środa, 5 sierpnia 2020

Kto polskim kandydatem do Oscara? Moi faworyci


10 sierpnia Komitet Oscarowy pod przewodnictwem Jana A.P. Kaczmarka wskaże polskiego kandydata do ubiegania się o nominację Amerykańskiej Akademii Filmowej w kategorii Film Międzynarodowy. Na liście zgłoszonych znalazło się siedem tytułów. Polskie filmy już dwa lata z rzędu zdobywały nominacje w tej kategorii, a w ostatniej dekadzie mieliśmy ich aż cztery. Niewiele krajów może się poszczycić lepszymi osiągnięciami. Kto będzie reprezentował nas w najbliższej edycji Oscarów? Czy ponownie będzie to film Jana Komasy?  Filmowych kandydatów z szansami na nominacje jest tylko kilku, przybliżam moich faworytów.

Oscary 2021 w dobie pandemii

93. edycja nagród Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej będzie inna niż wszystkie wcześniejsze. Pandemia Covid-19, sytuacja branży kinowej na świecie i jej niepewna przyszłość, wpływają znacząco także na obraz Oscarów. Podjęto już pierwsze organizacyjne decyzje. Oscary rozdane zostaną dwa miesiące później od wcześniej zaplanowanego terminu, czyli 25 kwietnia 2021 roku. Tym samym o kilka miesięcy wydłużono terminy przyjmowania kandydatów do tych nagród. W kategorii najbardziej nas interesującej filmy międzynarodowe zgłaszać można do 1 grudnia 2020 roku, a warunkiem kwalifikacji jest premiera filmu w okresie od 1 października 2019 do 31 grudnia 2020. Zgłaszane mogą być pełnometrażowe filmy fabularne, dokumentalne i animowane.

W ostatniej dekadzie czterokrotnie polskie filmy otrzymywały nominacje do Oscara w kategorii Film Nieanglojęzyczny/Film Międzynarodowy i raz zdobyliśmy historycznego Oscara. Sukces ten był udziałem filmów: „W ciemności” Agnieszki Holland (nominacja w 2012 roku), „Ida” Pawła Pawlikowskiego (Oscar w 2015) i jego także „Zimna wojna” (nominacja w 2019 roku) oraz „Boże ciało” Jana Komasy (nominacja w 2020 roku). Były też nominacje dla animowanego „Twojego Vincenta” i trzy w sumie nominacje dla „Zimnej wojny”. Z polskim kinem należy się liczyć!

Festiwalowa droga do Oscara

Mimo panującej pandemii koronawirusa polska kinematografia bardzo dobrze radzi sobie w tym roku na arenie międzynarodowej. Już kilka naszych filmów zostało zauważonych i nagrodzonych na znaczących zagranicznych festiwalach. To właśnie wokół takich tytułów należy szukać polskiego kandydata do Oscara. Dowodzą tego lata poprzednie. W ostatniej edycji Oscarów większość filmów nominowanych w kategorii Film Międzynarodowy miało swoją premierę w Cannes („Parasite”, „Ból i blask”, „Nędznicy”), a dwa pozostałe w Wenecji („Boże ciało”) i na Sundance („Kraina miodu”). W 2018 roku było podobnie: „Złodziejaszki”, „Zimna wojna” i „Kafarnaum” debiutowały w Cannes, a „Obrazy bez autora” i zwycięska „Roma” w Wenecji. W 2017 roku „The Square” i „Niemiłość” pochodziły z Cannes, „Fantastyczna kobieta” (Oscar) oraz „Dusza i ciało” z Berlina, a „The Insult” z Wenecji. Bez wsparcia znaczącego festiwalu, trudno nawet myśleć o zaistnieniu podczas Oscarów w kategorii dedykowanej filmom nieanglojęzycznym/międzynarodowym. Tegoroczni polscy kandydaci spełniają te warunki.

Pandemia bardzo mocno zaburzyła rok festiwalowy. Na razie bez zakłóceń odbyły się jedynie festiwale w Berlinie i Sundance. Cannes odwołano, ale organizatorzy zaprezentowali ponad 50 rekomendowanych przez siebie filmów (podobnie uczynili organizatorzy festiwalu w Telluride). Kilka wydarzeń odbyło się w formie internetowej lub hybrydowej (m.in. Tribeca, Annecy). Na większości z tych wydarzeń prezentowano polskie filmy i kilka z nich odniosło tam sukcesy. 2 września wystartować ma w tradycyjnej formule festiwal w Wenecji, którego program niesie za sobą kilka oscarowych tropów. Niedługo potem odbędzie się festiwal w Toronto. Wszędzie tam prezentowane będą polskie filmy lub nasze koprodukcje.

Pytanie zasadnicze brzmi, czy jedynym i słusznym polskim kandydatem do Oscara jest „Sala samobójców. Hejter” w reżyserii Jana Komasy? Odpowiedź tylko pozornie wydaje się oczywista. Oto mój subiektywny przegląd wybranych polskich kandydatów do Oscara.

SALA SAMOBÓJCÓW. HEJTER reż. Jan Komasa

Jest kilka argumentów przemawiających za tym filmem. Najważniejszym jest tegoroczna oscarowa nominacja dla „Bożego ciała”, poprzedniego filmu Jana Komasy. Dzięki temu nazwisko polskiego twórcy znalazło się w obiegu oscarowym, Komasa (i jego ekipa) zostali przyjęci do grona członków Akademii, nasz reżyser znakomicie zaprezentował się podczas promocji oscarowej, co zresztą przypłacił ogromnym wysiłkiem.

Ktoś powie, że druga nominacja z rzędu dla tego samego reżysera nie może się zdarzyć. Gdyby nie pandemia i panujące warunki, zapewne byłoby w tym wiele prawdy, ale w tym roku Akademia nie powinna mieć żadnych oporów z taką nominacją. Po pierwsze dlatego, że Oscary lubią ciekawostki i rekordy. Po drugie dlatego, że Jan Komasa to młody ciągle reżyser, a Akademia stawia na młodych. I nie jest prawdą, że w historii nagród nie było takich podwójnych nieanglojęzycznych nominacji. Ostatnie z nich zdobył Ang Lee w latach 1994 i 1995, nieco wcześniej Zhang Yimou w latach 1991 i 1992, Istvan Szabo w 1981 i 1982 roku, Moshé Mizrahi w 1973 i 1974 roku oraz mistrzowie Ingmar Bergman (Oscary 1961, 1962) i Federico Fellini (Oscary w 1957 i 1958).

I w końcu sam film oraz jego jakość na tle innych oscarowych konkurentów. To mógł być spory kinowy sukces, ale wybuchła pandemia… Produkcja ta trafiła w międzyczasie do konkursu międzynarodowego festiwalu Tribeca w Nowym Jorku, gdzie jury przyznało mu główną nagrodę. Temat filmu wyraźnie zachwycił jurorów: „Z głębi serca gratuluję reżyserowi jakże aktualnego i niepokojącego filmu. Czym Nixon i Watergate byli dla Coppoli, gdy kręcił Rozmowę, tym Facebook i fake newsy są dla twórcy Hejtera” – napisał przewodniczący tego gremium Danny Boyle. Nie bez znaczenia jest też fakt, że międzynarodową internetową dystrybucją „Hejtera” zajmuje się Netflix, a premiera w USA odbyła się kilka dni temu. Poświęcono jej sporo uwagi w amerykańskich mediach. Netflix to bardzo silny partner, który bardzo zabiega o Oscary i swoim filmom poświęca sporo uwagi. Jeśli tylko zechce się nimi zająć, a nie zawsze jest w stanie wesprzeć wszystkich, bo takich filmów ma w swojej ofercie/bibliotece bardzo wiele.

Polska Komisja Oscarowa kandydata może wskazać więc z łatwością, bo za „Hejterem” przemawiają silne argumenty. Czy jest to jednak najlepszy z filmów zabiegających o nominację? Temat poruszany w filmie jest ważny, aktualny i globalny, ale na mnie „Hejter” nie działa tak mocno, jak „Boże ciało” i moim zdaniem nie jest aż tak dobrym filmem. I tutaj dostrzegam szanse innych polskich kandydatów. Akademia lubi przecież odważne i ciekawe głosy w światowej kinematografii.



ZABIJ TO I WYJEDŹ Z TEGO MIASTA reż. Mariusz Wilczyński

Mariusz Wilczyński to jeden z najważniejszych twórców animacji w Polsce, do tej pory doceniany i nagradzany za swoje krótkie filmy. Po 14 latach pracy, na początku roku, zaprezentował widzom swój pełnometrażowy debiut, czyli bardzo osobiste „Zabij to i wyjedź z tego miasta”. Premiera filmu odbyła się na festiwalu w Berlinie, opinie po tych pokazach były zróżnicowane, ale przeważnie pozytywne. W dobie pandemii obraz trafił do prestiżowego konkursu festiwalu animacji w Annecy, gdzie zdobył wyróżnienie. Po tych pokazach pojawiło się na świecie bardzo wiele pozytywnych opinii o polskim filmie.

Niedawno jedną z nich zamieścił w internecie ceniony krytyk Michał Oleszczyk: Gdyby Guy Maddin spotkał się z Davidem Lynchem w jakiejś przydymionej papierosami Caro łódzkiej spelunce gdzieś w okolicach roku 1983; i gdyby tak się złożyło, że panowie obaliliby pół litra i zagryzali słonymi paluszkami z wysokiej szklanki w kwiecistą rozetę typu "kryształ"; a na dodatek, gdyby byli świeżo po seansie "Amarcordu" Felliniego i spędzili wieczór na wywoływaniu ducha Brunona Schulza metodami wyuczonymi przez jakiegoś nadwiślańskiego guślarza -- to atmosfera tego spotkania przypominałaby gęstością, ciężarem i zapachem to, co pokazał Mariusz Wilczynski w Zabij to i wyjedź z tego miasta. Piękny film. Czekam na premierę, żeby wsiąść do tego rozklekotanego tramwaju zawracającego na pętli Pamięć jeszcze raz.

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby pełnometrażowy film animowany mógł ubiegać się o Oscara w kategorii Film Międzynarodowy. Niestety zdobycie nominacji przez pełnometrażową animację to rzadkość (jak słusznie zauważono, otrzymał ją jedynie "Walc z Baszirem"). Pamiętajmy, że do niedawna mało kto dawał też szanse na nominacje filmom dokumentalnym, a tymczasem w tym roku „Kraina miodu”… taką nominację zdobyła.

Partnerem filmu „Zabij to i wyjedź z tego miasta” jest Outsider Pictures, firma która zajmuje się jego międzynarodową sprzedażą. Polska animacja otrzymała już zaproszenie na kilkadziesiąt festiwali z całego świata. Najważniejszym bowiem argumentem przemawiającym za tym filmem w kontekście Oscarów jest produkcyjny udział w realizacji Ewy Puszczyńskiej, której praca przyczyniła się do zdobycia nominacji przez dwa filmy Pawła Pawlikowskiego. Udział tej producentki w procesie powstawania animacji Mariusza Wilczyńskiego został już na świecie zauważony.


SWEAT / POT reż. Magnus von Horn

Na liście około 50 tytułów rekomendowanych w tym roku przez organizatorów festiwalu w Cannes znalazł się między innymi „Sweat” (Pot) w reżyserii Magnusa von Horna. To znaczące międzynarodowe wyróżnienie, które otwiera filmowi wiele drzwi.

Co nieco wiadomo już także o sprzedaży filmu na rynki międzynarodowe. Serwis MUBI kupił prawa do pokazywania filmu na swojej platformie w takich krajach, jak USA, Turcja, Indie i Ameryka Łacińska. Agentem reprezentującym film za granicą jest prężnie działająca firma New Europe Film Sales, która wspierała też m.in. „Boże ciało”. Pojawiły się pierwsze recenzje „Sweat” w USA, a dobrze o polsko-szwedzkim filmie wypowiadały się „The Hollywood Reporter” i „Variety”. Można więc śmiało pisać o pierwszym i ważnym wsparciu dla tej produkcji. „Sweat” zapewne czeka też znacząca droga festiwalowa.

Kolejnym argumentem przemawiającym za tą kandydaturą jest temat. „Sweat” to trzy dni z życia Sylwii Zając (w tej roli Magdalena Koleśnik), motywatorki fitness, której obecność w mediach społecznościowych nadała status celebrytki. Choć jest śledzona przez setki tysięcy osób, otoczona oddanymi współpracownikami i podziwiana przez dalekich znajomych, w jej życiu brakuje bliskości. Samotność w dzisiejszym świecie to temat bardzo ważny, także w kinowej przestrzeni.


ŚNIEGU JUŻ NIGDY NIE BĘDZIE reż. Małgorzata Szumowska i Michał Englert

Oto film, który do gry o polską nominację włączył się niedawno i wraz z ogłoszeniem Konkursu Głównego festiwalu w Wenecji. Na liście tej znalazł się bowiem film „Śniegu już nigdy nie będzie”, podpisany przez duet wieloletnich współpracowników Małgorzatę Szumowską i Michała Englerta.

Pewnego mglistego poranka w mieście pojawia się ON – atrakcyjny mężczyzna z prawdziwego, egzotycznego wschodu. Żenia, bo tak brzmi jego imię, ma dar. Jego ręce leczą, a oczy zaglądają w dusze samotnych kobiet. Mężczyzna zatrudnia się jako masażysta na bogatym osiedlu pod miastem. Pracując dla ludzi odgrodzonych murem od „gorszego” świata, poznaje ich historie i osobiste dramaty. Wkrótce niezwykłe zdolności Żeni odmienią życie każdego z nich. W obsadzie znaleźli się: Alec Utgoff oraz Maja Ostaszewska, Agata Kulesza, Weronika Rosati, Katarzyna Figura, Andrzej Chyra, Łukasz Simlat i Krzysztof Czeczot.

Małgorzata Szumowska (oczywiście i Michał Englert) jest w środowisku filmowym na świecie bardzo rozpoznawalna. Ma za sobą liczne festiwalowe sukcesy, kilka znaczących i bardzo ważnych filmów, jej głos i zdanie są przyjmowane z uwagą. Nie bez znaczenia dla rozważań o polskim kandydacie do Oscara jest także to, że jest to tutaj jedyny film podpisany przez kobietę. Zaangażowanie Szumowskiej na arenie międzynarodowej jest zauważalne, ale pytanie brzmi czy głos ten dochodzi też za ocean? Warto jednak pamiętać, że sama reżyserka nie chciała, aby jej wcześniejszy film „Body/Ciało” ubiegał się o  Oscara. Nie wiadomo, jak teraz postrzega swoje oscarowe szanse ta autorka i czy przyjęłaby w ogóle taką propozycję.

Przed rokiem Małgorzata Szumowska zadebiutowała angielskojęzycznym filmem, thrillerem „The Other Lamb”, który premierę miał na festiwalu w Toronto i ostatecznie trafił na Netflix. Udział „Śniegu już nigdy nie będzie” w konkursie w Wenecji to znaczące osiągnięcie, ale w tym akurat przypadku sporo zależy od jakości samego filmu. Czy ma szansę poruszyć członków Akademii, czy jego wymowa i wartość będą dobrze zrozumiane za oceanem, czy polski film ma szasnę wygrać festiwal w Wenecji? Odpowiedzi na te pytania poznamy zapewne w okolicach festiwalu w Wenecji, który odbędzie się od 2 do 12 września.


Tak przedstawia się argumentacja dotycząca moich faworytów na polskiego kandydata do Oscara w kategorii Najlepszy Pełnometrażowy Film Międzynarodowy. W sumie oficjalnie zgłoszono siedem filmów i poza wspomnianymi czterema na liście są jeszcze: „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” (reż. Jan Holoubek), „Supernova” (reż. Bartosz Kruhlik) i „Klecha” (reż. Jacek Gwizdała).

Polski Komitet Oscarowy decyzję o wyborze naszego kandydata podjąć ma 10 sierpnia. Obok Jana A.P. Kaczmarka w gronie tym znajdują się m.in. Dorota Kobiela, Radosław Śmigulski, Leszek Bodzak i Łukasz Żal.

Aktualizacje
Nominację dla pełnometrażowej animacji zdobył wcześniej "Walc z Baszirem".
Film Mariusza Wilczyńskiego ma amerykańskiego partnera, informacja więc została przeredagowana.

1 komentarz:

  1. fajnie byłoby wysłać w końcu Szumowską. Szkoda, że Body/Ciało nie pojechało.

    OdpowiedzUsuń