Wybrałem się do kina, aby obejrzeć fajny polski film. Trochę naśmiewający się z naszych patologii, trochę ironiczny, w humorze „Barei” (jak chce jeden z krytyków). Niestety, dla mnie "Kryptonim Polska" to przykład komedii (???) nieudanej.
Jeden z kolegów krytyków napisał,
że to „dokument swojej epoki” i że jego zdaniem po latach okaże się „czymś w
rodzaju MISIA, to znaczy komediowej kapsuły czasu, jednocześnie arcyśmiesznej i
głęboko niewesołej”. Moim zdaniem, kolega jest w błędzie. Film zniknie w przepastnej
dziurze nieudanych i przestrzelonych polskich komedii. I mało kto będzie w
Polsce pamiętał o tym filmie po latach. Takie jest moje zdanie.
To film ulepiony z komediowych klisz i na pewno nie jest to ironiczny portret naszego kraju. Co prawda film ma kilka fajnych momentów, szczególnie gdy Borys Szyc (bardzo dobra rola) z kolegami (udane kreacje drugoplanowe) mocno ironizują z radykalnych prawicowych bojówek. Klasyczna zagrywka w komedii. Z tym, że swastyka na klacie jednego z typków mnie nie śmieszy, a raczej przeraża.
Czym więc jest „Kryptonim Polska”? Może miał być mocno zwariowaną historią grupy neonazistów-idiotów, coś na kształt genialnych brytyjskich „Czterech Lwów”? Gdyby tylko w takim kierunku opowieść się potoczyła, to… kto wie, kto wie? Twórcy chyba przestraszyli się tak radykalnego podejścia, takiej filmowej odwagi w polskim kinie. Bali się ryzyka. Powstała opowieść ulepiona z klasycznych filmowych klisz, jakieś gagi, wątek miłosny. Słabe to i wtórne. Strata czasu. [Ocena: 4/10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz