Na festiwalu EnergaCamerimage jednego dnia zobaczyłem Złotą Palmę z Cannes, czyli „Anatomię upadku” oraz Złotego Lwa z Wenecji, czyli „Biedne istoty”. Oba filmy znakomite, zaczynam od triumfatora Cannes.
„Anatomia upadku” w reżyserii Justine Triet to mocny dramat, pełen pytań i wątpliwości, ciekawie grający z naszymi oczekiwaniami, zadający sporo pytań, ale jak to w kinie artystycznym bywa, nie zawsze na nie odpowiadający. Bo ten film to zagadka, tak jak zagadkową jest śmierć Samuela Maleskiego, o spowodowanie której oskarżona zostaje jego żona Sandra Voyter. Całą historię tego związku, tej relacji, dramatycznej przeszłości tej rodziny, poznajemy podczas rozprawy sądowej, której jesteśmy świadkami. Kino na najwyższym intelektualnym poziomie, jak najlepsze książki, jak najlepsze dzieła sztuki, które pochłaniają nas w pełni, zachęcają do wejścia głębiej, poszukania własnych dróg.
Trudno mi ocenić, czy Złota Palma była tak bardzo zasłużona, ale muszę uczciwie przyznać, że „Anatomia upadku” nie należy do przeciętnej filmowej propozycji i na pewno wyróżnia się w przedstawieniu samej historii rodzinnej, ale przede wszystkim sposobem poprowadzenia opowieści. Winna, niewinna, ofiara, sprawczyni, manipulatorka czy kobieta skrzywdzona? Próba odnalezienia odpowiedzi na te kwestie to filmowy rollercoaster, świetnie prowadzony przez Justine Triet, która buduje przed nami historię rodzinną i odkrywa emocjonujące relacje między małżeństwem.
Siłą „Anatomii upadku” jest też ciekawa międzygatunkowość. Film jest thrillerem z tajemnicą, dramatem sądowym i rodziną historią o rozpadzie związku, gdzie znaczącą rolę odgrywa nastoletni niewidzący syn. I porusza się zwinnie pomiędzy różnymi gatunkami, różnie patrzy na swoich bohaterów, nie trzyma się prostej linii narracji, bo tajemnice tego domu odkrywa stopniowo i w nieoczywisty filmowy sposób.
Siła filmu to przede wszystkim
wybitna kreacja Sandry Huller, której umiejętności aktorskie absolutnie zachwycają.
Są w tym filmie sceny, które dzięki jej roli zyskują tak wielką siłę, że trudno
oderwać od nich wzrok i umysł. Genialne jest przede wszystkim starcie jej
postaci z mężem, świetne są sceny w sądzie i rozmowy z synem. Huller zagrała
koncert aktorski i zasługuje na Oscara - nie tylko europejskiego, do którego została niedawno nominowana. Ona niesie ten film, także w tym
chłodnym spojrzeniu, którym nas czasami obdarza. To jest jej rok, bo rola w "Strefie interesów" także jest znakomita, choć dla mnie tamta kreacja jest zdecydowanie drugoplanowa.
„Anatomia upadku” nie jest francuskim kandydatem do Oscara międzynarodowego, co wywołało zaskoczenie, ale moim zdaniem film nie przeszedłby etapu kwalifikacji, bo przeważające dialogi w filmie prowadzone są po angielsku. Film w polskich kinach pojawi się na początku przyszłego roku.
super
OdpowiedzUsuń