Kolejna bardzo ważna deklaracja
studia z Hollywood. Szefowie Paramount Pictures opowiadają się za pokazywaniem
filmów w kinach. Najbliższe miesiące odpowiedzą na wiele trudnych pytań w branży. Oto kilka przemyśleń o sytuacji środowiska, które stawia na doświadczenie kinowe.
Wrzesień miał dać nadzieję na przyszłość, ale polskie filmy ciągle nie gromadzą tłumów. Tak mocno reklamowany i przez wielu zachwalany „Kryptonim Polska” obejrzało w pierwszy weekend nieco ponad 27 tysięcy widzów, a komedię z gwiazdami „Szczęścia chodzą parami” zobaczyło niewiele ponad 33 tysiące osób. To nie są dobre osiągnięcia. We wrześniu rynek polskich filmów miał ruszyć i wydawało się, że komedia(?) z Borysem Szycem spotka się z większym zainteresowaniem publiczności. Co czeka więc „Zołzę”, „Johnny’ego”, „Bejbis”, kilka dobrze rokujących komedii i pierwszy polski film o zombie? Co z Patrykiem Vegą, zbawcą polskich kin i z „Listami do M. 5”? Niestety trudno dziś liczyć na spektakularne sukcesy polskich produkcji historycznych czy filmów utytułowanych twórców, ale gdzieś tam tli się nadzieja na sukcesy orląt, orła, osiołka, bliźniaczek… W poniedziałek rusza festiwal w Gdyni, będę obserwował nastroje w branży.
Duże kina nadzieję pokładają dziś w filmach z Hollywood. To one dominują na listach tych najpopularniejszych. W ostatnich kilku miesiącach w kinach radziły sobie znakomicie opowieści o Minionkach, Elvisie, zwierzętach superbohaterów i tym podobne propozycje. Tak, Hollywood jest w natarciu i dlatego deklaracje napływające zza wielkiej wody napawają optymizmem. Szefowie Paramount Pictures są bardzo zadowoleni z kinowych sukcesów swoich filmów („Top Gun” itp) i trudno się im dziwić, że uważają kina za najlepsze miejsca dla premier swoich produkcji. Są też zachwyceni modelem 45-dniowego okna premier i wynikami filmów później w internecie. Biznes się kręci i jak deklarują włodarze firmy streaming nie jest dla nich wrogiem, a daje dodatkowy potencjał sprzedażowy. Puzzle nowej branży powoli się układają, przynajmniej w Hollywood.
Wiadomo, że nie ma już szans na powrót do sytuacji kin sprzed pandemii, nie wrócą wielomiesięczne okna pomiędzy premierami kinowymi i pozostałymi, a doświadczenie filmowe w sporej części będzie doświadczeniem małego ekranu i seansu na platformach internetowych. Jednak kina walczą i to jest pocieszające. Mi szczególnie na sercu leży los kin z repertuarem filmów autorskich/studyjnych.
Odnalezienie drogi do widza i utrzymanie jego zainteresowania kinowym doświadczeniem jest tu kluczowe i kiniarze z dystrybutorami doskonale zdają sobie z tego sprawę. Z własnego doświadczenia napiszę o niemal w całości wyprzedanych salach na odbywającym się w ostatnim tygodniu przeglądzie 7xJarmusch w kinie Zamek w Szczecinie. To bardzo budujące. Podobną drogę do widzów znajdzie zapewne propozycja Gutek Film, który reaktywował Konfrontacje Filmowe (startują 9 września).
Nie wszystkie wartościowe propozycje radzą sobie dobrze, ale cieszyć trzeba się z 45-tysięcznej widowni na dokumencie „Ennio”, 120 tysiącach sprzedanych biletów na filmie „Powodzenia, Leo Grande”, blisko 30-tysięcznej publiczności na „Zbrodniach przyszłości” i podobnej na „Niewiniątkach”. Wartościowe i ambitne (a przede wszystkim udane) filmy potrafią walczyć o widza.
Patrzę w przyszłość. Prognozy nie są optymistyczne. Jesienią nadejść ma kolejny znaczący i trudny czas dla kin - kryzys w gospodarce (niektórzy uważają, że już mamy z nim do czynienia). Uszczuplenie dochodów w gospodarstwach domowych spowoduje ograniczenie wydatków przede wszystkim na kulturę. Dostosowanie się do tej sytuacji, to zadanie przed jakim stoi branża kinowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz