Kilka dni temu pojawiła się
informacja, że sieć Cinema City wprowadza bardzo znaczące obniżki cen biletów
do kin. Za tydzień ceny biletów we wszystkich kinach sieci Helios także zostaną
zmniejszone. Producent „Bożego ciała” pokazuje drugą stronę tej sytuacji.
Tworzenie polskich filmów może się okazać nieopłacalne i bardzo zagrożone.
Sieć kinowa Cinema City ogłosiła
niedawno, że obniża ceny biletów. Kosztowały one do tej pory około 30 złotych,
a po tej decyzji spadną do poziomu 17-15 złotych. Uległa zmianie także cena karty
Unlimited, z 42 zł (a 49 zł z uwzględnieniem kin w Warszawie) do 33 zł (a 38 zł
z kinami warszawskimi). Zmiany polityki
cenowej dotyczą wszystkich kin Cinema City w całej Polsce. Zmiany te nie są
podyktowane informacjami o koronawirusie, a wnikliwą analizą trendów rynkowych.
Wprowadzona zmiana była planowana od dawna – przeczytać można w
oświadczeniu Cinema City. To prawda, dwie pozostałe główne sieci kin w Polsce,
już od dłuższego czasu proponowały mniejsze ceny biletów. Jednak ruch Cinema
City i u nich wywołał poruszenie.
Jak informuje serwis
Wirtualnemedia.pl w rozmowie z PAP prezes Heliosa powiedział, że za tydzień we
wszystkich kinach tej sieci standardowe ceny biletów zostaną obniżone do 14,90
złotych. Taka cena obowiązuje obecnie w Heliosie we wtorki oraz w niektórych tylko
kinach w Polsce. Teraz ceny zostaną zrównane w całej sieci. Prezes Heliosa
dodał, że w kinach, w których wprowadzono tę stawkę we wszystkie dni, nastąpił
zauważalny wzrost frekwencji.
Sieć Multikino także już od
jakiegoś czasu dostosowuje swoje cenniki do sytuacji rynkowej. W wielu miastach
bilety do kin tej sieci kosztują 14,90 złotych. Obserwujemy, że niższe ceny, które zaoferowaliśmy widzom w Polsce
pozwalają na korzystanie z naszej oferty nowym widzom oraz wpływają na wzrost
częstotliwości wizyt wśród dotychczasowych klientów. W związku z tym nie
wykluczamy kontynuacji tej dynamicznej polityki cenowej w bieżącym roku –
powiedział w rozmowie wirtualnemedia.pl Mariusz Spisz, członek zarządu
Multikina.
Ale to co cieszyć będzie zapewne
widzów, niekoniecznie wpływa na dobre samopoczucie producentów filmowych pracujących
na polskim rynku. Głos w sprawie zabrał Leszek Bodzak, producent „Bożego ciała”
i kilku bardzo oczekiwanych filmów najbliższych miesięcy i lat. Na Facebooku
napisał m.in.:
Jeśli tak radykalna obniżka cen biletów się utrzyma (czy popcorn
zdrożeje?) to powinna zmusić polskich producentów do zmniejszenia budżetów
filmów średnio o 35%. To oznacza również gwałtowny spadek honorariów o taki sam
procent. Już widzę chętnych do tego, żeby pracować za mniej niż 2/3
dotychczasowego wynagrodzenia...
Fakty są jednak takie, że w tej sytuacji nawet produkowanie najbardziej
komercyjnego kina stanie się nieopłacalne. Czy Polacy się z tego ucieszą? Na
pewno kino amerykańskie będzie miało się świetnie. Mam szczerą nadzieję, że
właściwe osoby uratują rynek w tej sytuacji.
Kogo na myśli miał Leszek Bodzak,
kto miałby uratować sytuację? Czy chodzi tutaj o działania zapobiegawcze, które
przeprowadzić powinien Polski Instytut Sztuki Filmowej lub Ministerstwo Kultury?
Narzędzi do tego może powstać sporo. Nie będzie trudno wyliczyć, jak mocno
spadną wpływy do kas kin, a co za tym idzie do dystrybutorów i dopiero na końcu
do producentów. Ci ostatni zdecydowanie są w najgorszej pozycji, bo z całego
cyklu rozliczeniowego danego filmu, oni zazwyczaj (choć zależy to też od umów)
poniesione nakłady odzyskują na samym końcu. Słuszna jest więc obawa Leszka
Bodzaka i na pewno potrzebne jest dość pilne przeciwdziałanie tak mocnym
obniżkom cen biletów w multipleksach. Rekompensata do biletu, podwyższenie
wkładu PISF w produkcję? Pomysły można mnożyć. Na pewno pilna jest potrzeba
omówienia w środowisku zaistniałej sytuacji i przystąpienie do działania.
Propozycji tych będę wypatrywał, a jak napisał w komentarzu pod postem Leszka Bodzaka dyrektor PISF, "już trwają prace".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz