Można już oglądać pierwszy od lat
polski horror zatytułowany „W lesie dziś nie zaśnie nikt” w reżyserii Bartosza
M. Kowalskiego. Wiadomo już, jaki pomysł na ten gatunek mieli nasi twórcy. Nie
jest mi z nim po drodze, ale doceniam odwagę podjęcia tego wyzwania.
„W lesie dziś nie zaśnie nikt” to
klasyczny w formie slasher, ten rodzaj krwawego horroru uprawianego przez
Amerykanów głównie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych (złoty okres!).
Bartosz M. Kowalski odrobił znakomicie lekcję z klasyki, bo jego film to
praktycznie zbiór cytatów z pamiętnych produkcji typu „Teksańska masakra piłą
mechaniczną”, „Halloween”, „Piątek trzynastego” czy późniejszy „Krzyk”. Nie
marudzę, cytować też trzeba umieć, a polski reżyser wykazał się znakomitą
wiedzą na temat gatunku i bardzo dużą sprawnością realizacyjną.
Ten gatunek przeznaczony jest
przede wszystkim dla młodych ludzi, lubiących grozę zmieszaną z krwią, podlaną
seksem i humorem. Wszystko w polskim filmie jest! Przeznaczenie produkcji podkreśla
też bardzo dobry zespół młodych wykonawców i sam scenariusz – niestety najsłabszy
element całej filmowej układanki. Nie mam wątpliwości, że film powstał z myślą
o młodych widzach. Pytanie jednak brzmi, czy nie powstał kilka dekad za późno.
Recenzenci i krytycy w Polsce w zdecydowanej większości sprzyjają filmowi, ale oni znają
i rozumieją prawidła rządzące takim kinem. Czy podobnie dobrze w filmie
odnajdzie się dzisiejszy nastolatek i czy dostrzeże wszystkie te cytaty,
nawiązania i zabawy? Mam tu pewne wątpliwości, ale nie przesądzam. Jeśli nie znajdzie tych powiązań, wtedy zostanie mu do śledzenie opowieści ze scenariusza, a ta niestety rozczarowuje. Wiele wątków, wydarzeń przyczynowo-skutkowych, kilka postaci wydają się być zbędnymi lub słabo umotywowanych. Opowieść się nie klei, nie porywa, nie trzyma w napięciu i tylko nieznacznie zaskakuje. Za mało tutaj pomysłów, które uczyniłyby film pamiętanym przez lata.
Czy taki vintage’owy rodzaj
filmowej opowieści w ogóle zdałby efekt w kinie? Tego nie dowiemy się nigdy, „W
lesie dziś nie zaśnie nikt” dostępny jest na Netfliksie. I bardzo dobrze się
stało, to idealna platforma dla tego filmu.
Jedno nie ulega wątpliwości. Bardzo
dobrze, że film powstał. Udowodnił przede wszystkim, że w Polsce można
realizować kino gatunkowe na dobrym poziomie. Od strony technicznej, aktorskiej,
produkcyjnej niczego nie można mu zarzucić (a czepiać się nie będę). To, że mi
taki horror z elementami komedii nie odpowiada i się nim nie zachwycam, nie ma
większego znaczenia. Gatunek w Polsce praktycznie nieistniejący w końcu udało
się wskrzesić. Za tą odwagę i oryginalne podejście do kina w Polsce należą się
zespołowi „W lesie dziś nie zaśnie nikt” największe brawa.
Ja po prostu chcę więcej!
Może przyszedł już czas na
poważniejsze potraktowanie horroru w Polsce? Może przyszedł czas na polską „Obecność”,
ten rodzaj gatunkowej wypowiedzi, która bardzo poważnie traktuje temat i
próbuje widza zabrać w rejony poważniejsze? Widzę taki film w Polsce, widzę
taką opowieść. Bartosz M. Kowalski udowodnił, że potrafi bawić się gatunkiem, może
więc jest już czas aby pójść dalej, w rejony o znacznie większej sile
autorskiej wypowiedzi w polskim kinie gatunkowym? Trzymam kciuki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz