[SEZON NAGRÓD 2019/2020] Robi się
coraz ciekawiej w oscarowym wyścigu. Wczoraj do gry oficjalnie włączył się
wojenny fresk Sama Mendesa „1917”. I choć nie ufam tym „wczesnym reakcjom”, ten
jeden film budzi moje wielkie zainteresowanie.
Co by nie mówić, na razie
rywalizacja o Oscary zapowiada się bardzo ciekawie. Jest już wielu poważnych
kandydatów, sporo ciekawych pretendentów, a wkrótce do tego grona dołączą
„niespodzianki”. Tymczasem kampania Oscarowa nabiera rozpędu, co skutkuje
między innymi zamkniętymi pokazami dla członków różnych organizacji
przyznających nagrody. Te wkrótce zaleją blog „Spór w kinie”. O faworytach i
kandydatach do Oscarów wkrótce napiszę więcej, a tymczasem… „1917”.
Sam Mendes to autor, który zdobył
Oscara za „American Beauty”, autor „Drogi do zatracenia”, „Drogi do szczęścia”
oraz dwóch poprzednich części przygód Bonda, z których „Skyfall” to film
znakomity. Po czterech latach od „Spectre” Mendes nakręcił kolejny swój film, a
widzów zabiera na pola bitewne I wojny światowej. O filmie pisałem więcej
wcześniej.
W Nowym Jorku i Los Angeles
odbyły się już pierwsze zamknięte pokazy filmu „1917” i zgodnie z informacjami,
jakie pojawiają się w internecie (a są świetnie oczywiście nagłaśniane przez
speców od promocji) film się udał. Hasła typu „najlepszy wojenny film od czasu
Szeregowca Ryana” robią spore wrażenie, ale mnie przekonują bardziej te o
„porywającej wojennej opowieści”. „1917” to jedna z tych produkcji, o klasie
której decydować będą zdjęcia. Ich autorem jest Roger Deakins (14 nominacji do
Oscara, jedna nagroda za „Blade Runner 2049”), który wraz ze swoją ekipą
nakręcił film „jednym ujęciem”. Jest to podobno ujęcie nieco oszukane, ale
oglądając film widz ma mieć takie wrażenie. Przygotowania i próby do realizacji
„jednego ujęcia” trwały podobno sześć miesięcy. To czyni „1917” także projektem
bardzo interesującym.
Te pierwsze opinie o „1917”
donoszą, że film został wykonany z wielką starannością, a strona techniczna i
realizacyjna są oszałamiające. Nieprzypadkowo nazwisko Rogera Deakinsa na
pokazie w Nowym Jorku wywołało największy aplauz publiczności. Chwalona jest
bardzo praca dźwiękowców i kompozytora Thomasa Newmana. Za montaż odpowiada Lee
Smith, a to on praktycznie odpowiada za gotowe „jedno ujęcie” na ekranie.
Amerykańska Akademia za podobny pomysł dała kilka lat temu Oscara autorom
„Birdmana”.
Grający główną rolę George MacKay
wykonał podobno świetną pracę, a wysiłek fizyczny widziany na ekranie
porównywany jest do tego, który był udziałem Leonardo DiCaprio w filmie „Zjawa”.
Nie jest to jednak rola, tak „widowiskowa”, jak ta będąca udziałem DiCaprio. [źródło Variety]
Czas pokaże, czy „1917” to film
godny Oscarów. Czekam na polską premierę, ale ta niestety dopiero w drugiej
połowie stycznia 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz