[10. AFF] „Irlandczyk” Martina
Scorsese oficjalnie otworzył we Wrocławiu 10. American Film Festival. Uwielbiam
ten festiwal, ten klimat, to kino. Przede mną sporo ciekawych filmowych
propozycji, a już na starcie zaproponowano wielkie doświadczenie. Wielkie
dosłownie! I potwierdzam, niestety „Irlandczyk” na Netfliksie to będzie męka.
Wypatrujcie w kinach tego filmu, będzie w dystrybucji od 22 listopada. Czy
warto poświęcić mu prawie 3,5 godziny?
Na tak postawione pytanie
odpowiem, WARTO! Martin Scorsese snuje swoją gangsterską opowieść, celebruje
wielką historię i przejmujący dramat. Nie stawia gangsterom pomników, ale
dociera do głębi ich samotności, smutku, strachu. Reżyser i jego scenarzysta są
dla swoich bohaterów bezwzględni, nie pozwalają nam ich polubić, ale pozwalają
nam ich poznać. Nie zdarza się zbyt często, aby dano nam, widzom wejść do
takiego świata, poznać go bez krzykliwych i tanich filmowych chwytów. Scorsese
ogranicza się w imponującej inscenizacji, egzekucje są „zimne”, poszczególne
historie bezpośrednie i szczere. Mam jednak problem z „Irlandczykiem”. To co
dla jednych będzie wybitnym posunięciem, dla innych będzie wadą.
Ze mną jest tak. Doceniam imponującą
robotę Scorsese, film ogląda się bardzo dobrze, a 3,5 godziny zlatują w
mgnieniu oka. Pokazany świat, ci bohaterowie i ich kariery są po prostu bardzo
ciekawe. Nachodzi mnie jednak taka myśl, że Scorsese trochę jednak przeciągnął „Irlandczyka”.
Są momenty w filmie, które można było skrócić, nadać im dynamiki. To
jednak 3,5 godziny…
Ktoś porównał „Irlandczyka” do
podobnie dłuuuugiego „Dawno temu w Ameryce”, ale choć jest to efektowna myśl,
to zdecydowanie oba filmy dzieli jednak spora przepaść. Czy rzeczywiście za 10
lat „Irlandczyk” będzie w gronie najwybitniejszych filmów w historii i dopiero
przyjdzie na niego czas? Coś w tym jest! Scorsese celebruje tę opowieść, czuć że opowiada to na co ma ochotę i w sposób, jaki lubi najbardziej.
I jeszcze uwaga ogólna. Na pewno „Irlandczyk” ma
niewielkie szanse na małym ekranie. Potwierdzam pojawiające się opinie. Netflix
zrobił za dobry film, jak na swoją platformę. Film Scorsese odbierany nie daj
Boże na telefonie, tablecie czy laptopie straci swoją siłę, swój klimat. To
film stworzony dla kina, ciemnej sali, wspólnego celebrowania 3,5 godzinnej
opowieści. Wypatrujcie „Irlandczyka” na dużym ekranie. [Ocena 7,5/10]
Ranking aktorów występujących w "Irlandczyku":
1. Joe Pesci - stęskniłem się za aktorem, w każdej scenie czuć respekt dla tej postaci
2. Stephen Graham - mam słabość do tego aktora, ale w tym filmie to prawdziwy brylant, tylko za krótko
3. Robert De Niro - na nim trzyma się cała opowieść, jest przekonujący, ale nie powala
4. Ray Romano - rola drugoplanowa, ale idealny to prawnik na ekranie. Jak się wkurzy...
5. Al Pacino - lepszy o Nicholsona w roli Jimmy'ego Hoffy, czasami niebezpiecznie szarżuje
6. Harvey Keitel - jest taki moment, w którym widać genialną kreację, ale zdecydowanie za krótko
7. Anna Paquin - jedyna większa kobieca rola, ale zagrana bez słów i ja to kupuję
8. Bobby Cannavale - jakby ciągle grał tę samą postać, fajnie widać upływ czasu u jego postaci. No i mam ochotę na steka
9. Jesse Plemons - jest!
Ranking aktorów występujących w "Irlandczyku":
1. Joe Pesci - stęskniłem się za aktorem, w każdej scenie czuć respekt dla tej postaci
2. Stephen Graham - mam słabość do tego aktora, ale w tym filmie to prawdziwy brylant, tylko za krótko
3. Robert De Niro - na nim trzyma się cała opowieść, jest przekonujący, ale nie powala
4. Ray Romano - rola drugoplanowa, ale idealny to prawnik na ekranie. Jak się wkurzy...
5. Al Pacino - lepszy o Nicholsona w roli Jimmy'ego Hoffy, czasami niebezpiecznie szarżuje
6. Harvey Keitel - jest taki moment, w którym widać genialną kreację, ale zdecydowanie za krótko
7. Anna Paquin - jedyna większa kobieca rola, ale zagrana bez słów i ja to kupuję
8. Bobby Cannavale - jakby ciągle grał tę samą postać, fajnie widać upływ czasu u jego postaci. No i mam ochotę na steka
9. Jesse Plemons - jest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz