sobota, 21 marca 2020

Polski horror wrócił. Pierwsza próba udana, ale…


Można już oglądać pierwszy od lat polski horror zatytułowany „W lesie dziś nie zaśnie nikt” w reżyserii Bartosza M. Kowalskiego. Wiadomo już, jaki pomysł na ten gatunek mieli nasi twórcy. Nie jest mi z nim po drodze, ale doceniam odwagę podjęcia tego wyzwania.

„W lesie dziś nie zaśnie nikt” to klasyczny w formie slasher, ten rodzaj krwawego horroru uprawianego przez Amerykanów głównie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych (złoty okres!). Bartosz M. Kowalski odrobił znakomicie lekcję z klasyki, bo jego film to praktycznie zbiór cytatów z pamiętnych produkcji typu „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Halloween”, „Piątek trzynastego” czy późniejszy „Krzyk”. Nie marudzę, cytować też trzeba umieć, a polski reżyser wykazał się znakomitą wiedzą na temat gatunku i bardzo dużą sprawnością realizacyjną.

Ten gatunek przeznaczony jest przede wszystkim dla młodych ludzi, lubiących grozę zmieszaną z krwią, podlaną seksem i humorem. Wszystko w polskim filmie jest! Przeznaczenie produkcji podkreśla też bardzo dobry zespół młodych wykonawców i sam scenariusz – niestety najsłabszy element całej filmowej układanki. Nie mam wątpliwości, że film powstał z myślą o młodych widzach. Pytanie jednak brzmi, czy nie powstał kilka dekad za późno. Recenzenci i krytycy w Polsce w zdecydowanej większości sprzyjają filmowi, ale oni znają i rozumieją prawidła rządzące takim kinem. Czy podobnie dobrze w filmie odnajdzie się dzisiejszy nastolatek i czy dostrzeże wszystkie te cytaty, nawiązania i zabawy? Mam tu pewne wątpliwości, ale nie przesądzam. Jeśli nie znajdzie tych powiązań, wtedy zostanie mu do śledzenie opowieści ze scenariusza, a ta niestety rozczarowuje. Wiele wątków, wydarzeń przyczynowo-skutkowych, kilka postaci wydają się być zbędnymi lub słabo umotywowanych. Opowieść się nie klei, nie porywa, nie trzyma w napięciu i tylko nieznacznie zaskakuje. Za mało tutaj pomysłów, które uczyniłyby film pamiętanym przez lata.

Czy taki vintage’owy rodzaj filmowej opowieści w ogóle zdałby efekt w kinie? Tego nie dowiemy się nigdy, „W lesie dziś nie zaśnie nikt” dostępny jest na Netfliksie. I bardzo dobrze się stało, to idealna platforma dla tego filmu.

Jedno nie ulega wątpliwości. Bardzo dobrze, że film powstał. Udowodnił przede wszystkim, że w Polsce można realizować kino gatunkowe na dobrym poziomie. Od strony technicznej, aktorskiej, produkcyjnej niczego nie można mu zarzucić (a czepiać się nie będę). To, że mi taki horror z elementami komedii nie odpowiada i się nim nie zachwycam, nie ma większego znaczenia. Gatunek w Polsce praktycznie nieistniejący w końcu udało się wskrzesić. Za tą odwagę i oryginalne podejście do kina w Polsce należą się zespołowi „W lesie dziś nie zaśnie nikt” największe brawa.

Ja po prostu chcę więcej!

Może przyszedł już czas na poważniejsze potraktowanie horroru w Polsce? Może przyszedł czas na polską „Obecność”, ten rodzaj gatunkowej wypowiedzi, która bardzo poważnie traktuje temat i próbuje widza zabrać w rejony poważniejsze? Widzę taki film w Polsce, widzę taką opowieść. Bartosz M. Kowalski udowodnił, że potrafi bawić się gatunkiem, może więc jest już czas aby pójść dalej, w rejony o znacznie większej sile autorskiej wypowiedzi w polskim kinie gatunkowym? Trzymam kciuki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz