10 sierpnia Komitet Oscarowy pod
przewodnictwem Jana A.P. Kaczmarka wskaże polskiego kandydata do ubiegania się
o nominację Amerykańskiej Akademii Filmowej w kategorii Film Międzynarodowy. Na
liście zgłoszonych znalazło się siedem tytułów. Polskie filmy już dwa lata z
rzędu zdobywały nominacje w tej kategorii, a w ostatniej dekadzie mieliśmy ich
aż cztery. Niewiele krajów może się poszczycić lepszymi osiągnięciami. Kto
będzie reprezentował nas w najbliższej edycji Oscarów? Czy ponownie będzie to
film Jana Komasy? Filmowych kandydatów z
szansami na nominacje jest tylko kilku, przybliżam moich faworytów.
Oscary 2021 w dobie pandemii
93. edycja nagród Amerykańskiej
Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej będzie inna niż wszystkie wcześniejsze.
Pandemia Covid-19, sytuacja branży kinowej na świecie i jej niepewna
przyszłość, wpływają znacząco także na obraz Oscarów. Podjęto już pierwsze
organizacyjne decyzje. Oscary rozdane zostaną dwa miesiące później od wcześniej
zaplanowanego terminu, czyli 25 kwietnia 2021 roku. Tym samym o kilka miesięcy
wydłużono terminy przyjmowania kandydatów do tych nagród. W kategorii
najbardziej nas interesującej filmy międzynarodowe zgłaszać można do 1 grudnia
2020 roku, a warunkiem kwalifikacji jest premiera filmu w okresie od 1
października 2019 do 31 grudnia 2020. Zgłaszane mogą być pełnometrażowe filmy
fabularne, dokumentalne i animowane.
W ostatniej dekadzie
czterokrotnie polskie filmy otrzymywały nominacje do Oscara w kategorii Film
Nieanglojęzyczny/Film Międzynarodowy i raz zdobyliśmy historycznego Oscara.
Sukces ten był udziałem filmów: „W ciemności” Agnieszki Holland (nominacja w
2012 roku), „Ida” Pawła Pawlikowskiego (Oscar w 2015) i jego także „Zimna
wojna” (nominacja w 2019 roku) oraz „Boże ciało” Jana Komasy (nominacja w 2020
roku). Były też nominacje dla animowanego „Twojego Vincenta” i trzy w sumie
nominacje dla „Zimnej wojny”. Z polskim kinem należy się liczyć!
Festiwalowa droga do Oscara
Mimo panującej pandemii koronawirusa
polska kinematografia bardzo dobrze radzi sobie w tym roku na arenie
międzynarodowej. Już kilka naszych filmów zostało zauważonych i nagrodzonych na
znaczących zagranicznych festiwalach. To właśnie wokół takich tytułów należy
szukać polskiego kandydata do Oscara. Dowodzą tego lata poprzednie. W ostatniej
edycji Oscarów większość filmów nominowanych w kategorii Film Międzynarodowy
miało swoją premierę w Cannes („Parasite”, „Ból i blask”, „Nędznicy”), a dwa
pozostałe w Wenecji („Boże ciało”) i na Sundance („Kraina miodu”). W 2018 roku
było podobnie: „Złodziejaszki”, „Zimna wojna” i „Kafarnaum” debiutowały w
Cannes, a „Obrazy bez autora” i zwycięska „Roma” w Wenecji. W 2017 roku „The
Square” i „Niemiłość” pochodziły z Cannes, „Fantastyczna kobieta” (Oscar) oraz
„Dusza i ciało” z Berlina, a „The Insult” z Wenecji. Bez wsparcia znaczącego
festiwalu, trudno nawet myśleć o zaistnieniu podczas Oscarów w kategorii
dedykowanej filmom nieanglojęzycznym/międzynarodowym. Tegoroczni polscy
kandydaci spełniają te warunki.
Pandemia bardzo mocno zaburzyła
rok festiwalowy. Na razie bez zakłóceń odbyły się jedynie festiwale w Berlinie
i Sundance. Cannes odwołano, ale organizatorzy zaprezentowali ponad 50
rekomendowanych przez siebie filmów (podobnie uczynili organizatorzy festiwalu
w Telluride). Kilka wydarzeń odbyło się w formie internetowej lub hybrydowej (m.in.
Tribeca, Annecy). Na większości z tych wydarzeń prezentowano polskie filmy i
kilka z nich odniosło tam sukcesy. 2 września wystartować ma w tradycyjnej formule
festiwal w Wenecji, którego program niesie za sobą kilka oscarowych tropów. Niedługo
potem odbędzie się festiwal w Toronto. Wszędzie tam prezentowane będą polskie
filmy lub nasze koprodukcje.
Pytanie zasadnicze brzmi, czy
jedynym i słusznym polskim kandydatem do Oscara jest „Sala samobójców. Hejter”
w reżyserii Jana Komasy? Odpowiedź tylko pozornie wydaje się oczywista. Oto mój
subiektywny przegląd wybranych polskich kandydatów do Oscara.
SALA SAMOBÓJCÓW. HEJTER reż. Jan Komasa
Jest kilka argumentów
przemawiających za tym filmem. Najważniejszym jest tegoroczna oscarowa
nominacja dla „Bożego ciała”, poprzedniego filmu Jana Komasy. Dzięki temu
nazwisko polskiego twórcy znalazło się w obiegu oscarowym, Komasa (i jego
ekipa) zostali przyjęci do grona członków Akademii, nasz reżyser znakomicie
zaprezentował się podczas promocji oscarowej, co zresztą przypłacił ogromnym
wysiłkiem.
Ktoś powie, że druga nominacja z
rzędu dla tego samego reżysera nie może się zdarzyć. Gdyby nie pandemia i
panujące warunki, zapewne byłoby w tym wiele prawdy, ale w tym roku Akademia
nie powinna mieć żadnych oporów z taką nominacją. Po pierwsze dlatego, że
Oscary lubią ciekawostki i rekordy. Po drugie dlatego, że Jan Komasa to młody
ciągle reżyser, a Akademia stawia na młodych. I nie jest prawdą, że w historii nagród
nie było takich podwójnych nieanglojęzycznych nominacji. Ostatnie z nich zdobył
Ang Lee w latach 1994 i 1995, nieco wcześniej Zhang Yimou w latach 1991 i 1992,
Istvan Szabo w 1981 i 1982 roku, Moshé Mizrahi w 1973 i 1974 roku oraz
mistrzowie Ingmar Bergman (Oscary 1961, 1962) i Federico Fellini (Oscary w 1957
i 1958).
I w końcu sam film oraz jego
jakość na tle innych oscarowych konkurentów. To mógł być spory kinowy sukces,
ale wybuchła pandemia… Produkcja ta trafiła w międzyczasie do konkursu międzynarodowego
festiwalu Tribeca w Nowym Jorku, gdzie jury przyznało mu główną nagrodę. Temat
filmu wyraźnie zachwycił jurorów: „Z głębi serca gratuluję reżyserowi jakże
aktualnego i niepokojącego filmu. Czym Nixon i Watergate byli dla Coppoli, gdy
kręcił Rozmowę, tym Facebook i fake newsy są dla twórcy Hejtera” – napisał przewodniczący
tego gremium Danny Boyle. Nie bez znaczenia jest też fakt, że międzynarodową
internetową dystrybucją „Hejtera” zajmuje się Netflix, a premiera w USA odbyła
się kilka dni temu. Poświęcono jej sporo uwagi w amerykańskich mediach. Netflix
to bardzo silny partner, który bardzo zabiega o Oscary i swoim filmom poświęca
sporo uwagi. Jeśli tylko zechce się nimi zająć, a nie zawsze jest w stanie
wesprzeć wszystkich, bo takich filmów ma w swojej ofercie/bibliotece bardzo
wiele.
Polska Komisja Oscarowa kandydata
może wskazać więc z łatwością, bo za „Hejterem” przemawiają silne argumenty.
Czy jest to jednak najlepszy z filmów zabiegających o nominację? Temat poruszany
w filmie jest ważny, aktualny i globalny, ale na mnie „Hejter” nie działa tak
mocno, jak „Boże ciało” i moim zdaniem nie jest aż tak dobrym filmem. I tutaj
dostrzegam szanse innych polskich kandydatów. Akademia lubi przecież odważne i
ciekawe głosy w światowej kinematografii.
ZABIJ TO I WYJEDŹ Z TEGO MIASTA reż. Mariusz Wilczyński
Mariusz Wilczyński to jeden z
najważniejszych twórców animacji w Polsce, do tej pory doceniany i nagradzany za
swoje krótkie filmy. Po 14 latach pracy, na początku roku, zaprezentował widzom
swój pełnometrażowy debiut, czyli bardzo osobiste „Zabij to i wyjedź z tego
miasta”. Premiera filmu odbyła się na festiwalu w Berlinie, opinie po tych
pokazach były zróżnicowane, ale przeważnie pozytywne. W dobie pandemii obraz
trafił do prestiżowego konkursu festiwalu animacji w Annecy, gdzie zdobył
wyróżnienie. Po tych pokazach pojawiło się na świecie bardzo wiele pozytywnych
opinii o polskim filmie.
Niedawno jedną z nich zamieścił w
internecie ceniony krytyk Michał Oleszczyk: Gdyby
Guy Maddin spotkał się z Davidem Lynchem w jakiejś przydymionej papierosami
Caro łódzkiej spelunce gdzieś w okolicach roku 1983; i gdyby tak się złożyło,
że panowie obaliliby pół litra i zagryzali słonymi paluszkami z wysokiej
szklanki w kwiecistą rozetę typu "kryształ"; a na dodatek, gdyby byli
świeżo po seansie "Amarcordu" Felliniego i spędzili wieczór na
wywoływaniu ducha Brunona Schulza metodami wyuczonymi przez jakiegoś
nadwiślańskiego guślarza -- to atmosfera tego spotkania przypominałaby
gęstością, ciężarem i zapachem to, co pokazał Mariusz Wilczynski w Zabij to i
wyjedź z tego miasta. Piękny film. Czekam na premierę, żeby wsiąść do tego
rozklekotanego tramwaju zawracającego na pętli Pamięć jeszcze raz.
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby
pełnometrażowy film animowany mógł ubiegać się o Oscara w kategorii Film
Międzynarodowy. Niestety zdobycie nominacji przez pełnometrażową animację to rzadkość (jak słusznie zauważono, otrzymał ją jedynie "Walc z Baszirem"). Pamiętajmy, że do niedawna mało kto dawał też szanse
na nominacje filmom dokumentalnym, a tymczasem w tym roku „Kraina miodu”… taką nominację zdobyła.
Partnerem filmu „Zabij to i
wyjedź z tego miasta” jest Outsider Pictures, firma która zajmuje się jego międzynarodową sprzedażą. Polska animacja otrzymała już zaproszenie na kilkadziesiąt festiwali z całego świata. Najważniejszym bowiem argumentem
przemawiającym za tym filmem w kontekście Oscarów jest produkcyjny udział w
realizacji Ewy Puszczyńskiej, której praca przyczyniła się do zdobycia
nominacji przez dwa filmy Pawła Pawlikowskiego. Udział tej producentki w procesie
powstawania animacji Mariusza Wilczyńskiego został już na świecie zauważony.
SWEAT / POT reż. Magnus von Horn
Na liście około 50 tytułów
rekomendowanych w tym roku przez organizatorów festiwalu w Cannes znalazł się między
innymi „Sweat” (Pot) w reżyserii Magnusa von Horna. To znaczące międzynarodowe
wyróżnienie, które otwiera filmowi wiele drzwi.
Co nieco wiadomo już także o sprzedaży
filmu na rynki międzynarodowe. Serwis MUBI kupił prawa do pokazywania filmu na
swojej platformie w takich krajach, jak USA, Turcja, Indie i Ameryka Łacińska.
Agentem reprezentującym film za granicą jest prężnie działająca firma New
Europe Film Sales, która wspierała też m.in. „Boże ciało”. Pojawiły się
pierwsze recenzje „Sweat” w USA, a dobrze o polsko-szwedzkim filmie wypowiadały
się „The Hollywood Reporter” i „Variety”. Można więc śmiało pisać o pierwszym i
ważnym wsparciu dla tej produkcji. „Sweat” zapewne czeka też znacząca droga
festiwalowa.
Kolejnym argumentem
przemawiającym za tą kandydaturą jest temat. „Sweat” to trzy dni z życia Sylwii
Zając (w tej roli Magdalena Koleśnik), motywatorki fitness, której obecność w
mediach społecznościowych nadała status celebrytki. Choć jest śledzona przez
setki tysięcy osób, otoczona oddanymi współpracownikami i podziwiana przez
dalekich znajomych, w jej życiu brakuje bliskości. Samotność w dzisiejszym
świecie to temat bardzo ważny, także w kinowej przestrzeni.
ŚNIEGU JUŻ NIGDY NIE BĘDZIE reż. Małgorzata Szumowska i Michał Englert
Oto film, który do gry o polską
nominację włączył się niedawno i wraz z ogłoszeniem Konkursu Głównego festiwalu
w Wenecji. Na liście tej znalazł się bowiem film „Śniegu już nigdy nie będzie”,
podpisany przez duet wieloletnich współpracowników Małgorzatę Szumowską i
Michała Englerta.
Pewnego mglistego poranka w
mieście pojawia się ON – atrakcyjny mężczyzna z prawdziwego, egzotycznego
wschodu. Żenia, bo tak brzmi jego imię, ma dar. Jego ręce leczą, a oczy
zaglądają w dusze samotnych kobiet. Mężczyzna zatrudnia się jako masażysta na
bogatym osiedlu pod miastem. Pracując dla ludzi odgrodzonych murem od
„gorszego” świata, poznaje ich historie i osobiste dramaty. Wkrótce niezwykłe
zdolności Żeni odmienią życie każdego z nich. W obsadzie znaleźli się: Alec
Utgoff oraz Maja Ostaszewska, Agata Kulesza, Weronika Rosati, Katarzyna Figura,
Andrzej Chyra, Łukasz Simlat i Krzysztof Czeczot.
Małgorzata Szumowska (oczywiście
i Michał Englert) jest w środowisku filmowym na świecie bardzo rozpoznawalna.
Ma za sobą liczne festiwalowe sukcesy, kilka znaczących i bardzo ważnych
filmów, jej głos i zdanie są przyjmowane z uwagą. Nie bez znaczenia dla
rozważań o polskim kandydacie do Oscara jest także to, że jest to tutaj jedyny
film podpisany przez kobietę. Zaangażowanie Szumowskiej na arenie
międzynarodowej jest zauważalne, ale pytanie brzmi czy głos ten dochodzi też za
ocean? Warto jednak pamiętać, że sama reżyserka nie chciała, aby jej
wcześniejszy film „Body/Ciało” ubiegał się o
Oscara. Nie wiadomo, jak teraz postrzega swoje oscarowe szanse ta
autorka i czy przyjęłaby w ogóle taką propozycję.
Przed rokiem Małgorzata Szumowska
zadebiutowała angielskojęzycznym filmem, thrillerem „The Other Lamb”, który
premierę miał na festiwalu w Toronto i ostatecznie trafił na Netflix. Udział „Śniegu
już nigdy nie będzie” w konkursie w Wenecji to znaczące osiągnięcie, ale w tym
akurat przypadku sporo zależy od jakości samego filmu. Czy ma szansę poruszyć
członków Akademii, czy jego wymowa i wartość będą dobrze zrozumiane za oceanem,
czy polski film ma szasnę wygrać festiwal w Wenecji? Odpowiedzi na te pytania
poznamy zapewne w okolicach festiwalu w Wenecji, który odbędzie się od 2 do 12
września.
Tak przedstawia się argumentacja
dotycząca moich faworytów na polskiego kandydata do Oscara w kategorii
Najlepszy Pełnometrażowy Film Międzynarodowy. W sumie oficjalnie zgłoszono
siedem filmów i poza wspomnianymi czterema na liście są jeszcze: „25 lat niewinności.
Sprawa Tomka Komendy” (reż. Jan Holoubek), „Supernova” (reż. Bartosz Kruhlik) i
„Klecha” (reż. Jacek Gwizdała).
Polski Komitet Oscarowy decyzję o
wyborze naszego kandydata podjąć ma 10 sierpnia. Obok Jana A.P. Kaczmarka w
gronie tym znajdują się m.in. Dorota Kobiela, Radosław Śmigulski, Leszek Bodzak
i Łukasz Żal.
Aktualizacje
Nominację dla pełnometrażowej animacji zdobył wcześniej "Walc z Baszirem".
Film Mariusza Wilczyńskiego ma amerykańskiego partnera, informacja więc została przeredagowana.
Aktualizacje
Nominację dla pełnometrażowej animacji zdobył wcześniej "Walc z Baszirem".
Film Mariusza Wilczyńskiego ma amerykańskiego partnera, informacja więc została przeredagowana.
fajnie byłoby wysłać w końcu Szumowską. Szkoda, że Body/Ciało nie pojechało.
OdpowiedzUsuń