Terry Gilliam i jego animacje do "Latającego cyrku
Monty Pythona" stały się marką rozpoznawalną i jego integralną częścią.
Talent twórcy na początku lat 70-tych wykorzystali też twórcy "Cry of the
Banshee". Jaka miła ramotka wielkiego twórcy.
Tylko zagorzali fani campowego kina zapewne słyszeli w ogóle
o "Cry of the Banshee". Nawet
udział w filmie Vincenta Price'a nie uczyniły z niego większego wydarzenia. Już
po premierze oceny produkcji były bardzo chłodne, produkcję przemontowywano,
nacisk na nagość i przemoc z pewnością nie były magnesem dla widzów. Nie
pomogło też osadzenie akcji w Średniowieczu i opowiedzenie o czarownicach oraz
fragment poematu Edgara Allana Poe. Film popadł w zapomnienie, a dziś warto o
nim wspomnieć tylko w kontekście czołówki Terry'ego Gilliama. Nie odstaje ona
od Pythonowskich produkcji, ale dal fanów jego twórczości, pozycja obowiązkowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz