Dwa dokumenty ukazujące sztukę od kulis zrobiły na mnie dziś wielkie wrażenie. Najpierw krótki „Wielki teatr”, a potem rasowy dokument „Jarocin, po co wolność”. Nie brakuje wydarzeń na Krakowskim Festiwalu Filmowym.
Ten pierwszy spogląda za kulisy
największej sceny teatralnej w Polsce. Oto jak wygląda Teatr Wielki w Warszawie
z ogromnym tłumem ludzi pracujących nad przygotowaniem i wystawieniem kolejnego
ważnego dzieła. Zatrudnionych jest tutaj kilkaset osób, przestrzeń teatru to
hektary większych i mniejszych pomieszczeń, zakamarków, pracowni.
Najdrobniejszy element potrzebny do wystawienia dzieła sztuki powstaje właśnie
tam, w labiryncie mieszczącym korytarze i pokoje z mnóstwem osób uwijających się
na swoich stanowiskach. Dokument Sławomira Batyry w sposób imponujący zabiera
nas w podróż do świata, który na co dzień zamknięty jest przed zwykłymi ludźmi.
Warto poznać ten świat, wtedy na sztukę patrzy inaczej.
Drugi z dokumentów to próba
zmierzenia się z legendą festiwalu w Jarocinie. Dziś to wydarzenie nie
przypomina już festiwalu, który dział się ponad 30 lat temu. Miejsce ważne dla
mojego pokolenia, dla wszystkich „zbuntowanych” w tamtych trudnych czasach. A
dziś? Jarocin gra na nostalgii, sięga po klasyków z dawnych lat, ale zdaje się
być tylko familijnym zjazdem dobrych znajomych. Na szczęście twórcy filmu
większość swojego filmu poświęcają złotym czasom Jarocina, budowaniu jego
potęgi i roli w życiu wielu osób. Archiwalnym zdjęciom towarzyszom wypowiedzi muzyków
i organizatorów. Opowieść płynie wartko, bo barwna to przecież historia.
Muzycznie przygrywają nam słynne kapele z lat 80-tych, a więc robi się
nostalgicznie i bardzo ciepło. Dla osób pamiętających tamto wydarzenie, będzie „Jarocin, po co wolność” wspaniałym
przeżyciem. Dla innych ciekawym spojrzeniem na polską historię. Gdybym miał się
do czegoś przyczepić, to chyba tylko do długości filmu. Przydałoby się odrobinę
go przyciąć, bo pod koniec czuć już zmęczenie tematem, a przecież nie o to
chodzi.
Bardzo udanym dokumentem jest
nowa propozycja Macieja Adamka zatytułowana „Dwa światy”. To historia rodziny, gdzie mama i tata są
niesłyszący, a nastoletnia córka jest ich łącznikiem ze światem. Miejsce akcji
jest tutaj bardzo ważne. Oto polska wieś i typowi jej przedstawiciele, którym
los nie zgotował łatwej drogi życiowej. Jest też rezolutna współczesna młoda
dziewczyna, która w tym trudnym świecie bardzo sprawnie się porusza, choć
zapewne tęskni za nieco innym światem. Reżyser w sposób bardzo przystępny i na
swój sposób ciepły ukazuje relacje między dorosłymi a dzieckiem, codzienne
troski i problemy, ale też sukcesy. To po prostu normalna rodzina, może trochę
inaczej się porozumiewająca, ale z problemami jakie dotykają wielu z nas. Warto
poznać ten świat, zrozumieć i uszanować.
Fabularny „Basen” z Adamem Woronowiczem to studium rodzącego się zniechęcenia
i depresji, które prowadzą do tragedii. Kolejna przygnębiająca historia
pracownika korporacji, którego niszczy otaczający go świat. Film umiejętnie
buduje atmosferę rosnącego napięcia i prowadzi nas wprost do mocnego finału.
Tutaj nie będzie happy endu. Podobnie sprawa ma się z filmem „Lily”, który znacznie umiejętniej gubi
tropy i prowadzi swoją historię. Do uporządkowanego świata dwójki bohaterów wprowadza
się nowa osoba, która swoim zachowaniem wprowadzi znaczące zmiany. To film
opowiadający przede wszystkim o dwójce dzieci, ich relacji i rywalizacji.
Trafna obserwacja dziecięcego spojrzenia na świat, a dla dorosłych ciekawa
perspektywa, z którą należy się liczyć w życiu codziennym.
Na Krakowskim Festiwalu Filmowym
prezentowane są także długometrażowe filmy dokumentalne. Obejrzałem dwa bardzo
odległe propozycje.
„Ingrid Bergman: In Her Own Words” to film poświęcony słynnej
aktorce szwedzkiego pochodzenia, która w latach 40-tych i późniejszych podbiła
Hollywood, a której decyzje prywatne budziły przez wiele lat sporo emocji. W
filmie historia opowiadana jest głównie za pomocą wspomnień i archiwalnych
wypowiedzi samej aktorki. Całość zaopatrzona o liczne archiwalne i prywatne
rodzinne nagrania, co stanowi o sile tego filmu. Obserwujemy jej młodość,
karierę i całe bujne życie prywatne. Szwedzki reżyser znalazł dla tej historii
swój własny sposób i bardzo dobrze, że uciekł od schematycznej i bardzo typowej
biograficznej opowieści. Film nie jest jednak niczym oryginalnym, a przypomina
niedawny „Marlon Brando o sobie”, który w podobny sposób przybliżał postać
wielkiego aktora.
Inaczej sprawa ma się z filmem „Life on the Border” (Życie na granicy),
który zabiera nas do obozu dla uchodźców z iracko-syryjskiego pogranicza. Tysiące
osób musiało uciekać ze swoich domów przed terrorystami z Państwa Islamskiego.
Ogrom tragedii, jakiego doświadczyli nie jest możliwy do opisania. Dziś żyją w
obozie i tęsknią za swoimi domami. Słynny irański reżyser z kurdyjskimi
korzeniami Bahman Ghobadi wybrał się do obozu by oddać małe cyfrowe kamery ośmiorgu
wybranym dzieciom i by to one opowiedziały własnymi słowami o swoim życiu.
Powstał nowelowy film, który więcej mówi o świecie tych ludzi niż setki godzin
rasowych dokumentów i programów realizowanych przez zagranicznych twórców za
wielkie pieniądze. Przejmujące i poruszające świadectwo dzisiejszego świata.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW sumie teatr nie tylko kojarzy się z spektaklami wystawianymi na jego deskach. Często w tym miejscu są organizowane najróżniejsze inicjatywy kulturalne. Ja bardzo chwalę sobie Trójmiasto i że jeśli chcę zasięgnąć kultury to w https://teatrszekspirowski.pl/trojmiejskie-atrakcje-wydarzenia-i-imprezy-kulturalne/ znajduję odpowiedź na wszelkie możliwe atrakcje i wydarzenia kulturalne w tym rejonie. Bardzo fajna sprawa.
OdpowiedzUsuńOgólnie samo uczęszczanie na spektakle w teatrze ja uważam z świetną rozrywkę i bardzo mi jej dziś brakuje. Tym bardziej, że uwielbiam chodzić do Teatru Komedia https://teatrkomedia.pl/ gdzie wiem, iż za każdym razem na pewno znajdę coś odpowiedniego dla siebie.
OdpowiedzUsuń