Sean Penn gratuluje Inarritu najważniejszego Oscara |
Jeżeli ktoś oglądał wczoraj
skróconą wersję ceremonii rozdania Oscarów i była to dla niego premierowa
odsłona wydarzenia, to niestety otrzymał ocenzurowaną wersję gali. Zabrakło w
nim także większości polskich akcentów.
Od lat wiadomo, że skrócona
wersja gali oscarowej nie oddaje w pełni tego wydarzenia, ale w tym roku
montażyści przygotowując skrót wprowadzili formę cenzury. Mało tego, polscy
widzowie nie zobaczyli kilku fajnych polskich momentów i napięcia z tym
związanego.
Oczywiście tłumaczenie jest łatwe
do przewidzenia. Skrót przygotowywany jest za granicą i nikt w Polsce nie ma na
wpływu. Ok, przyjmuję. Nie godzę się jednak na cenzurowanie niewygodnych wypowiedzi
twórców, nawet jeżeli wypadają one średnio.
Taki zabieg cenzuralny miał
miejsce w finale skrótu z gali. W oryginale wyglądało to tak: Sean Penn właśnie otworzył kopertę z tytułem
filmu nagrodzonym najważniejszym Oscarem, a z jego ust wydobyło się żartobliwe
"kto dał temu sukinsynowi zieloną kartę" i wymienił tytuł
"Birdman". Skrót tego nie pokazał. Penn kopertę otworzył i od razu
podał tytuł filmu.
Jego wystąpienie odebrane zostało
jako niestosowne i mocno kontrowersyjne, ale ktoś chyba nie złapał kontekstu.
OK! Nie upoważnia to jednak autorów skrótu do cenzurowania wypowiedzi Penna.
Tym bardziej, że reżyser, producent i scenarzysta "Birdmana"
powiedział potem, że podobał mu się żart Penna. A tylko niezorientowanym należy
dopowiedzieć, że obaj panowie się przyjaźnią i nakręcili film "21
gramów".
Sporo było na gali polskich
akcentów. Co z tego skoro polskich nazwisk w czasie skrótu nie usłyszeliśmy.
Nie pokazano nam więc w skrócie chwili odczytania werdyktów za kostiumy, krótki
dokument a przede wszystkim za zdjęcia. Mi zdecydowanie brakowało tych polskich
akcentów. W końcu jak często mamy okazję na Oscarach oglądać tylu rodaków i usłyszeć tyle polskich nazwisk? Podczas bezpośredniej relacji były to bardzo wzruszające momenty i w niczym nie
przeszkadzało nawet to, że Polacy nagród nie zdobyli.
Fajnym polskim akcentem była
"tajemnicza koperta" Neila Patricka Harrisa, która przewijała się
przez całą galę. Był to słaby pomysł scenariuszowy i w ogóle nie bawił, ale na
końcu Harris otworzył kopertę i odczytał kilka najważniejszych momentów z gali
(niby taka sztuczka magiczna :). Na liście znalazła się zabawna uwaga na temat
Pawła Pawlikowskiego i jego wystąpienia
podczas gali. I tego w skrócie nie było, a szkoda.
Pozostaje tylko ubolewanie nad
takim stanem rzeczy. Polskich sukcesów to nie umniejsza, ale przeciętny widz
nie otrzymał pełnego obrazu wydarzenia, a tak nie powinno być. I znowu
pozostaje internet…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz