Czy ostatnie wypowiedzi Pawła
Pawlikowskiego zaprzepaściły szanse „Zimnej wojny” na udział w rywalizacji o
Oscara w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny? Czy PISF i Ministerstwo
Kultury zgłoszą do Oscara film twórcy, który tak mocno krytykuje obecną władzę?
Dziś udział „Zimnej wojny” w oscarowej batalii nie jest wcale taki pewny, ale
innego tak silnego kandydata nie mamy. Ministerstwo byłoby szalone, gdyby nie zgłosiło tego filmu do Oscara.
Mogę sobie wyobrazić
zdenerwowanie ministra kultury i jego personelu, którzy wyraźnie nie byli zadowoleni
z wypowiedzi reżysera na temat cenzury artystycznej w Polsce. Czy po
wypowiedziach artysty, minister kultury przełknie ostre słowa Pawlikowskiego i
mimo tego zgłosi „Zimną wojnę” do Oscara? O wyborze polskiego filmu do Oscara w
kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny decyduje na pewno minister kultury i
dyrektor PISF, a przez lata powoływano specjalną komisję, która ich w tym
wspierała.
Zgodnie z regulaminem
Amerykańskiej Akademii Filmowej do kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny
zgłoszone mogą być tylko filmy, które w danym kraju miały premierę kinową i
regularne pokazy przez siedem kolejnych dni, a nastąpiło to do 1 października
tego roku. Filmów spełniających ten warunek jest dużo, ale propozycji realnie
mogących zainteresować Amerykańską Akademię Filmową już znacznie mniej.
Idealnym kandydatem do reprezentowania Polski w oscarowej rywalizacji jest
„Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego. Co ciekawe mocne polityczne wypowiedzi
o cenzurze mogą nawet pomóc temu filmowi w batalii o Oscara, ale nie jest to na
pewno na rękę polskim władzom, prawicowym mediom i na prawo skręcającemu
społeczeństwu. Skąd taka szansa na Oscara? Podobna sytuacja
miała miejsce z zeszłoroczną oscarową sytuacją wokół „Klienta” Asghara
Farhadiego, do którego wmieszała się polityka i to ona przyczyniła się wydatnie
do zdobycia Oscara przez irański film. Sytuacji w obu krajach nie można
oczywiście porównywać, ale działa tutaj przecież siła dotarcia, mocny
komunikat, a członkowie Akademii nie są ślepi i doskonale wiedzą, że nastroje
prawicowe w Polsce są dziś bardzo mocne.
Pawlikowski jest idealnym kandydatem do przyszłorocznego Oscara, między
innymi dlatego, że jest już laureatem tej nagrody, którą zdobył za „Idę”. Jeszcze
ważniejsze jest to, że jego „Zimna wojna” startuje w konkursie w Cannes, zbiera
bardzo dobre opinie, rola Joanny Kulig jest powszechnie zachwalana, a przede
wszystkim film ma już amerykańskiego dystrybutora, którym jest bardzo silne Studio
Amazon. I do tego film wchodzi do polskich kin już 8 czerwca, co pozwala ruszyć
z kampanią oscarową bardzo wcześnie. Te kilka czynników przemawia zdecydowanie
za „Zimną wojną”, która filmowo nie jest podobno zabarwiona ideologicznie, choć
pojawiły się też obawy, że znajdą się w naszym kraju i tacy, którzy nie będą szczędzili słów
krytyki za taki, a nie inny obraz komunizmu w Polsce.
Tak idealnego zestawu argumentów
przemawiających za polskim filmem zabiegającym o Oscara, nie mieliśmy od czasu
triumfu „Idy”. Jedyny problem to mocne i odważne wypowiedzi Pawła Pawlikowskiego.
Decyzja ostateczna jest po
stronie ministerstwa kultury i dyrektora PISF. Jak wyglądała będzie w tym roku procedura
wyboru polskiego kandydata do Oscara? Czy wzorem lat poprzednich wytypowana
zostanie specjalna komisja selekcyjna i kto w niej zasiądzie? Pytania te
zadałem rzecznikowi MKiDN, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Nie ma wątpliwości,
że wiele zależy od składu osobowego tego gremium. Z drugiej strony komisja
wcale nie musi powstać, a decyzja podjęta może być od górnie. Tak naprawdę komisja nie musieliby się nawet spotykać, bo szkoda na to byłoby ich czasu. Kandydat jest jeden i to bardzo silny. Zasadne
wydaje się dziś pytanie, czy ministerstwo i nowy PISF będą chciały rzucić
wyzwanie polskiemu środowisku filmowemu, powiedzą „nie!” i jednak nie zgłoszą „Zimnej
wojny” do Oscara? Czy wywołają tym samym „zimną wojnę” w polskim środowisku
filmowym? Dwa lata temu Małgorzata Szumowska sama nie zgodziła się, by jej „Body/Ciało”
startowało do Oscara, choć nie o politykę wtedy chodziło… ale to była inna
sytuacja.
Dziś na postawione wcześniej pytania
trudno jest odpowiedzieć. Przede wszystkim czekam na werdykt jury festiwalu w
Cannes, który zdecydowanie może pomóc w podjęciu kluczowych decyzji w tej
sprawie. Film ze Złotą Palmą bez polskiej nominacji do Oscara, to byłby skandal
na skalę światową. Tym samym przyznano by się do istnienia „czarnej listy” w
Polsce, a na to ministerstwo nie może sobie pozwolić, bo na każdym kroku
zaprzecza jej istnieniu.
Generalnie i obiektywnie rzecz
oceniając ciągle uważam, że dziś lepszego polskiego kandydata do Oscara niż „Zimna wojna”, nie ma! Wydaje się, że rozumieją
to też osoby z ekipy rządzącej. Wiceminister kultury Jarosław Sellin powiedział
w jednym z ostatnich wywiadów, odnosząc się do wypowiedzi Pawlikowskiego: Ja się bardziej skupiam na ocenie ich dzieł
artystycznych, bo do tego są powołani, w tym są dobrzy. W ocenie rzeczywistości
politycznej mogą się po prostu bardzo, bardzo mylić, mówiąc najdelikatniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz