Stawianie obok siebie tych dwóch
nazwisk, tylko pozornie nie ma ze sobą nic wspólnego. "Jupiter:
Intronizacja" to zdecydowanie zniżka formy rodzeństwa Wachowskich.
Wysokobudżetowe kino science-fiction
poniosło porażkę w amerykańskich kinach. Bardzo oczekiwana "Hiszpanka"
poległa w polskich kinach. Co łączy obie produkcje? Usilne zabieganie o ratunek
dla tych kosztownych realizacji i dostrzeganie w nich wartości dodanych oraz
zagrożenia dla przyszłości kina.
"Jupiter: Intronizacja"
w USA i Polsce i na wielu rynkach świata zadebiutował w miniony piątek 6
lutego. Znamy już wyniki kasowe zza oceanu, które mówią o wpływach sięgających
19 mln dolarów z pierwszych trzech dni wyświetlania. Lepiej film poradził sobie
na 65 rynkach międzynarodowych (poza USA) skąd przyniósł 32,5 mln dolarów.
Najlepiej premiera wypadła w Rosji sięgając po 4,7 mln dolarów. Sytuację może
poprawić rynek chiński, gdzie film pojawi się niedługo. W Polsce
"Jupiter" nie osiągnie wielkiego sukcesu, bo kina raczej na nadmiar
widzów na tym tytule nie narzekają. W sumie zaś po pierwszym weekendzie
zanotowano 50 mln dolarów wpływów na świecie z filmu, który kosztował 176 mln
dolarów.
W Polsce też mamy do czynienia z
wysokobudżetową porażką. Debiutująca 24 stycznia "Hiszpanka" sięgnie
po około 100 tysięcy widzów i to głównie dzięki szkołom, które na film chodzą w
tygodniu. Po drugim weekendzie młodzież szkolna potrafiła wygenerować wpływy na
filmie podobne, do tych z pierwszego weekendu wyświetlania. A było to 16
tysięcy widzów. Przy kosztach sięgających 24 mln złotych możemy mówić tutaj o
klęsce.
I właśnie to określenie zbliża do
siebie oba drogie filmy. Pojawiły się więc inicjatywy, które zabiegają o to by
wesprzeć obie produkcje, by nie stawiać ich całkowicie na przegranej pozycji i
by dostrzec w nich wartości.
W Polsce grupa uznanych krytyków
niezważająca na wymiar ekonomiczny filmu "Hiszpanka" przekonują w
swoich opiniach, że film Łukasza Barczyka to wyjątkowe przedsięwzięcie, jakich
w Polsce się nie kręci i jakich długo tutaj nie zobaczymy. Oryginalna wizja ma
być więc magnesem do obejrzenia filmu i zapewne to właśnie jest największy atut
polskiej produkcji. Bo trzeba przyznać, że "Hiszpanka" na pewno
wyróżnia się stroną realizacyjną, pięknymi kostiumami, scenografiami, udanymi
efektami specjalnymi. Sam Łukasz Barczyk zachęca zaś do powtórnego zmierzenia
się z jego obrazem, bo dzięki temu odbiór może być lepszy.
Nieco podobnie piszą niektórzy
krytycy w USA o filmie rodzeństwa Wachowskich. Tutaj także wskazuje się na
odwagę reżyserskiej pary, która nie sięgnęła po sequel znanego tematu, ale
stworzyła oryginalną wizję science-fiction za prawie 200 mln dolarów. W
hollywoodzkim kinie o takie kosztowne przedsięwzięcia jest bardzo trudno i za
to Wachowscy są chwaleni. Są nawet w USA krytycy, którzy zachęcają do wsparcia
filmu, do udowodnienia finansującym produkcje księgowym sensowność inwestowania
w oryginalne science-fiction. Jeżeli "Jupiter: Intronizacja" polegnie
kompletnie, to na lata zapomnieć możemy o świeżych i nowatorskich filmowych
produkcjach science-fiction za setki milionów dolarów.
W Hollywood powstaje bardzo wiele
filmów o zabarwieniu science-fiction, ale przeważnie są to klony znanych
produkcji. Dlatego niedługo zaleją kina kolejne części "Gwiezdnych
wojen", "Star Trek", "Pogromców duchów",
"Avatara" i wiele innych ogranych tematów. Ten kierunek może niestety
być w dłuższej perspektywie czasu dla komercyjnego kina zwodniczy, bo widzowie mogą
zmęczyć się kolejnymi częściami znanych
serii. Faktem jest też, że o oryginalne produkcje fantastyczne coraz trudniej w
kinie i dlatego cieszy sukces chociażby zeszłorocznej "Lucy" Luca
Bessona. Mówi o tym sama Lana Wachowski w wywiadzie dla Los Angeles Times: Kiedy byłem młody, oryginalność była
wszędzie, a słowo "sequel" bardzo źle się kojarzyło. Dziś jest
zdecydowanie odwrotnie, a widzowie ekscytują się bardziej historiami już
znanymi. Coś w tym jest bowiem wśród młodych reżyserów, trudno dziś
dostrzec wizjonerów rangi Lucasa czy Spielberga, a przypadek Christophera
Nolana tylko potwierdza tę regułę.
Filmowe przygody fantastyczne
coraz mocniej przegrywają dziś o młodego widza z grami wideo, telewizją i
urządzeniami mobilnymi. "Jupiter: Intronizacja" mimo nie najwyższego poziomu
nie ściągnął do kina tłumów i może być sygnałem dla producentów, aby w takie
kino nie inwestować. Podobnie stać się może w Polsce, gdzie kosztowna
"Hiszpanka" może odstraszać sponsorów od wejścia w kosztowne
realizacje.
Czas pokaże jak rozwinie się
temat drogich oryginalnych produkcji w USA i w Polsce. Oby ostatecznie wygrała
chęć nakręcenia po prostu bardzo dobrego filmu, którzy przyciągnie wielkie
tłumy przed ekrany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz