Daniel Olbrychski nie przebiera w słowach. Andrzej Saramonowicz opublikował na swojej facebookowej ścianie słowa aktora napisane po śmierci Andrzeja Wajdy. Olbrychski pięknie żegna się z przyjacielem, ale też przygląda się współczesnej Polsce. Warto się zapoznać z tym tekstem.
Październik 2016. No cóż. Mogłem się spodziewać, że tak się
stanie. Że to ja będę wspominał Andrzeja, a nie On mnie. Był starszy o równe 19
lat. Na początku znajomości, pracy i pogłębiającej się szybko ogromnej
przyjaźni, jakby drugi ojciec. Z latami raczej starszy, mądry brat. 90 lat to
mówi się piękny wiek… Ale Jego odejście było dla nas czymś zaskakującym, tak
jak przedwczesne odejście kogoś młodego, bo do końca był młody swoją energią
intelektualną i twórczą. Mówiłem w tych ostatnich dniach rzeczy dzisiaj już
oczywiste, że skończyła się pewna epoka, że nie można sobie wyobrazić historii
kina polskiego i światowego bez Niego. Nie można sobie wyobrazić historii myśli
i kultury polskiej na przestrzeni wieków bez tego co przez ponad sześć dekad
wniósł do niej Andrzej Wajda. Moją wypowiedź dzień po Jego śmierci, że był
bezpośrednim spadkobiercą i kontynuatorem Mickiewicza, Norwida, Wyspiańskiego i
Żeromskiego cytują teraz i „Wyborcza” i „Polityka”. A przecież kilkanaście lat
temu na festiwalu filmowym w Gdyni gdy zamiast „był” użyłem w tym kontekście
słowa „jest”, naraziłem się na żarciki znakomitych skądinąd kolegów: „no mogłeś
jeszcze dorzucić, Kopernika”. Pamiętam, moją opinię podzielił obecny wówczas na
festiwalu ksiądz profesor Józef Tischner i w barku festiwalowym zacytował
Mickiewicza: „ wieleż lat czekać trzeba aż się przedmiot świeży, jak figa
ucukruje, jak tytuń uleży”. Wielkość swoją Andrzej Wajda potwierdzał był i
potwierdzać będzie również tym, że zawsze towarzyszył mu, jak to się dzisiaj
mówi, hejt ze strony ludzi małych i podłych. Norwid… „Pochodzimy ze
społeczeństwa jedynego na świecie, w którym nie ma jednego czemkolwiek bądź
wyższego obywatela, który by od swoich rodaków zelżonym, oplutym, ba, nawet
pobitym nie był. Maurycy Mochnacki – w twarz na ulicy, Zygmunt Krasiński – w
twarz na ulicy, generał Józef Bem jako łotr i przedany, Adam Mickiewicz jako
agent moskiewski. Oto jest społeczność polska…” Cyprian Kamil gdyby z nami żył
zacytował by ot chociażby portal Wirtualna Polonia (maj 2015) i mógłby dorzucić
jeszcze wiele nazwisk „zdrajców ojczyzny”, którzy się tam znaleźli. Miałem
honor też do nich należeć i to w jakim towarzystwie; oczywiście Wajda, Penderecki,
Holland, Seweryn, Gajos a nawet… Adam Małysz. Nic to, „plwajmy na tę skorupę”.
A oto przykład krzepiący: przed kilkunastu laty kręciłem w Rzymie włoski film.
Idolem Rzymian był wtedy Zbyszek Boniek, który odwiedził mnie w hotelu. Portier
Włoch z szacunkiem powitał Zbyszka i mnie mówiąc jak bardzo nas ceni. „No, ale
panowie, powiedział, jest trzech Polaków wielkich naprawdę; wszyscy na wu
(włoskie v): Vojtyla, Vajda, Valeza. Lustrzanym odbiciem nienawiści do Wajdy
moczarowskiego bolszewicko-nacjonalistycznego ugrupowania Grunwald z lat
siedemdziesiątych są dzisiejsze pisma i media wspierające rządzącą obecnie w
Polsce prawicę. Szkoda, że mój Przyjaciel odszedł w tak gorzkim dla Niego
momencie rządów ludzi małych, który swą małością zarażają miliony. Parę
miesięcy temu mój Przyjaciel zapytał mnie, Danek, a ile to filmów zrobiliśmy
razem? Zagrałem trzy epizody i dziesięć głównych ról. A to trzeba zrobić na
wiosnę czternasty. Krysiu, powiedział do mojej żony, już szukaj mi tematu.
Czternastego filmu nie nakręcimy, ale czternastą rolę nie filmową będę już grał
do końca życia. Oby jak najlepiej. To rola chrzestnego ojca Jego jedynej córki
Karoliny. A w kinie? Może znajdą się kontynuatorzy tego wielkiego patriotyzmu
Mickiewicza, Słowackiego, Norwida i Wajdy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz