środa, 6 listopada 2019

„Irlandczyk” Martina Scorsese - tylko w kinie!


[10. AFF] „Irlandczyk” Martina Scorsese oficjalnie otworzył we Wrocławiu 10. American Film Festival. Uwielbiam ten festiwal, ten klimat, to kino. Przede mną sporo ciekawych filmowych propozycji, a już na starcie zaproponowano wielkie doświadczenie. Wielkie dosłownie! I potwierdzam, niestety „Irlandczyk” na Netfliksie to będzie męka. Wypatrujcie w kinach tego filmu, będzie w dystrybucji od 22 listopada. Czy warto poświęcić mu prawie 3,5 godziny?

Na tak postawione pytanie odpowiem, WARTO! Martin Scorsese snuje swoją gangsterską opowieść, celebruje wielką historię i przejmujący dramat. Nie stawia gangsterom pomników, ale dociera do głębi ich samotności, smutku, strachu. Reżyser i jego scenarzysta są dla swoich bohaterów bezwzględni, nie pozwalają nam ich polubić, ale pozwalają nam ich poznać. Nie zdarza się zbyt często, aby dano nam, widzom wejść do takiego świata, poznać go bez krzykliwych i tanich filmowych chwytów. Scorsese ogranicza się w imponującej inscenizacji, egzekucje są „zimne”, poszczególne historie bezpośrednie i szczere. Mam jednak problem z „Irlandczykiem”. To co dla jednych będzie wybitnym posunięciem, dla innych będzie wadą.

Ze mną jest tak. Doceniam imponującą robotę Scorsese, film ogląda się bardzo dobrze, a 3,5 godziny zlatują w mgnieniu oka. Pokazany świat, ci bohaterowie i ich kariery są po prostu bardzo ciekawe. Nachodzi mnie jednak taka myśl, że Scorsese trochę jednak przeciągnął „Irlandczyka”. Są momenty w filmie, które można było skrócić, nadać im dynamiki. To jednak 3,5 godziny…

Ktoś porównał „Irlandczyka” do podobnie dłuuuugiego „Dawno temu w Ameryce”, ale choć jest to efektowna myśl, to zdecydowanie oba filmy dzieli jednak spora przepaść. Czy rzeczywiście za 10 lat „Irlandczyk” będzie w gronie najwybitniejszych filmów w historii i dopiero przyjdzie na niego czas? Coś w tym jest! Scorsese celebruje tę opowieść, czuć że opowiada to na co ma ochotę i w sposób, jaki lubi najbardziej.

I jeszcze uwaga ogólna. Na pewno „Irlandczyk” ma niewielkie szanse na małym ekranie. Potwierdzam pojawiające się opinie. Netflix zrobił za dobry film, jak na swoją platformę. Film Scorsese odbierany nie daj Boże na telefonie, tablecie czy laptopie straci swoją siłę, swój klimat. To film stworzony dla kina, ciemnej sali, wspólnego celebrowania 3,5 godzinnej opowieści. Wypatrujcie „Irlandczyka” na dużym ekranie. [Ocena 7,5/10]

Ranking aktorów występujących w "Irlandczyku":
1. Joe Pesci - stęskniłem się za aktorem, w każdej scenie czuć respekt dla tej postaci
2. Stephen Graham - mam słabość do tego aktora, ale w tym filmie to prawdziwy brylant, tylko za krótko
3. Robert De Niro - na nim trzyma się cała opowieść, jest przekonujący, ale nie powala
4. Ray Romano - rola drugoplanowa, ale idealny to prawnik na ekranie. Jak się wkurzy...
5. Al Pacino - lepszy o Nicholsona w roli Jimmy'ego Hoffy, czasami niebezpiecznie szarżuje
6. Harvey Keitel - jest taki moment, w którym widać genialną kreację, ale zdecydowanie za krótko
7. Anna Paquin - jedyna większa kobieca rola, ale zagrana bez słów i ja to kupuję
8. Bobby Cannavale - jakby ciągle grał tę samą postać, fajnie widać upływ czasu u jego postaci. No i mam ochotę na steka
9. Jesse Plemons - jest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz