niedziela, 2 lipca 2023

Mówią, że Indy w box office rozczarował

[BOX OFFICE] „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” w weekend premierowy w kinach na całym świecie przyniósł 130 mln dolarów wpływów. Specjaliści od box office piszą, że to wynik rozczarowujący, bo film kosztował przecież blisko 300 mln dolarów i zyski będą notowane po przekroczeniu około 800 mln dolarów. Dziś ta kwota wydaje się nierealna do osiągnięcia.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” z kin całego świata przyniósł 130 mln dolarów wpływów, z czego 70 mln dolarów pochodzi z 52 międzynarodowych rynków dystrybucyjnych. W Europie wyniki są dobre, choć Francja zamknęła kina, w wyniku eskalacji protestów. Na wielu rynkach zajął 1. miejsce, a w kilku krajach był to najlepszy debiut 2023 roku. Chiny nigdy wcześniej nie widziały tej serii, więc wynik na poziomie 2,3 mln trudny jest do oszacowania, ale mimo wszystko to dość słabe osiągnięcie.

W USA wpływy z kin wyniosły 60 mln dolarów. I to jest zła wiadomość, ale od jakiegoś czasu oczekiwana przez analityków. Pokaz w Cannes nie pomógł filmowi, który zebrał sporo negatywnych opinii, moim zdaniem bardzo niesłusznie. Wszystkie te wyniki są poniżej wczesnych oczekiwań analityków. To zła wiadomość dla producentów, bo nawet „Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki”, w 2008 roku przyniosło globalnie na otwarcie 272,1 mln dolarów.

Wyniki są rozczarowujące mimo ogromnej globalnej kampanii reklamowej, zaangażowaniu twórców filmu i wielu starań o zainteresowanie widzów tą przygodową opowieścią. Dlaczego więc film nie wypalił? Tropów jest wiele, piszą o nich obszernie amerykańscy dziennikarze. Mi podoba się taka myśl, że Indiana Jones to bohater nie budzący dreszczy emocji u młodych i współczesnych widzów, a raczej interesujący widzów z mojego pokolenia (mam na to dowód). Nie ma wątpliwości, że „Artefakt przeznaczenia” przegrywa bardzo z trzema klasycznymi filmami. Z jednej strony film nie trafił w młodą widownię, z drugiej nie zachwycił widowni wychowanej na klasyce. Próba pogodzenia obu grup okazała się błędem producentów, którzy bez ryzyka chcieli stworzyć po prostu wakacyjny przebój kinowy. Nie w tych czasach. James Mangold nie miał tej szansy, co z „Loganem”, aby na ostro potraktować swojego bohatera. Szkoda.

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia” przegrał w kinach z poprzednim filmem, a przecież był to mało udany „Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki”. Dlaczego tak się stało? Sprawa wydaje się oczywista. Film z 2008 roku to było pierwsze spotkanie z Indym po znakomitej „Ostatniej krucjacie”. Najnowszy film pojawił się po dość chłodno przyjmowanym i pamiętanym filmem z kosmitami (pardon, istotami z innego wymiaru). W dodatku minęło 15 lat, zmienił się widz, zmienił się świat.

1 komentarz: