[RECENZJA] To jedna z
najważniejszych kinowych premier w 2020 roku, także (a może przede wszystkim) dla
branży kinowej. „Tenet” da wkrótce odpowiedzi na wiele ważnych pytań,
dotyczących naszej przyszłości, a co ważne o przyszłości traktuje ta ambitna
produkcja fantastycznonaukowa. „Tenet” jest już na dużych ekranach, a
Christopher Nolan raz jeszcze udowadnia, że w filmowym opowiadaniu nie ma sobie
równych i że w kinie z Hollywood pozwolić może sobie na wiele. Czasami aż do
przesady. W recenzji będę unikał spoilerów.
„Tenet” to film tajemnica, od
wielu miesięcy zachodzono w głowę o czym opowie Nolan, jaki to będzie film.
Pomysł by łączyć go z „Incepcją” od początku był niedorzeczny i na szczęście
nie został wprowadzony w życie. Taki mistrz jak Nolan nie idzie na łatwiznę, ale
faktem jest, że w „Tenet” postawił widzom bardzo wysoką poprzeczkę. Myślę, że
nieco za wysoką. Zdecydowanie oglądając film trzeba się skupić, przyjąć
opowiadaną tam historię bez wdawania się w dyskusję, spróbować przeanalizować
ją dopiero po seansie, a potem do kina pójść jeszcze raz, aby to wszystko sensownie
poukładać.
Christopher Nolan kocha kino i
robi filmy dla widzów, szanuje nas i my tym szacunkiem mu odpłacamy. Od
początku kariery tworzył filmowe hybrydy, nie poddawał się utartym schematom i
prostym rozwiązaniom. A przy tym doskonale poruszał się w kinie rozrywkowym,
popularnym i pochodzącym z Hollywood, by wymienić pierwsze z brzegu: „Memento”,
trylogia „Mroczny rycerz”, „Prestiż”, „Incepcja”, „Interstellar” i „Dunkierka”.
Każdy inny, na swój sposób odważny, w jakiś sposób zaprzeczający prostym wzorom
produkcyjnym z Hollywood.
Chciałbym zobaczyć reakcję
włodarzy ze studia Warner Bros., którym Christopher Nolan przyniósł koncept i
scenariusz „Tenet”. Czy był to błysk w ich oku, czy też groza na twarzy? Wiele
zależy zapewne od wrażliwości po drugiej stronie stołu i dokładnie tak też
będzie z widzami podczas i po seansie „Tenet”. Jeśli ktoś lubi filmowe hybrydy,
„Incepcję” przemnoży przez 100, otworzy głowę na zaproponowane pomysły i
przyjmie bez marudzenia koncepcję Nolana, to seans ten będzie dla niego wydarzeniem.
Łatwo jest jednak w „Tenet” się zgubić, nie da się niestety w kinie zatrzymać
seansu, nie ma też czasu na przeanalizowanie pewnych fabularnych i
koncepcyjnych rozwiązań. W tym pomoże wspomniany drugi i kolejne seanse.
Christopher Nolan i niewielu jego
współczesnych kolegów może sobie pozwolić na tak odważne igranie z odbiorcami,
wystawiając ich na niełatwą próbę. Trzeba być na to gotowym, skupienie na
seansie jest niezbędne i to filmowe doświadczenie może przynieść zaskakujący
efekt. Bo „Tenet” to przede wszystkim znakomite
kino rozrywkowe, w którym pełno jest fantastycznych scen akcji, pościgów,
bijatyk, pięknych kobiet i mężczyzn, ciekawych i urokliwych plenerów. Jak w
Bondzie! A jednak Nolan nie idzie w tę stronę, jego „Tenet” przepełniony jest
mrokiem, dzieje się w hangarach, na lotniskach, budowle są w większości
monumentalne i na swój sposób kosmiczne, a finałowa batalia rozgrywa się w fascynujących
post-industrialnych przestrzeniach.
Film trwa 2,5 godziny i niestety
gdzieś w połowie opowieść nieco zwalnia na chwilę, dostarczając więcej treści,
kosztem akcji i atrakcji. Mi ten oddech w filmie nie był potrzebny, ale jak się
nad tym zastanowić, może był to moment, w którym uporządkować należało myśli.
Bo pytań rodzi się mnóstwo, a odpowiedzi pojawiają się wyrwane z kontekstu, zdecydowanie
pomieszane w czasie. Pomocą okazują się tutaj odtwórcy głównych ról, a
szczególnie John David Washington, Robert Pattinson, Elizabeth Debicki i
świetny w ich tle Aaron Taylor-Johnson. Role te przykuwają uwagę. Młody
Washington jest znakomity i sprawny (jak ojciec przed laty), Pattinson jest
nieco w jego tle, ale to wyciszenie mu służy, a Debicki jest po prostu piękna i
bardzo wysoka. Tylko wschodni akcent Kennetha Branagha mnie nie przekonuje i
chyba nawet przeszkadza podczas filmu (ten sam błąd popełniono obsadzając go w
filmie „Jack Ryan: Teoria chaosu”).
„Tenet” pojawia się na dużych
ekranach w bardzo trudnym momencie dla świata. Panuje pandemia, kina w dużej
części świata nie działają lub działają w ograniczeniu. Film ten ma im pomóc
przetrwać, ma za zadanie ściągnąć widzów i ich oczarować. Nie wiem czy to się
uda, bo „Tenet” nie jest tak prostym filmem, a rzekł bym nawet, że to ambitna
rozrywkowa propozycja, która wiele osób może zniechęcić, a na pewno zaskoczyć.
W dzisiejszych czasach odnaleźć tam można wiele celnych uwag na temat
przyszłości życia na naszej planecie i zagrożeń jakie na nas czekają. O
pandemii nie mówi się wprost, ale o świecie chylącym się ku upadkowi już tak.
Nie będzie więc „Tenet” filmem podnoszącym na duchu, będzie raczej opowieścią
zmuszającą do refleksji. O ile oczywiście, widz znajdzie czas na takie
przemyślenia. Na pewno jednak będzie fantastycznym filmowym przeżyciem. Nolan
jest w formie, poszedł dalej i boję się pomyśleć, czym zaskoczy w kolejnym
filmie. [Ocena 8/10]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz