Nie zawiodły „Chleb i sól” oraz „Johnny”. Bardzo ciekawy okazał się „Słoń”, ale wszyscy oglądali i omawiali dziś oczekiwany film Jacka Bławuta „Orzeł. Ostatni patrol”. To on dostąpił zaszczytu oficjalnie otworzyć festiwal. Dobrze rozpoczął się 47. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Mój dzień zaczął się właśnie od filmu „Orzeł. Ostatni patrol”, bardzo wcześnie, bez gwiazd na sali, oprawy z czerwonym dywanem i w towarzystwie kilkudziesięciu tylko osób. Warunki do oglądania miałem więc idealne. To jeden z tych filmów, na które czekałem od kilku lat. Historia słynnego ORP Orzeł, kino wojenne, skazane więc także na elementy widowiska, na emocje, na twardych i ciekawych bohaterów, których tragiczny los wszyscy znają. Tak mogłoby się wydawać… Jacek Bławut, mistrz szkoły dokumentalnej, przemyca w swoim kolejnym filmie fabularnym, te elementy, które są mu najbliższe. Bardzo często jesteśmy więc blisko twarzy bohaterów tej historii, śledzimy ich poczynania, ale nie wchodzimy do ich głowy (za mało czasu?).
Bo „Orzeł. Ostatni patrol” to nie jest przesadnie widowiskowa filmowa opowieść i zachodzę w głowę, czy nie było na to środków, czy ograniczenia w filmie to wybór artystyczny reżysera? I wydaje mi się, że Jacek Bławut celowo powędrował tą drugą drogą i tak właśnie zamierzał opowiedzieć tę historię – bez przesadnie eksploatowanych spektakularnych scen walki, całego tego patosu, potęgi, powiewającej polskiej flagi. I z jednej strony podoba mi się jego autorskie podejście do takiego tematu, z drugiej strony żałuję jednak, że film nie jest jeszcze większym widowiskiem, że obdarto go z emocjonalnego (w prostym tego słowa znaczeniu) i spektakularnego charakteru. Że nie ma konfliktu, nie czuć dramatu postaci, nie ma napędzającej opowieść, porywającej historii. Porównanie nasuwa się samo – „Okręt” Wolfganga Petersena sprzed 40 lat. I nie chodzi o kopiowanie, ale raczej o moc kina, którą dał nam tamten niemiecki film. Tego KINA mi w filmie Jacka Bławuta zabrakło. Na plus na pewno przemawia styl filmu, jego klaustrofobiczność (zdjęcia!), te kilka pięknych scen Orła w akcji i podwodnych efektów specjalnych. Bardzo ciekawie zostało to wymyślone, można poczuć ciasnotę okrętu podwodnego, którego mimowolnie stajemy się częścią. Powstał dobry polski film, ale miałem nadzieję, na coś więcej.
W kategorii dotarcia do widza „Orzeł. Ostatni patrol” przegra zapewne z pełnym werwy, humoru, dramatu i smutku filmem „Johnny” Daniela Jaroszka z udziałem Dawida Ogrodnika i Piotra Trojana. Historia księdza Jana Kaczkowskiego ukazana przez pryzmat przestępcy, ma w sobie to wszystko, co powinien mieć film skazany na sukces. Bohater zapisał się w pamięci wielu osób, był postacią niezwykłą i nietuzinkową. Film bardzo ciekawie przybliża jego losy, a Dawid Ogrodnik raz jeszcze udowadnia, że jest mistrzem współczesnego polskiego aktorstwa. Gdy smutna historia posiada w sobie pokłady humoru i emocji, wtedy łatwiej jest nam-widzom, zatracić się w takiej opowieści. Historia płynie wartko, najmniejsze nawet epizody znakomicie wybrzmiały na ekranie, pojawiają się umiejętnie prezentowane piosenki, twórcy dobrze grają z naszymi emocjami. To się po prostu bardzo dobrze ogląda. Świetne kino, które zasługuje na komercyjny sukces i tłumy widzów w kinach. Na marginesie dodam, że to chyba najciekawiej i najfajniej sportretowany ksiądz katolicki w polskim kinie.
„Chleb i sól” dwa dni temu zdobył nagrodę na festiwalu w Wenecji i jest w Gdyni pokazywany z pozycji gwiazdy i wydarzenia. To dobrze, że w ten sposób zwracana jest uwaga na film udany, ale poruszający bardzo trudny temat. Damian Kocur zadebiutował w stylu, do którego w dużej części przyzwyczaił nas w swoich krótkich metrażach. Oparł bowiem opowieść na naturszczykach i poruszył bardzo ważne struny naszych międzyludzkich relacji. Tutaj mamy dwóch braci utalentowanych muzycznie, którzy wybrali różne drogi oraz powoli narastający konflikt ich środowiska z arabskimi właścicielami małej jadłodajni. Znamy to z życia, bo coraz częściej dochodzi do incydentów z obcokrajowcami. Jednak Kocur nie koncentruje się tylko na tej historii, znacznie ciekawiej portretuje braci, z których starszy zakosztował wielkiego świata i próbuje młodszemu wskazać drogę ucieczki z prowincjonalnego miasta i z prowincjonalnego otoczenia. Niestety środowisko i okoliczności nie sprzyjają. „Chleb i sól” ma ciekawą chropowatość, dokumentalny styl, ma charakter i przede wszystkim prawdę bijącą z ekranu. Takie kino odnosi sukces na festiwalach. Czego filmowi życzę.
I jeszcze na koniec skromny i bez zaplecza w postaci Wenecji, a wcale nie gorszy – „Słoń” w reżyserii Kamila Krawczyckiego. To też film debiut, ale pokazywany w Konkursie Mikrobudżetów. Bardzo lubię takie filmowe niespodzianki. Skromne filmy o wielkiej mocy. Twórcy odważnie wchodzą w ten świat i bardzo umiejętnie, ciepło i mądrze, wprowadzają do niego widzów. To klasycznie zawiązana historia dwóch chłopaków, z różnych wydawałoby się światów. Jeden z nich przybywa z dużego miasta i odważnie obnosi się ze swoim światem, drugi żyje w małej góralskiej społeczności i odkrywa dopiero swoje potrzeby. Do tego wszystkiego mamy jeszcze rodzinę i oczywiście środowisko, które nie akceptuje homoseksualizmu. Nie konflikt jest jednak treścią tego filmu (choć i on tu wybrzmiewa), a rodząca się miłość i potrzeba podjęcia pewnych życiowych postanowień. I w tym momencie film jest znakomity, bo bohater nie ulega prostym emocjom i powoli dopiero dojrzewa do swoich decyzji. Jakie one są i dokąd prowadzą, tego można dowiedzieć się oglądając „Słonia”.
Dodam tylko, że film jest świetnie wyreżyserowany, oprawiony muzycznie (m.in. Christine and the Queens!!!) i przede wszystkim znakomicie zagrany przez dwóch głównych bohaterów, za co szczególne brawa należą się Janowi Hrynkiewiczowi i Pawłowi Tomaszewskiemu. Bez szarżowania, bez krzykliwych scen, bez przesadnych gestów tej czy innej strony, za to niespiesznie budowany, z prawdziwym wyczuciem i miłością, którą czuć i widać na ekranie. Sceny intymnych zbliżeń zostały zrealizowane po mistrzowsku i na światowym poziomie. Nieprzypadkowo film do dystrybucji kupili już Amerykanie i wiele krajów zachodnich. Ciekawe, czy i jak „Słoń” zaistnieje w polskich kinach, jak dotrze i zostanie odebrany przez widzów, gdzie znajdzie zrozumienie… To bardzo potrzebny film i bardzo potrzebna opowieść.
A jeśli ktoś nie zna to… polecam ten utwór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz