piątek, 16 lutego 2024

„Sami swoi. Początek”, czyli znowu chłopi

Nie jest dobrze. „Sami swoi. Początek” to film pod wieloma względami nieudany. Nie jest to porażka totalna, ale po prostu przeciętny produkt odcinający kupony od legendarnego oryginału. Dla mnie seans totalnie bez sensu, ale może znajdą się fani? Bo skoro „Kogel Mogel” ściągnął tłumy…

I to jest mniej więcej podobny poziom. „Sami swoi. Początek” to bardzo przeciętnie zrealizowana filmowa cepeliada, przegląd ładnych wiejskich kostiumów (plus czyściutkie mundury), nakręcony w skansenie, zagrany w większości mało przekonująco. I od tego zacznę. Adam Bobik w roli Pawlaka stara się jak może i są momenty, w których naprawdę wypada fajnie, ale całościowo ten scenariusz to błazeńskie popisy jego postaci. Karol Dziuba w roli Kargula to jakieś większe nieporozumienie, co też dostrzega scenariusz, jakby spychając tę postać na margines. Jednak największe kuriozum aktorskie tej produkcji to Paulina Gałązka w roli pięknej Ukrainki, do której wzdychają obaj bohaterowie. Nie wiem, kto wymyślił ją w tej roli, ale nie ma tu wiejskiej dziewczyny i nie pasuje ona totalnie do tego świata. Zamiast pięknej gwiazdy, filmowi przydałaby się wiarygodna i mniej rozpoznawalna aktorka, jak Anna Szymańczyk w „Znachorze”. Tylko, że „Sami swoi. Początek” w ogóle nie chcieli być wiarygodni. Karykaturalnie w swoich rolach wypadli Zbigniew Zamachowski i Wojciech Malajkat, nieco lepiej zaprezentowali się Janusz Chabior, Adam Ferency i Anna Dymna. Zaś udział Mirosława Baki może wprawić w konsternację, bo niedawno tak dobrze wypadł w „Chłopach”, a tutaj nie ma wiele do zagrania i nawet nie jest w stanie za bardzo oddalić się od tamtej roli. Szkoda chłopa…

A może „Sami swoi. Początek” są chociaż zabawni? Na seansie, w którym brałem udział, śmiechu nie było, no może jeden „uśmieszek” z widowni usłyszałem. Może nie o komedię chodziło, a jakąś humoreskę z kresów? Bo tak jak oryginalni „Sami Swoi”, nowy film ma też sporo poważnych momentów, w których dochodzi nawet do gwałtu czy rozstrzelania przez sowiecką władzę. Bo Sowieci w tym filmie są oczywiście gorsi niż naziści, którzy nie zabijają, bo ich Kaźmierz ładnie prosi. No po prostu bajka.

W historii dzieje się dużo, są klasyczne nawiązania, są te wymuszone akcenty z kresów, jest pięknie i malowniczo, a czas płynie bardzo szybko. Jest bowiem ten film takim kalejdoskopowym przeglądem życia na kresach w okresie między obiema wojnami. Jest dzieciństwo, młodość, zaloty, ojczyźniane obowiązki, praca na roli, życie rodzinne, tradycja, kościół, ziemia. Jakby twórcy realizowali tę historię odhaczając kolejne hasła. Tylko zabrakło tutaj poczucia humoru, dystansu, klasy.

„Sami swoi. Początek” to taka widokówka, w manierze telewizyjnej produkcji. Marnie spędzone prawie dwie godziny w kinie, bo nie ma w tym lekkości ani uroku klasycznej opowieści. Spore rozczarowanie, ale nie jestem zaskoczony. Takie wyprawy do przeszłości udają się rzadko.

A teraz lecę obejrzeć klasyk Sylwestra Chęcińskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz