Lincoln |
Historia i stojący za nią ludzie niezmiennie
i od zarania kina dostarczają filmowcom interesujących i wielkich opowieści.
Towarzyszą one też Amerykańskiej Akademii Filmowej, bo po prostu nie można
przejść obok nich obojętnie. Pierwsze Oscary rozdano 16 maja 1929 roku, ponad
10 lat po zakończeniu I wojny światowej i w momencie załamania się światowej
gospodarki. Nagrodę Akademii dla najlepszego filmu otrzymały „Skrzydła”,
oddające hołd lotnikom walczącym w czasie Wielkiej Wojny. Przez kolejne lata
Akademia dostrzegała inne dzieła poświęcone tamtym tragicznym wydarzeniom i
stąd między innymi w 1931 roku zwycięstwo pacyficznego w swojej wymowie, ale
ukazującego zmagania I wojny światowej, „Na zachodzie bez zmian” w reżyserii
Lewisa Milestone’a. W kolejnych latach bywało różnie. Akademia doceniała wiele
gatunków (western, komedia, w szczególności dramaty), ale czasami sprzyjała też
historiom opartym na faktach. W 1935 roku najlepszym filmem roku został „Bunt
na Bounty”, który sięgał do wydarzeń z 28 kwietnia 1789. Dwa lata później
najważniejszego Oscara zdobywa film poświęcony „Życiu Emila Zoli” i sprawie
Dreyfusa.
Kino w tamtych latach realizowało
dużo filmów opartych na prawdziwych wydarzeniach i byłoby błędem pisać, że przeszłość
nie interesowała wtedy Hollywoodzkich magnatów. Produkcje oparte, w mniejszym
lub większym stopniu, na faktach przyciągały publiczność, która chciała oglądać
historie Kleopatry czy Henryka VIII oraz zobaczyć najsłynniejsze z wielkich
historycznych wydarzeń - także by zachwycać się rozmachem i magią kina. Jednak w
tamtych wczesnych latach publiczność kierowała swój wzrok głównie w kierunku
historii wymyślonych, uciekając od smutnych wydarzeń z przeszłości.
Nieprzypadkowo największym powodzeniem w latach 20. i 30. cieszyły się
musicale, filmy gangsterskie, opowieści przygodowe, komedie, westerny… Kręcono
ich też znacznie więcej, bo należały do stosunkowo tańszych w produkcji.
Wiele w takim postrzeganiu kina
zmieniły wydarzenia, które czekały świat w kolejnych dekadach. Pogrom II wojny
światowej, bomba atomowa, nowe zagrożenia, rozwój myśli technologicznej, zmiany
w społeczeństwie, inne oczekiwania i wyzwania. Do głosu doszły nowe pokolenia,
inaczej patrzące na świat i sztukę, szukające innych doznań. Wszystkie te
zmiany wpływały na kino, a Hollywood umiejętnie skorzystało z nastrojów,
upodobań i oczekiwań.
II wojna światowa przyniosła ze
sobą kino propagandowe, które trudno jest posądzić o rzetelne rozliczanie się z
przeszłością. Kino opowiadało historie dziejące się w tamtych trudnych czasach,
ale na wybitne filmy biograficzne ukazujące bolące wydarzenia przyszło widzom
jeszcze poczekać. Lata 40. i 50. przyniosły wiele filmów rozgrywających się w
momentach historycznych, ale wzrok Oscarów skierowany był w innym kierunku.
Nieco naciąganymi wyjątkami były tutaj zwycięstwa „Stąd do wieczności”
(bardziej ekranizacja literatury, niż relacja z ataku na Pearl Harbor) czy
„Mostu na rzece Kwai” (tragizm wojny w Azji). Aż do lat 60. wydarzenia oparte
na faktach nie interesowały Amerykańskiej Akademii Filmowej, choć produkcje takie
cały czas kręcono.
Aby Oscar trafił do filmu
biograficznego, ten musiał w tamtych latach bardzo się wyróżniać. Akademia
zachwycała się wtedy „Ben-Hurem” czy „Gigi” i takie wtedy były trendy.
Powstawało mnóstwo filmów opowiadających o żyjących ludziach, ale czy
„Spartakus” był kinem biograficznym? Raczej sięgał po wydarzenia historyczne i
bardzo je ubarwiał, jak wiele filmów mu podobnych. Podczas Oscarów 1962 roku musical
„West Side Story” okazał się lepsze od dramatu „Wyrok w Norymberdze”, który 17
lat od zakończenia II wojny światowej rozliczał się z tą tragedią. Akademia nie
pozostała wtedy obojętna na to wstrząsające świadectwo zbrodni, przyznając
filmowi 2 Oscary i 9 kolejnych nominacji. Wyzwanie musicalom i „bajkowym” produkcjom
kostiumowym rok później rzucił David Lean w swoim spektakularnym biograficznym
filmie „Lawrence z Arabii”, gdzie opowiedział wojenną historię słynnego pisarza
i podróżnika T.E. Lawrence’a. Ceremonia Oscarów 1963 przyniosła filmowi 7
nagród i do dziś jest to produkcja, od której uczyć powinni się wszyscy twórcy
kina biograficznego.
Zresztą Oscary 1963 były
znaczącym zwrotem w postrzeganiu filmów bazujących na prawdziwych wydarzeniach.
Na pięć najlepszych produkcji roku, aż trzy były właśnie takimi filmami, a
„Lawrence z Arabii” pokonał „Najdłuższy dzień” o lądowaniu Aliantów w Normandii
w 1944 roku oraz kolejną wersję „Buntu na Bounty”. Coś zaczynało się zmieniać w
Akademii, ale postępowało to bardzo wolno. Przez następne kilka lat Oscara
wygrywały kostiumowe filmy, z których tylko „Oto jest głowa zdrajcy” (Oscary
1967) był historią opartą na faktach. Trzeba jednak przyznać, że tamte lata
przyniosły kilka innych znakomitych biografii: „Becket” (nominacje do Oscara
1965), „Bonnie i Clyde” (Oscary 1968), „Lew w zimie” (Oscary 1969), „Anna
tysiąca dni” i pośrednio „Z” (Oscary 1970). Tak dochodzimy do 1971 roku, który
zamknął oscarową dekadę wielkim triumfem filmu „Patton”. 7 Oscarów i 3 kolejne
nominacje dla historii jednego z najwybitniejszych amerykańskich generałów z
czasów II wojny światowej, ale też dla obrazu człowieka bezkompromisowego w
swoich słowach i działaniach.
Przyszedł czas zmian, a kino lat
70-tych w USA uległo przeobrażeniom. Do głosu doszło kolejne pokolenie, które
chciało opowiadać i oglądać historie dotykające ich problemów. Wiele takich
opowieści miało odniesienie w filmach biograficznych, które nie musiały już
szukać tematów w zamierzchłej historii. Ku zaskoczeniu wielu osób, okazało się,
że fascynujące fakty mają miejsce tu i teraz.
W połowie lat 70-tych Akademia
zachwyciła się wieloma takimi filmami, a w pamięci widzów na zawsze już
pozostaną m.in.: „Lenny” (Oscary 1975) z popisową kreacją Dustina Hoffmana, w
roli słynnego amerykańskiego komika wstrząsającego Ameryką w latach 60-tych; „Pieskie
popołudnie” (Oscary 1976), które relacjonowało napad na bank sprzed kilku lat;
„Wszyscy ludzie prezydenta” (Oscary 1977) poświęcony śledztwu w sprawie świeżej
jeszcze afery Watergate; „Midnight Express” (Oscary 1979) o tragicznym losie
młodego Amerykanina w tureckim więzieniu. Z każdym rokiem filmowych biografii
przybywało.
Od lat 80-tych filmy bazujące na
prawdziwych wydarzeniach stanowią znaczącą część oscarowych zmagań i nie ma
praktycznie sezonu bez takiego filmu wśród najlepszych produkcji roku. Coraz
częściej biografie zachwycają Akademię i zdobywają najważniejsze z nagród. Taki
był początek lat 80-tych kiedy to rok po roku zwyciężały brytyjskie „Rydwany
ognia” (Oscary 1982) i „Gandhi” (Oscary 1983). Już w tamtych latach Akademia
przychylnym wzrokiem patrzyła na aktorki i aktorów grających historyczne
postaci. Podczas Oscarów 1981 film Martina Scorsese „Wściekły byk” musiał
jeszcze uznać wyższość „Zwykłych ludzi” Roberta Redforda, ale Oscara za rolę legendarnego
boksera Jake’a LaMotty otrzymał przechodzący transformację na ekranie Robert De
Niro. Chwilę potem Oscary zdobywali m.in.: Ben Kingsley za rolę Gandhiego i F.
Murray Abraham za postać Salieriego w „Amadeuszu”.
Lata 80-te przyniosły wiele znakomitych
filmów bazujących na faktach. Podczas kolejnych edycji Oscarów uznanie zdobyły m.in.:
„Pierwszy krok w kosmos” o amerykańskim programie kosmicznym; „Pola śmierci” o
przewrocie Czerwonych Khmerów w Kambodży; „Amadeusz” o największym kompozytorze
w historii; „Pożegnanie z Afryką” o duńskiej pisarce Karen Blixen; „Misja” o
Jezuitach w Ameryce Południowej; „Pluton” o wojnie w Wietnamie na bazie
wspomnień Olivera Stone’a; „Ostatni cesarz” o historii tytułowego władcy w Chinach;
„Missisipi w ogniu” o morderstwie na tle rasistowskim i śledztwie FBI; „Moja
lewa stopa” o niepełnosprawnym utalentowanym artyście. Każdy taki film przynosił
zazwyczaj wielką kreację aktorską. Oscary zdobyli m.in. Haing S. Ngor za „Pola
śmierci” czy Daniel Day Lewis za „Moją lewą stopę”, a nominacje otrzymało wiele
innych słynnych wykonawców w tym m.in. Tom Hulce za Mozarta i Meryl Streep za
zagranie Karen Blixen.
W latach 90-tych oraz pierwszej
dekadzie XX wieku filmowe biografie i grający w nich aktorzy niezmiennie
zachwycają Amerykańską Akademię Filmową. „JFK”, „Bugsy”, „W imię ojca”, „Lista
Schindlera” (Oscar!), „Quiz Show”, „Apollo 13”, „Blask”, „Elizabeth”, „Zakochany
Szekspir” (Oscar!), „Informator”, „Erin Brockovich”, „Piękny umysł” (Oscar!),
„Ali”, „Pianista”, „Godziny”, „Aviator”, „Ray”, „Capote”, „Monachium”, „Good
Night, and Good Luck”, „Królowa”, „Obywatel Milk”, „Frost/Nixon” i jeszcze kilka
innych wpisuje się na trwałe do historii najsłynniejszych nagród. W tamtych latach Oscary zdobywają, grający
postacie prawdziwe, m.in.: Julia Roberts (Erin Brockovich), Nicole Kidman
(Virginia Wolf), Adrien Brody (Władysław Szpilman), Charlize Theron (seryjna
morderczyni Aileen Wuernos), Cate Blanchett (Katharine Hepburn), Jamie Foxx
(Ray Charles), Reese Witherspoon (June Carter), Philip Seymour Hoffman (Truman
Capote), Helen Mirren (Królowa Elżbieta II), Forest Whitaker (Idi Amin), Marion
Cotillard (Edith Piaf), Sean Penn (Harvey Milk), Sandra Bullock (Leigh Anne
Tuohy).
Nie oszukujmy się jednak. Lista
filmów biograficznych, których Akademia nie dostrzegła jest znacznie dłuższa.
Zagranie roli osoby żyjącej naprawdę nie jest gwarantowaną drogą do Oscara czy
nawet nominacji. Potrzebne jest jeszcze kilka innych czynników. Po pierwsze sam
film musi zyskać przychylność studia
oraz uznanie u widzów. Dopiero potem zaczynają się prace nad przekonaniem
członków Akademii do takiej czy innej kreacji. Czasami są to wybory oczywiste,
czasami trzeba przepracować temat znacznie mocniej. By przedrzeć się do grona
najlepszych filmów i kreacji droga jest trudna i bardzo kosztowna. Zdarza się
więc i tak, że nominacja do Oscara jest wypadkową dobrej promocji, cenionego
nazwiska i innych środków nacisku. Kilkoma swoimi wyborami Akademia
zaskakiwała, były one elementem charakteryzującym daną chwilę, pewien okres,
jakieś zjawisko. Nie wszystkie aktorskie i filmowe wybory sprzed 20 czy 30 laty
dziś zachwycają, ale historia została napisana i co najwyżej można na jej
podstawie nakręcić film.
W 2010 roku Amerykańska Akademia
Filmowa dokonała znaczącej zmiany w procesie przyznawania nominacji. Od tego
roku o tytuł najlepszej produkcji mogły rywalizować od 5 do 10 tytułów.
Znacząco wpłynęło to na kształt kategorii Najlepszy Film, a co za tym idzie
nieco ją „ubarwiono”. Na liście pojawiły się filmy animowane, kino gatunkowe a
nawet produkcja nieanglojęzyczna. Nie brakowało od tamtej pory filmowych biografii,
które z roku na rok cieszyły się coraz większym uznaniem członków Akademii.
Podczas Oscarów 2010 aktorskiego
Oscara zdobyła Sandra Bullock. Wśród nominowanych pojawili się m.in.: Morgan
Freeman, który wcielił się w prezydenta Mandelę, Meryl Streep grająca postać
słynnej Julii Child i Christopher Plummer z rolą Tołstoja. O wydarzeniach
prawdziwych opowiadały wtedy m.in. „Invictus – Niepokonany”, „Julie i Julia”,
„Ostatnia stacja”, „Młoda Wiktoria”, „Coco Chanel” i „Wielki Mike”. Był to
przedsmak czekającego nas biograficznego festiwalu.
Imponująco wyglądała kolejna
Oscarowa edycja z roku 2011, kiedy w kategorii Najlepszy Film nominacje zdobyły:
„Jak zostać królem”, „127 godzin”, „The Social Network” i „Fighter”. To był
wielki oscarowy rok dla filmowych biografii i to od tego momentu datować można
szaleństwo dotyczące realizacji licznych tego typu produkcji. Główne Oscary
zdobył wtedy film „Jak zostać królem”, którego bohaterem był jąkający się Król
Jerzy VI. Colin Firth otrzymał za swoją rolę Oscara, podobnie jak grający
prawdziwe osoby Christian Bale i Melissa Leo w „Fighter”. Nominacje powędrowały
do m.in. Jesse Eisenberga grającego Marka Zuckerberga, Jamesa Franco, Geoffreya
Rusha w roli terapeuty króla Jerzego i Heleny Bonham Carter w roli żony
brytyjskiego władcy.
Podczas Oscarów 2012 kino
biograficzne reprezentował film „Moneyball” opowiadający o rewolucji w
amerykańskim baseballu. Pośrednio o biograficzne fakty zahaczało jednak kilka
innych tytułów, w tym „Hugo i jego wynalazek” z pionierem kina Georgesem
Meliesem, „O północy w Paryżu” z wariacją na temat spotkanie legend bohemy
artystycznej a nawet „Artysta”, który na swój sposób oddawał hołd kinu ery
niemej. Wśród nominowanych wykonawców znalazła się zaś niezawodna Meryl Streep
w roli „Żelaznej damy”.
Rok później biografie ponownie
zdominowały oscarową uroczystość i potwierdziły panujący biograficzny trend.
„Operacja Argo” o akcji CIA w Iranie, „Lincoln” o słynnym amerykańskim
prezydencie, „Wróg numer 1” o wyeliminowaniu Osamy Bin Ladena. Oscara dla
najlepszego aktora, ponownie za biograficzną rolę, otrzymał Daniel Day-Lewis, a
wśród aktorów nominacje za wykreowanie postaci autentycznych zdobyli: Naomi
Watts („Niemożliwe”), Alan Arkin („Operacja Argo”), Tommy Lee Jones i Sally
Field („Lincoln”) oraz Helen Hunt („Sesje”). Blisko Oscarów był „Hitchcock” z
Anthony Hopkinsem i Helen Mirren. W gronie filmów nieanglojęzycznych nominacje zdobyły
m.in. „Kochanek królowej” oraz „Kon-Tiki”. Od edycji Oscarów z 2013 roku
biografie odgrywają w Akademii kluczową rolę.
Oscary 2014 przyniosły zwycięstwo
filmowi „Zniewolony. 12 Years a Slave”, który opowiadał prawdziwą historię
człowieka przetrzymywanego siłą w niewoli. Nominacje w kategorii Najlepszy Film
otrzymały także: „Wilk z Wall Street” o słynnym finansowym oszuście; „American
Hustle” o kompromitującej akcji FBI; „Kapitan Phillips” o starciu ze
współczesnymi piratami; „Tajemnica Filomeny” o odkrywaniu prawdy po latach i
„Witaj w klubie” o walce z epidemią AIDS w pierwszych latach szerzenia się tej
choroby. Na 9 nominowanych filmów aż 6 oparty zostało na faktach.
Odzwierciedleniem tej liczby były nominacje aktorskie. W kategorii Najlepszy
Aktor na 5 nominacji, 4 oparte były na faktach (zwyciężył Matthew McConaughey).
Wśród Najlepszych Aktorek na 5 nominacji, 2 należały do prawdziwych postaci.
Mniej więcej połowa nominacji za role drugoplanowe trafiła do wykonawców
grających osoby żyjące naprawdę. W innych kategoriach doceniono też bazujące na
faktach filmy: „Wielki mistrz”, „Ocalony”, „Mandela: Droga do wolności”, „Ratując
pana Banksa”.
Przed rokiem w kategorii
Najlepszy Film nominacje otrzymało 8 produkcji. Połowa z nich bazowała na autentycznych
wydarzeniach: „Snajper”, „Gra tajemnic”, „Selma” oraz „Teoria wszystkiego”.
Skończyło się na Oscarze dla Eddiego Redmayne’a, który zagrał słynnego
astrofizyka Stephena Hawkinga. Nominacji było jednak znacznie więcej, bowiem
prawdziwe postaci odgrywali na ekranie także: Steve Carell, Benedict
Cumberbatch, Bradley Cooper ( w sumie więc 4 na 5 najlepszych aktorów),
Felicity Jones, Reese Whiterspoon (2 na 5 najlepszych aktorek) oraz w rolach
drugoplanowych Mark Ruffalo, Keira Knightley i Laura Dern. W pozostałych
kategoriach zostały dostrzeżone m.in.: „Pan Turner” o słynnym angielskim
malarzu i „Niezłomny” o olimpijczyku i więźniu obozu jenieckiego w czasie II
wojny światowej.
Tendencja się utrzymuje. W tym
roku na autentycznych wydarzeniach opierają się takie filmy, jak: „Spotlight”,
„Most szpiegów”, „Big Short”, „Zjawa” oraz „Pokój” (5 na 8 najlepszych filmów).
Wśród aktorskich kreacji autentyczne postaci na ekranie odwzorowali m.in. Leonardo
DiCaprio (słynny traper Hugh Glass), Bryan Cranston (jako scenarzysta Dalton
Trumbo), Michael Fassbender (jako Steve Jobs – wiadomo!), ponownie Eddie
Redmayne (jako duński artysta Einara Wegenera), Jennifer Lawrence (kobieta,
która wynalazła mopa) oraz w rolach drugoplanowych Mark Rylance, Mark Ruffalo,
Christian Bale, Kate Winslet, Rachel McAdams, Alicia Vikander. W sumie na 20
aktorskich nominacji, aż 11 zostało przyznanych artystom, którzy interpretują losy
żyjących postaci.
Patrząc tylko na ostatnie trzy
edycje Oscarów statystyka jest bezwzględna. Na 25 filmów, które otrzymały
nominacje w kategorii Najlepszy Film, aż 15 z nich to historie bazujące na
faktach, autentycznych wydarzeniach, prawdziwych historiach.
Trend ten zapewne utrzyma się
jeszcze przez kilka lat. Hollywood do opowiedzenia ma przecież mnóstwo
„prawdziwych historii” i tylko wypatruje na horyzoncie odpowiedniego
scenariusza, książki, pomysłu czy wydarzenia. Żyjemy w czasach kiedy w świecie
dzieje się wiele ciekawych historii, czasami mijamy je na ulicy lub obserwujemy
je na żywo w telewizji. Hollywood nie odpuści i zapewne sięgnie do wielu takich
opowieści.
Wybiegnijmy w przyszłość, bowiem
przyszłoroczne Oscary to ponownie szansa na przybliżenie historii z życia
wziętych. We wrześniu w kinach zobaczymy film „Sully”, który poświęcony jest
bohaterskiemu pilotowi samolotu lądującego na rzece Hudson (Oscarowy tandem:
Tom Hanks gra, Clint Eastwood reżyseruje). Martin Scorsese opowie o Jezuitach w
Japonii w średniowieczu. Wkrótce pojawi się „Free State of Jones” (u nas jako
„Rebeliant”), przybliżający pewną prawdziwą historię z okresu Wojny Secesyjnej
a potem doceniony na Sundance „The Birth of a Nation” o buncie niewolników.
Oliver Stone opowie o Snowdenie, będzie też spotkanie Elvisa Presleya z
prezydentem Nixonem a także spojrzenie na wojnę w Afganistanie w filmie „War
Machine” z udziałem Brada Pitta. A to tylko pobieżny przegląd filmowych
zapowiedzi.
Może i nasze prawdziwe historie
zaistnieją w czasie Oscarów? Szlak przetarły krótkie dokumenty, które zyskały
uznanie za oceanem („Joanna”, „Nasza klątwa”). Polskie kino fabularne w tym
roku zaproponuje kilka biografii i historii bazujących na faktach, które mogą
zyskać uznanie Amerykanów. Swojego filmu doczekają się Zdzisław i Tomasz
Beksińscy („Ostatnia rodzina”), zobaczymy wstrząsające wydarzenia z Kresów
(„Wołyń”), Tadeusza Kantora w interpretacji Borysa Szyca oraz wydarzenia z 10
kwietnia 2010 roku w filmie „Smoleńsk”. W kolejnych latach biografii w polskich
kinach będzie przybywać, bowiem po „Bogach” okazało się, że i nasza publiczność
lubi takie historie na dużym ekranie.
Ostatnia rodzina |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz