Pierwszy dzień 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni dobiegł końca, a już pojawiły się dwa filmy, które wzbudziły tutaj mnóstwo emocji. „Wieża. Jasny dzień” Jagody Szelc oraz „Twój Vincent” Doroty Kobieli i Hugh Welchmana to zdecydowanie filmy, które wyróżniają się w polskim kinie. Ciekawą propozycją były też „Dzikie róże” Anny Jadowskiej, za to „Catalina” to niestety wielkie festiwalowe nieporozumienie.
„Wieża. Jasny dzień” to debiut
marzeń. Jagoda Szelc od kilku lat wyróżniała się w gronie studentów Szkoły
Filmowej w Łodzi, co zaowocowało propozycją nakręcenia pełnometrażowego filmu w
reaktywowanym przy tej uczelni Studiu Filmowym Indeks. Pod czujnym okiem
Mariusza Grzegorzka i Marcina Malatyńskiego powstał niezwykły i oryginalny
debiut. Oczywiście, że pobrzmiewają tutaj echa twórczości Yorgosa Lanthimosa,
ale to tylko malutki ukłon w stronę greckiego mistrza i wcale znowu nie taki nachalny.
„Wieża. Jasny dzień” to film odważnie mówiący własnym głosem, stawiający
widzowni intrygujące wymagania, ale nie odcinający się od niej wielkim murem
artystycznej wyniosłości. Za to warto podkreślić, że fantastycznie wchodzi się
w zaproponowaną historię, podróż jest nieoczywista, nielinearna i zdecydowanie
dostarcza ciekawej autorskiej wypowiedzi. Co wcale nie jest takie oczywiste w
polskim kinie.
Skąd ten sukces? Na pewno w
umiejętnym poruszaniu się w przestrzeni filmowej. Jagoda Szelc świetnie potrafi
grać z oczekiwaniami widzów, niby wiemy „co i jak”, ale nie możemy być do końca
pewni czy dobrze odczytujemy ślady i znaki. Film bardzo fajnie ociera się o
kino gatunkowe, ale wcale nie musi puszczać „oka do widza”, by dostarczyć mu takich
tropów. Pierwsza komunia, trauma rodzinna, tajemnica, grupa ciekawych postaci,
przestrzeń… Z takich elementów mógł powstać bardzo przeciętny obraz rodziny (nie)radzącej
sobie z problemami. „Wieża. Jasny dzień” poszła znacznie dalej. Lubię takie
kino: uciekające, twórcze, oryginalne, z zakończeniem bardzo nieoczywistym,
które długo jeszcze po seansie będzie siedziało w głowie. Autorka ufa naszej
inteligencji, „rozmawia” z widzami, zwodzi i zaskakuje, ale trzyma wszystko
żelazną ręką i nie puszcza do samego końca.
Duża w tym zasługa także piątki,
nieznanych szerzej filmowej publiczności, aktorek i aktorów, którzy idealnie
wpasowali się w opowieść i na których spoczęła spora odpowiedzialność za efekt
końcowy. Anna Krotoska, Małgorzata Szczerbowska, Rafał Cieluch oraz Dorota
Łukasiewicz-Kwietniewska i Rafał Kwietniewski stworzyli ponadprzeciętne kreacje,
z których bije aktorska szczerość, w których nie ma wielkich popisów i
nachalności, a całość pracy wykonana została by zbudować wspólnie dzieło
filmowe.
„Wieża. Jasny dzień” to dla mnie
przykład bardzo europejskiego (jeśli nawet nie światowego) kina, które z dumą
możemy prezentować poza granicami naszego kraju, bo będzie ono doskonale
odczytywane pod każdą szerokością geograficzną skupiającą miłośników ciekawego
i autorskiego kina. Świetny debiut nie tylko pani reżyser, ale też wielu jej
współpracowników, z których bardzo wielu odegrało tutaj znaczącą rolę w
stworzeniu poruszającego efektu końcowego. [8/10]
Festiwal w Gdyni uroczyście
otworzył film „Twój Vincent”,
animacja malarska, której strona realizacyjna robi porażające wrażenie. Pomysł
na film zrodził się 10 lat temu, dziś podbija międzynarodowe festiwale i
pytanie brzmi, czy zachwyci Amerykańską Akademię Filmową. Animacja zrealizowana
przy wsparciu ponad setki artystów malarzy, którzy poświęcili mnóstwo czasu, by
przenieść na ekran niezwykłą filmową wizję. Historia dotyczy tajemniczej śmierci
Vincenta van Gogha i na ekranie jesteśmy świadkami śledztwa, prowadzonego przez
głównego bohatera. Jednak to nie tematyka i przebieg wydarzeń budzą największy podziw,
ale właśnie pomysł i perfekcyjne wykonanie tego filmowego obrazu. Na dużym
ekranie obrazy zaczynają żyć, a twórcy znakomicie poruszają się po twórczości
swojego bohatera i dostarczają widowni pod tym względem wiele satysfakcji. Im
lepiej znamy twórczość Vincenta van Gogha, tym więcej radości przyniesie nam
ten seans. Jeśli czegoś brakuje mi w tym filmie, to większego ładunku
emocjonalnego napięcia, ale przyznam się szczerze, że nie potrafię sobie
wyobrazić, jak można byłoby to lepiej opowiedzieć – jak zbudować większe
napięcie za pomocą obrazu? Twórcy choć operują środkami filmowymi, zrobili coś
pod wieloma względami oryginalnego, daleko wychodząc poza przeciętność filmowej
wypowiedzi. [7/10]
Ciekawym filmowym doświadczeniem
był film Anny Jadowskiej „Dzikie róże”, poruszająca się w przestrzeni
rodzinnego dramatu opowieść o kobiecie, podejmujących błędne decyzje i
konsekwencjach, jakie na nią czekają. Reżyserka ciekawie buduje swoją historię,
prowincjonalny świat opisany przez nią jest bezwzględny, pod wieloma względami
bardzo realistyczny, ale też odpychający – co jest dla mnie największą zaletą
filmu. Jadowska buduje historię niespiesznie, ale przez to widz ma czas by
wejść mocniej w głowę głównej bohaterki. I choć trudno „Dzikie róże” uznać, za
kino wybitne, to na pewno jest ono propozycją bardzo autorską, odważnie
rzucającą wyzwanie oczekiwaniom widzów. [6/10]
Nie spotkałem jeszcze widza,
który umiejętnie obroniłby filmu „Catalina” w reżyserii Denijal Hasanović.
Udział tego obrazu w Konkursie Głównym uznać muszę za nieporozumienie, a
filmowy czas na seansie za stracony. Nic tutaj mnie nie przekonało, nic nie
wciągnęło w historię dwóch kobiet z Kolumbii i Sarajewa, które borykają się ze
swoimi problemami. Ich traumy są potwornie szablonowe, historia nie trzyma
żadnego napięcia, nie wciąga, nie proponuje niczego, co warte byłoby większej
uwagi. Z mojej perspektywy jest to kompletnie chybiona propozycja, ale życzę
reżyserowi by film ten znalazł swoją widownię, by zachwycił ich i porwał.
Przeczuwam, że nie będzie łatwo ich odnaleźć. [3/10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz