Obejrzałem "Smoleńsk" nieco z ciekawości, nieco z
obowiązku dziennikarskiego. Teraz mogę więc zabrać głos. Niestety nie jest to
film, któremu warto poświęcać zbyt wiele uwagi. Największą dla niego karą,
byłoby szybkie o nim zapomnienie. I niech tak po weekendzie się stanie.
Na kino polityczne jest w „Smoleńsku” potencjał, jakaś myśl,
nawet przebłyski wizji twórczej. Niestety wszystko legło w gruzach z powodów
czysto warsztatowych. Ten film w sposób zbyt oczywisty, nachalny i wręcz propagandowy
przekazuje teorię o „zamachu”, aktorstwo jest tutaj słabe do bólu i pogrąża
całość bo nie wierzę w takich bohaterów, praca kamery nie wychodzi poza
telewizyjną manierę, scenariusz skonstruowany jest w sposób niedający żadnych
szans na dobry film. Szczerze próbuję znaleźć jakieś pozytywy i chyba tylko
finałowa scena w Katyniu nakręcona w innej estetyce wypada bardzo ciekawie
(kupuję taką autorska wizję).
Takie filmy jak "Smoleńsk" potrzebują napięcia,
akcji, świetnych dialogów, wyraźnego aktorstwa. Nie boję się politycznego kina,
ani tego tematu, ale tutaj potrzebne jest odważne, twórcze podejście. Nic z
tego w "Smoleńsku" się nie udało.
Z kilku więc powodów trzeba bronić ludzkość przed tym filmem.
Po pierwsze nie pozostawia złudzeń i jest propagandową agitką. Po drugie
pokazuje polskie kino znowu w słabym świetle. Trzeba szybko o nim zapomnieć i
wypatrywać prawdziwie udanych polskich filmów - bo takie będą na pewno. Jeśli
jednak ktoś chce zabrać głos w sprawie, to niestety musi film obejrzeć.
P.S. Niedawno przypomniałem sobie "Gry uliczne".
JAKIE TO JEST GENIALNE KINO CIĄGLE! Szkoda, że ktoś nie odrobił lekcji…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz