Dokładnie przed rokiem 9 października 2016 roku zmarł Andrzej Wajda. Dziś jego odejście symbolizuje więcej niżbyśmy chcieli. Czy gdyby żył, udałoby mu się rozmawiać z obecną władzą, a oni chcieliby go słychać? Jaką rolę odegrałby Wajda na linii bardzo dziś napiętych stosunków pomiędzy ministerstwem kultury, PISF i środowiskiem filmowym?
Andrzej Wajda cieszył się dużym zaufaniem społecznym, w środowisku
słuchano z uwagą jego opinii, do końca życia bardzo mocno angażował się w sprawy
polskich filmowców. Niepodważalny autorytet reżysera w kraju i na świecie czynił
z niego osobę, której zdania nie można było w żaden sposób lekceważyć. I choć „Wałęsa.
Człowiek z nadziei” nie należy do ulubionych filmów osób z prawej strony sceny
politycznej, a przyjaźń z byłym prezydentem nie jest w smak wielu osobom dziś
atakujących Wałęsę z taką zaciekłością. Wajda zdecydowanie mógł pozwolić sobie
na wyrażanie własnych poglądów w sposób jak najbardziej niezależny i
bezpośredni, a jednak z szacunkiem dla drugiej strony. Ale Andrzeja Wajdy dziś
nie ma, a wokół Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej gromadzą się „czarne chmury”.
Po pierwsze PISF działa dobrze, polskie kino radzi sobie
znakomicie na arenie międzynarodowej. Próba przejęcia kontroli i wprowadzenie
zmian w ten dobrze działający mechanizm, przypomina mi sytuację z niedawnej
reformy edukacji oraz wielką zmianę w mediach publicznych, która w obu
przypadkach dotknęła moją rodzinę bezpośrednio. Powrót ośmioletniej podstawówki,
to zmiana która podyktowana jest chęcią pokazania „kto tu rządzi”, a której wielkiego
sensu nie dostrzegam. Zmiany w mediach publicznych wyczyściły z nich fachowców
i spowodowały odpływ widzów sprzed małych ekranów. Podobnie postrzegam
działania wokół PISF, które Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chce
przejąć, którym chce kierować zgodnie z ideologicznymi celami wyznaczonymi przez
partię. Minister Kultury wchodzi mocno w panujący schemat działania polskiego
kina, które opiera się na mocnych fundamentach związanych z SFP, KIPA, WFDiF, a
które wspiera i nad którymi całościowo czuwa PISF. PiS chce zmian w PISF, bo
chce mieć kontrolę nad tym systemem i chce dopuścić do głosu, tych wszystkich,
którzy przez ostatnie lata byli marginalizowani w środowisku filmowym. Czyli
kogo?
Chciałbym poznać listę mniej więcej 20 twórców oraz ich
projekty, których PISF w ostatnich 5 latach zablokował z ideologicznych i
środowiskowych powodów. Chciałbym usłyszeć głos tych wszystkich skrzywdzonych,
którzy nie otrzymali wsparcia na swoje projekty, a stały za tym przesłanki inne
niż merytoryczne. To byłby przyczynek do rozmowy o konieczności wprowadzenia
szerokich zmian w PISF. Nie jestem naiwny i doskonale wiem, że każdy system
ekspercki opiera się także na relacjach wewnątrz środowiska, że zasady
obowiązujące w PISF nie były doskonałe, ale mimo mankamentów powstawało wiele
wartościowych i różnorodnych filmowych produkcji (ok, powstało też sporo
słabych). Przez te lata powstało znakomite „Pokłosie”, które bije po oczach,
które boli, a które przecież także w PISF stoczyło boje o wsparcie. Była oscarowa
„Ida” i kilka innych projektów, które bolą obecne władze, bo mają odwagę burzyć
mity. Czy pomijano jakieś tematy? PISF nie wsparł „Smoleńska” i jest to
zdecydowanie dowód na to, że system działa. „Historia Roja” to filmowa
katastrofa, z którą kłopot miała nawet Telewizja Polska pod rządami PiS, a „Wyklęty”
o pieniądze z PISF nawet nie wnioskował, opierając swoje opinie na rozmowach
zakulisowych sugerujących, że projekt taki nie miał szans zyskać zrozumienie wśród
ekspertów. Nie wiem, jakie mroczne siły blokowały powstanie wielu filmów o
żołnierzach wyklętych, ale wydaje się, że słabość tych projektów wynikała z
czegoś innego – z ich filmowej niedoskonałości po prostu.
PiS chce kręcić kino patriotyczne i historyczne, organizuje
pieniądze, prowadzi scenariuszowe zmagania, szuka poparcia u Clinta Eastwooda i
Mela Gibsona... Czekam na wielkie kino, które zamknie usta niedowiarkom.
Niestety mam spore wątpliwości. Jeśli mnie przeczucie nie myli, to Nowy PISF
nie przeznaczy pieniędzy na odważne scenariusze mówiące o współczesnej i historycznej
Polsce. Dowodzi tego zakulisowa na razie niechęć do filmu Wojtka Smarzowskiego
o pedofilii w polskim kościele, czy otwarta już niechęć do Agnieszki Holland i
jej „Pokotu”. Przemilczane będą trudne tematy, zapomnieć można o wsparciu dla
kontrowersyjnych filmów ukazujących Polaków w niezbyt dobrym świetle. Proces
zmian będzie trwał przez kilka miesięcy, ale wydaje się nieodwołalny i nikt nie
jest dziś go w stanie zatrzymać. Czy powstanie „Czarna lista PISF” twórców
niewygodnych?
Myślę, że nawet dziś Andrzej Wajda idąc na spotkanie z
Ministrem Kultury a nawet z samym Prezesem nie mógłby liczyć na zrozumienie. Z
szacunkiem byłby wysłuchany, argumenty przedstawione byłby bardzo klarowne, ale
koniec końców po rozmowie pozostałaby jakaś notka prasowa w miłych słowach
mówiąca o spotkaniu oraz kilka filiżanek po wypitej grzecznościowej kawie. Na
jakieś efekty zmieniające nastawienie rządu do obecnego schematu działania polskiego
kina, nie można byłoby jednak liczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz