Powtórzę to ponownie, bo ponownie organizująca Dąbskie Wieczory Filmowe Sylwia Witkowska podniosła bardzo wysoko poprzeczkę. Nie ma w szczecińskiej przestrzeni filmowej wydarzenia ściągającego w jednym czasie i do jednego miejsca, tak wiele gwiazd i twórców polskiego kina. 17. Dąbskie Wieczory Filmowe to wizyty Katarzyny Figury, Jowity Budnik, Adama Woronowicza, Wojciecha Solarza oraz reżyserów Kamila Krawczyckiego i Marcina Bortkiewicza. I mam takie wrażenie, że wszyscy oni zostawili w Szczecinie kawałek serca, mocno się otworzyli i na pewno dobrze spędzili czas, rozmawiając z publicznością po seansach swoich filmowych propozycji.
O tym, czy dane wydarzenie jest udane bardziej czy mniej, decyduje wiele czynników, ale zawsze najważniejszy jest dobór repertuaru oraz gości, którzy z otwartą przyłbicą stają przed widzami, którym oddają swoje filmowe przedsięwzięcie. W tym roku jako pierwszy spotkał się z publicznością Dąbskich Wieczorów Filmowych Wojciech Solarz, aktor rozpoznawalny i popularny, znany z występów w każdej dziedzinie aktorskiej sztuki, ostatnio mocno udzielający się w kabarecie, kiedyś główny scenarzysta i aktor programu satyrycznego „La La Poland”. I to specyficzne poczucie humoru go nie opuszcza. Dał się w tym roku Solarz poznać z dwóch stron, jako reżyser i aktor. Bo reżyseria też jest dla niego bardzo ważna i o powrocie do niej teraz myśli. Publiczność w Dąbiu zobaczyła jego reżyserski debiut, krótkometrażową i mocno absurdalną „Tajemnicę Alberta”, a blok filmowy uzupełniły równie udane „Odwyk” i „Pokój”, zrealizowane w gronie przyjaciół i wyreżyserowane przez Krzysztofa Jankowskiego. I każda z tych filmowych perspektyw jest inna, a Solarz na spotkaniu z publicznością dodatkowo jeszcze mocniej podkreślił swoją fascynację specyficznym poczuciem humoru, rzucając widzów w ten absurdalny świat swojej wyobraźni. To było bardzo kabaretowe i zdecydowanie najzabawniejsze spotkanie tegorocznego wydarzenia. Weszliśmy w Dąbskie Wieczory Filmowe z uśmiechem na twarzy.
Mam zresztą takie wrażenie, że tegoroczne Dąbskie Wieczory Filmowe pełne były dobrej energii (jak zawsze!!!), ale bardzo często usłyszeć tutaj można było mnóstwo śmiechu. Tak było na spotkaniach z największymi (patrząc na frekwencję) gwiazdami święta kina w Dąbiu – Katarzyną Figurą i Adamem Woronowiczem. Znani i popularni, okazali się na żywo osobowościami ciekawymi i przede wszystkim otwartymi. Katarzyna Figura rozmawiała z widzami o filmie „Chrzciny”, swojej karierze i przygodzie w Hollywood. Rozmawiała? O, nie… Ona opowiadała, tworzyła pewien rodzaj historii, przechodzący w pasjonujący monolog. To było dla wszystkich słuchających niezwykłe doświadczenie, bo Figura niemal zahipnotyzowała publiczność. Inaczej było z Adamem Woronowiczem, który z aktorską werwą rzucał się na każde pytanie i ze swadą je rozpracowywał. Pełne anegdot spotkania z gwiazdami trwały do późnych godzin nocnych, a mogłyby znacznie dłużej. Tak się dzieje, gdy spotykamy legendy kina!
Kolejne dni na Dąbskich Wieczorach Filmowych spędziliśmy w towarzystwie reżyserów. Do Szczecina przyjechali Kamil Krawczycki ze swoim debiutanckim „Słoniem” i Marcin Bortkiewicz z filmem „Tonia”. Obie filmowe propozycje bardzo się widzom spodobały, czego wyrazem były długie rozmowy z twórcami. Niewiele osób spodziewało się zapewne, tak mocnego spotkania po filmie „Słoń”, podczas którego reżyser opowiedział nam o perspektywie życia osoby homoseksualnej w Polsce i własnych doświadczeniach przeniesionych na ekran. Publiczność potrafi się odwdzięczyć taką szczerością, bo nie ma niczego piękniejszego niż usłyszeć, że film i spotkanie z twórcą, mogą zmienić spojrzenie na świat. Swoimi doświadczeniami, choć bardzo pośrednio, podzielił się z widzami także Marcin Bortkiewicz, który utkał piękną „Tonię” ze ścinek swoich wspomnień, a do głównej roli zatrudnił debiutującą na dużym ekranie… córkę. I jak mówił na spotkaniu, sam był zaskoczony skalą talentu Marianny Ame. To spotkanie wyróżniało się na tle innych tegorocznych, bowiem Bortkiewicz to były aktor, który na scenie wręcz inscenizował swoje odpowiedzi, a który na życie patrzy przez kino. To była ciekawa perspektywa.
Na Dąbskie Wieczory Filmowe ponownie zawitała Jowita Budnik, ale w tym roku z dwoma filmami – pełnometrażowym „Po miłość/Pour L’amour” i krótkometrażowym „Być kimś”. Ten ostatni zdobywa dziś wszystkie nagrody na festiwalach filmów krótkometrażowych i jest dużym wydarzeniem w polskim kinie. Aktorka opowiadała o obu doświadczeniach, ale krótkiemu filmowi poświęciła także sporo miejsca, bo oto na naszych oczach rodzi się talent w polskim kinie, reżyser Michał Toczek (warto to nazwisko zapamiętać). Jowita Budnik zachwyciła publiczność, a dzień później na finał 17. Dąbskich Wieczorów Filmowych i w pięknych okolicznościach przyrody jeziora Dąbie, otrzymała od organizatorów nagrodę „Filmowy przypływ”. Jak wspominano, nie tylko za to, że jest wybitną aktorką, ale też za to, że jest wspaniałą osobą.
Oblegana przez widzów sala Klubu Delta w Dąbiu, opowieści o przyrodzie Pawła Madejskiego, 4. konkurs ekologiczny Eko-Kadr oraz popularne wśród widzów rejsy z koncertami na wodzie z udziałem w tym roku Macieja Tubisa oraz duetu Liliana Kostrzewa/Dawid Głogowski nie pozostawiają wątpliwości, że wydarzenie to jest potrzebne szczecińskiej publiczności, a jak się przekonaliśmy nie tylko szczecińskiej, ale też wielu osobom, które na Dąbskie Wieczory Filmowe przyjeżdżały z innych miejscowości. W kuluarach często usłyszeć można było, że 17. edycja tego wydarzenia była najlepsza. Jest też wstępna deklaracja, że jeśli nic nie stanie na przeszkodzie to Dąbskie Wieczory Filmowe powrócą za rok na plażę w Dąbiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz