfp.org.pl/wydarzenia,5,34899,1,1,Pianoforte-polski-kandydat-do-Oscara-w-przyszlym-roku.html

    OdpowiedzUsuń