To już ostatnie godziny oficjalnych pokazów 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Za mną wszystkie już niemal najważniejsze pokazy konkursowe. Nie wszędzie dostrzegam umiejętność rozmowy z widzami, ale na szczęście mamy twórców, którzy mają taką zdolność.
Kolejnym bardzo udanym i
ważnym filmem podczas tegorocznej Gdyni jest „Cicha
noc” w reżyserii debiutującego w długim metrażu Piotra Domalewskiego. To na
swój sposób skromna realizacja z doborową obsadą, ale z historią, która wiele
osób może zaboleć – mnie ukuła szczególnie mocno. Jest wigilia, do rodzinnego
domu gdzieś na odległej wsi powraca z emigracji starszy syn, który ma do
załatwienia ważną sprawę. Nie jest trudno się domyślić, że rozwój wypadków nie
przebiegnie po jego myśli. Mniejsza z tym. Oto oglądam obraz rodziny, tak
bolesny i tak prawdziwy, jaki w kinie przedstawić udaje się niezmiernie rzadko.
Jest matka przy garach i ojciec z poważnym problemem alkoholowym. Jest
dziadek-potwór, siostra ze szwagrem, wujek z ciotką, kuzynki z komórkami i mała
siostrzyczka. Jest świat nienapawający optymizmem, jest rutyna wigilijnego
wieczoru i… sprawa. I krok po kroku reżyser i scenarzysta w jednej osobie
otwiera przed widzami kolejne elementy tej filmowej układanki, która specjalnie
odkrywcza nie jest, ale która na ekranie wygląda bardzo autentycznie. A to nie
zdarza się przesadnie często w polskim kinie. Ktoś powiedział „Smarzowszczyzna”,
ale nic z tych rzeczy. Jest inaczej, mniej wystawnie, bardziej emocjonalnie, bo
bez „fajerwerków”, finezyjnych ujęć kamer, a nawet bez muzyki ilustracyjnej
podbijającej opowieść. Są za to aktorzy, którzy koncertowo wręcz prezentują się
na ekranie, WSZYSCY! Dawid Ogrodnik czy Arkadiusz Jakubik nie potrzebują specjalnego
uznania. Za to każdy widz „Cichej nocy” zwróci uwagę na, grającą rolę matki,
panią Agnieszkę Suchorę, którą kojarzy wielu z nas, ale której kino jakoś do
tej pory nie rozpieszczało. Kolejne znakomite odkrycie festiwalu i fantastyczna
aktorka, której talent polskie kino powinien niezwłocznie wykorzystać. „Cicha
noc” w polskich kinach od 24 listopada [Ocena: 8/10]
Jakże inną propozycją jest film
Łukasza Palkowskiego zatytułowany „Najlepszy”
i jak bardzo widać na tym przykładzie tę fantastyczną różnorodność w polskim
kinie. Oto bowiem otrzymaliśmy dużą realizację opartą na faktach i nakręconą z biograficznym
hollywoodzkim zacięciem. To historia Jerzego Górskiego, który wyszedł z nałogu,
wygrał ze swoimi słabościami i osiągnął wielki sportowy sukces. Mało kto
kojarzy tę historię i tego człowieka, ale film zrobi z Górskiego osobę także
popularną poza kręgami sportowymi. Inna sprawa, że jak mówi sam bohater oraz
twórcy filmu, nie jest „Najlepszy” dokładnym odwzorowaniem losów bohatera.
Dobrze więc, że obok filmu pojawi się także książką, rzetelnie opisująca życie
Górskiego. A co z filmowym „Najlepszym”? Nie jest to niestety aż tak dobra
propozycja, jak poprzedni film reżysera, czyli „Bogowie”. Za dużo jest w „Najlepszym”
filmowych uproszczeń, za dużo skrótów, montażowych potknięć i niekonsekwencji.
Mam wrażenie, że obejrzeliśmy taką „szybką” wersję przygotowaną na festiwal w
Gdyni i że jeszcze sporo może się tutaj zmienić, do czasu premiery wyznaczonej
na 17 listopada. Za to nie zmieni się sam charakter filmu, czyli klasyczne „od
zera do bohatera”. Trzeba jednak przyznać, że Łukasz Palkowski i producenci
czują kino, wiedzą jak zrobić fajny komercyjny projekt dla szerokiej widowni,
bez przesadnych ambicji i bawienia się w artystyczne sznyty. „Najlepszy” ma
świetne tempo, znanych aktorów (dla mnie za mało Janusza Gajosa w roli Marka
Kotańskiego), udaną oprawę realizacyjną. Prawdziwie hollywoodzki polski film. [Ocena
7/10]
Bolesnym rozczarowaniem tegorocznego
festiwalu w Gdyni jest dla mnie film „Ptaki
śpiewają w Kigali”, ale zapewne także z powodu bardzo wygórowanych
oczekiwań, jakie miałem względem opowieści o ludobójstwie w Rwandzie, emigracji
i przede wszystkim relacji dwóch kobiet z dwóch odległych światów. Tu nie
będzie taryfy ulgowej ode mnie dla twórców (ale zapewne mało to kogo interesuje),
ale niestety podobnie potraktowali widzów twórcy filmu. Ostatni projekt Krzysztofa
Krauze, zrealizowany ostatecznie przez Joannę Kos-Krauze nie porwał mnie i nie
zachwycił, choć dostrzegam oczywiście świadomie wybraną bardzo ambitną drogę
twórczą. W dorobku autorów „Placu zbawiciela”, „Nikifora”, „Papuszy”, a
wcześniej chociażby „Długu” jest jak widać kino wybitne, ale przecież tak
bardzo filmowe i kinematograficzne (bo nie wiem jak to nazwać inaczej). „Ptaki
śpiewają w Kigali” idą zdecydowanie dalej w swojej materii filmowej, są
najambitniejszym i najtrudniejszym z filmów podpisanych przez nich, nie
upraszczają, stawiają bardzo wysoko poprzeczkę widzowi i w żadnym wypadku nie
próbują mu niczego ułatwić w odbiorze. Otrzymaliśmy film osobny, nawet na tle
europejskiego kina, co ambicjonalnie jest zapewne słuszne i oddaje hołd
przedwcześnie zmarłemu reżyserowi, ale niestety do mnie taka propozycja nie
przemawia. Wolę w kinie zdecydowanie prozę od poezji. Wolałbym ten temat
obejrzeć w bardziej klasycznej formie, tak to już jest ze mną. Film jest od dziś
w kinach, można więc ocenić samemu. Na pewno warto, mamy bowiem do czynienia z
tematyką jeszcze w polskim kinie nieporuszaną, odważną i na swój sposób
oryginalną. Trzymam kciuki, by taka forma dotarła do jak największego grona
odbiorców i by ich zachwyciła. [Ocena 6/10]
I jeszcze na koniec film, który
mógł być wydarzeniem, ale niestety do udanych zaliczyć go nie mogę. To „Czuwaj”, jak chcą twórcy „thriller” o
spotkaniu dwóch światów. Po pierwsze „Czuwaj” ma świetny początek, ekspozycję
świata i postaci. Oto obóz harcerski i zaplanowana wizyta rówieśników z
poprawczaka. Chłopcy razem będą mieszkać, pracować i bawić się. I gdyby
scenariusz niósł ze sobą niespodzianki, zwroty akcji o większym
prawdopodobieństwie to byłoby to świetne kino. Tymczasem dostrzegam tutaj sporo
słabości, dramaturgicznych nonsensów, elementów tak mało realistycznych, że
niestety w drugiej części obserwowanie poczynań bohaterów i tej historii
zwyczajnie „boli”. No i chyba dostaliśmy bardzo nieprzychylna „reklamę”
harcerstwa, bo choć twórcy nie używają oficjalnych nazw, wiadomo z czym mamy do
czynienia. [Ocena 5/10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz