Zaplanowany na wrzesień tego roku
45. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni nie odbędzie się. Organizatorzy
zadecydowali o przeniesieniu wydarzenia na 2021 rok. To będzie pod wieloma
względami znacząca impreza, a przyszłoroczny Konkurs Główny zapowiada się już
dziś imponująco. Czy odwołanie festiwalu w 2020 roku nie było zbyt pochopne? Może
jednak warto było przesunąć wydarzenie o kilka miesięcy? Wygląda na to, że w
przyszłorocznym konkursie pokazane zostaną aż cztery filmy z Dawidem
Ogrodnikiem, co pokazuje skalę problemu przed jakim stoją organizatorzy.
Tegoroczny festiwal odwołano
niekoniecznie ze względu na brak filmów, które można było pokazać w Konkursie Głównym.
Najważniejszym i kluczowym powodem podjęcia tej decyzji była sytuacja
epidemiologiczna panująca w kraju. Festiwal w Gdyni to zdecydowanie impreza
masowa, a takie dziś nie mogą się odbywać i prawdopodobnie nie będą miały
miejsca do końca roku. Odwołanie festiwalu jest więc z jednej strony bardzo zrozumiałe,
ale z drugiej strony już w maju zamknięto drogę do realizacji festiwalu w
późniejszym terminie – listopadzie/grudniu, a nawet na początku przyszłego
roku. Czy nieco mniejszy festiwal w Gdyni byłby ujmą dla naszej kinematografii? Gdynia znacząco też wpływała na promocje filmów wchodzących do kin jesienią (lub później) i tego dziś także zabraknie.
Rzeczywiście, gdyby w maju 2020 przeprowadzić
rzetelny nabór filmów do Konkursu Głównego w Gdyni, to sytuacja nie wyglądałaby
dobrze. Gotowych lub bliskich ukończenia mogło być jedynie kilka wartościowych
propozycji. Mówił o tym Jacek Bromski, prezes Stowarzyszenia Filmowców
Polskich: "Psy 3" czy "365
dni" to filmy, które nie nadają się na festiwal w Gdyni. A organizować
Konkurs Główny dla trzech czy czterech filmów? To bez sensu. Czy
rzeczywiście wartościowych filmów jest tak niewiele? Po zamknięciu planów
filmowych w marcu, twórcy pracowali w odosobnieniu nad montażem i
post-produkcją kilku oczekiwanych polskich produkcji. Z pobieżnych wyliczeń
wynika, że gotowych na Gdynię byłoby nieco więcej filmów, niż powszechnie się
przewiduje. Nie byłby więc to konkurs duży, ale na pewno ciekawy. Oto, jakie
filmy mogłyby się tam znaleźć.
„Sala samobójców. Hejter” w reżyserii Jana Komasy. Tego filmu nie
trzeba przedstawiać, bo 6 marca oficjalnie trafił do kin, a po ich zamknięciu
błyskawicznie przeszedł do internetu. Nieco później wygrał w Nowym Jorku
konkurs międzynarodowy festiwalu Tribeca, został kupiony przez Netflix i dziś
uchodzi za jeden z najważniejszych filmów nurtu festiwalowego na świecie (może warto
wysłać film po Oscara?). Jan Komasa z Mateuszem Pacewiczem zaproponowali
zdecydowanie inny film, od swojego „Bożego ciała”, a nawet pierwszej „Sali
samobójców”. Poruszona tematyka doskonale jest „czytana” na świecie i przez
międzynarodową publiczność. Danny Boyle i William Hurt na festiwalu Tribeca nie
kryli swojego uznania dla polskiego twórcy i całej ekipy. Czy we wrześniu 2021
roku ktoś jeszcze będzie pamiętał o tym filmie?
Dystrybutor filmu „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”
w reżyserii Jana Holoubka oficjalnie potwierdził datę premiery wyznaczoną na 18
września 2020 roku. Film będzie więc w kinach zgodnie z planem i wiele też wskazuje
na to, że wywoła spore poruszenie. To
fabularna opowieść o życiu Tomasza Komendy – młodego mężczyzny niesłusznie
skazanego na 25 lat więzienia za popełnienie brutalnego przestępstwa. Twórcy
filmu podejmują próbę znalezienia odpowiedzi na do dziś nurtujące wszystkich
pytania. Jak to mogło się wydarzyć? Dlaczego niewinny człowiek musiał aż 18 lat
czekać w celi na sprawiedliwość? – przeczytać można w oficjalnym opisie. Według
badań przeprowadzonych przez Wirtualną Polskę o sprawie niesłusznie osadzonego
w więzieniu mężczyzny usłyszało aż 89% Polaków i do dziś uchodzi ona za jedną z
najbardziej niechlubnych kart w dziejach polskiego sądownictwa.
W post-produkcji znajduje się też
nowy film Maćka Bochniaka zatytułowany „Magnezja”,
najnowsza produkcja Anety Hickinbotham i Leszka Bodzaka z firmy Aurum Film,
którzy odpowiadają za powstanie m.in. „Bożego ciała”. Maciek Bochniak dał
widzom kilka lat temu bardzo ciekawe formalnie „Disco Polo”, w którym główną
rolę zagrał Dawid Ogrodnik. Aktor ten powraca do współpracy z reżyserem, ale
„Magnezja” ma znacznie większą obsadę, a jej rozmach może widzów zaskoczyć i
zachwycić. Ostatni klaps na planie filmu padł w październiku 2019 roku, zakładam
więc, że film jest na ukończeniu. Całość zapowiada się intrygująco, ma być to
bowiem barwna i porywająca opowieść osadzona w XX-leciu międzywojennym,
ukazanym z nieznanej dotąd perspektywy. W imponującej obsadzie filmu są także:
Maja Ostaszewska, Mateusz Kościukiewicz, Andrzej Chyra, Borys Szyc, Magdalena
Boczarska, Bartosz Bielenia, Piotr Głowacki i Agata Kulesza. Jeśli nic się nie
zmieni, to film wejdzie do polskich kin 2 października 2020 roku.
Magnezja |
Kolejna propozycja z udziałem
Dawida Ogrodnika to film zatytułowany „Najmro.
Kocha, kradnie, szanuje” w reżyserii debiutującego w fabule Mateusza
Rakowicza, autora bardzo cenionego krótkometrażowego filmu „Romantik”. Jakiś
czas temu polska premiera filmu „Najmro” została przeniesiona z listopada na 29
stycznia 2021 roku. Tak odległa data premiery wcale nie musi oznaczać, że film
nie trafiłby na wrześniową Gdynię. Jesień zwyczajowo przepełniona jest polskimi
filmami, a początek roku od lat sprzyja rodzimym premierom. „Najmro” może być
sporym przebojem początku 2021 roku w polskich kinach. I tutaj obsada jest znakomita:
Robert Więckiewicz, Jakub Gierszał, Rafał Zawierucha, Andrzej Andrzejewski,
Dorota Kolak, Olga Bołądź. Bohaterem filmu jest legendarny Zdzisław Najmrodzki,
który w czasach PRL-u przez lata wymykał się organom ścigania, znacząco je
ośmieszając. Zależało nam na zbudowaniu
postaci głównego bohatera w podobnym duchu jak w „Wilku z Wall Street" czy
w „Złap mnie, jeśli potrafisz" – mówił swego czasu reżyser Mateusz
Rakowicz. Nie chcieliśmy tworzyć
dosłownej biografii Najmrodzkiego. Odbiliśmy się od najciekawszych faktów z
jego życia dodając wydarzenia, które ubarwiły filmową rzeczywistość –
dodawał. Trudno sobie wyobrazić festiwal w Gdyni bez tak oczekiwanego filmu.
Podobnie sprawa ma się z „Broad Peak” w reżyserii Leszka Dawida. Wielomiesięczna praca na planach zdjęciowych została na szczęście ukończona przed wybuchem pandemii w Polsce i Europie. To może być jedno z najważniejszych kinowych wydarzeń w naszym kraju, a premiera zapowiadana jest na początek stycznia 2021 roku. W marcu oficjalnie w internecie zaprezentowano obsadę filmu, w której znalazł się… Dawid Ogrodnik. Wyprodukowany przez East Studio „Broad Peak” w reżyserii Leszka Dawida, autora głośnego hitu „Jesteś Bogiem”, to oparta na prawdziwych wydarzeniach historia Macieja Berbeki – legendarnego polskiego himalaisty, który zapragnął zdobyć szczyt jednej z najniebezpieczniejszych gór świata. To z jego perspektywy poznamy kulisy pierwszego w historii zimowego wejścia na szczyt Broad Peak, którego dokonali Polacy w 2013 roku. Tamta wyprawa zakończyła się tragicznie… Osoby, które śledziły przebieg prac na planie „Broad Peak” wiedzą, że twórcy włożyli ponadprzeciętny wysiłek, w stworzenie tego filmu. Główne role zagrali: Ireneusz Czop, Maja Ostaszewska, Łukasz Simlat, Piotr Głowacki.
Najmro. Kocha, kradnie, szanuje |
Podobnie sprawa ma się z „Broad Peak” w reżyserii Leszka Dawida. Wielomiesięczna praca na planach zdjęciowych została na szczęście ukończona przed wybuchem pandemii w Polsce i Europie. To może być jedno z najważniejszych kinowych wydarzeń w naszym kraju, a premiera zapowiadana jest na początek stycznia 2021 roku. W marcu oficjalnie w internecie zaprezentowano obsadę filmu, w której znalazł się… Dawid Ogrodnik. Wyprodukowany przez East Studio „Broad Peak” w reżyserii Leszka Dawida, autora głośnego hitu „Jesteś Bogiem”, to oparta na prawdziwych wydarzeniach historia Macieja Berbeki – legendarnego polskiego himalaisty, który zapragnął zdobyć szczyt jednej z najniebezpieczniejszych gór świata. To z jego perspektywy poznamy kulisy pierwszego w historii zimowego wejścia na szczyt Broad Peak, którego dokonali Polacy w 2013 roku. Tamta wyprawa zakończyła się tragicznie… Osoby, które śledziły przebieg prac na planie „Broad Peak” wiedzą, że twórcy włożyli ponadprzeciętny wysiłek, w stworzenie tego filmu. Główne role zagrali: Ireneusz Czop, Maja Ostaszewska, Łukasz Simlat, Piotr Głowacki.
Broad Peak |
Kolejnym bardzo ciekawym
projektem jest „Mistrz” w reżyserii
Macieja Barczewskiego, ze wspomnianym Piotrem Głowackim, ale tym razem w
tytułowej roli. Zdjęcia do tego filmu zakończyły się w styczniu 2020 roku,
można więc spekulować, że i ta produkcja jest obecnie w post-produkcji i na
pomyślnej drodze do ukończenia. „Mistrz” przedstawia losy legendarnego
pięściarza Tadeusza "Teddy'ego" Pietrzykowskiego, który zdobył tytuł
mistrza wszechwag niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. W
ostatnich latach powstały ważne polskie filmy o powstaniu warszawskim czy o
rzezi wołyńskiej, nadszedł więc czas opowiedzieć niezwykłą historię Polaka,
który w miejscu zagłady stał się symbolem nadziei na zwycięstwo nad
nazistowskim terrorem - mówił w jednym z wywiadów Maciej Barczewski,
reżyser i scenarzysta "Mistrza". Film trafić ma do kin 16
października 2020 roku.
Mistrz |
Nie mam pewności, ale wiele na to
wskazuje, że jest już też po zdjęciach Małgorzata Szumowska z filmem „Wonder Żenia” (inny tytuł „Masażysta”).
Bohaterem filmu jest Żenia, który z Ukrainy przybywa do Polski w poszukiwaniu
pracy. Bohater krąży po okolicach Warszawy i świadczy usługę masażu, ale jest
też powiernikiem osób, które mają potrzebę podzielenia się z nim swoim światem
i swoimi sprawami. Żenia staje się dla wielu z nich wsparciem, jest
wtajemniczony w ich problemy i obawy i wkrótce staje się kimś w rodzaju
przewodnika duchowego. Główną rolę w filmie gra Alec Utgoff znany polskim
widzom z trzeciego sezonu serialu „Stranger Things”. Partnerują mu m.in.: Agata
Kulesza, Maja Ostaszewska, Weronika Rosati i Katarzyna Figura. Małgorzata
Szumowska jakiś czas temu zrealizowała też, eksperymentalny formalnie, film „All Inclusive”, ale wokół tej
produkcji panuje cisza. Obie propozycje Szumowskiej mogą być na liście
kandydatów do udziału w najważniejszych międzynarodowych festiwalach filmowych,
o ile takowe w ogóle się odbędą. „Wonder Żenia” w polskich kinach pojawić ma
się 9 października 2020 roku.
Kolejny duży polski film, ale też
o nieznanym statusie, to „Orzeł. Ostatni
patrol”. To historyczne przedsięwzięcie rozgrywające się w czasie II wojny
światowej wymagało zdecydowanie bardzo wiele uwagi oraz gigantycznego
technicznego zaangażowania. Zdjęcia do filmu ruszyły niemal przed rokiem, ale
zdjęcia to tylko część etapu produkcji. „Orzeł. Ostatni patrol” to
spektakularna realizacja o legendarnym okręcie podwodnym ORP „Orzeł”, który w
czasie II wojny światowej wsławił się bohaterskimi czynami w starciach z
niemiecką flotą. Film przedstawia trzymającą w napięciu i owianą tajemnicą
historię ostatniej misji jednostki. Jego scenariusz oparto na znanych już
faktach, jak i zupełnie nowych dokumentach na temat możliwych losów okrętu. Za
reżyserię odpowiada Jacek Bławut, a w obsadzie zobaczymy m.in.: Tomasza Ziętka,
Antoniego Pawlickiego, Tomasza Schuchardta, Mateusza Kościukiewicza, Rafała
Zawieruchę, Adama Woronowicza, Filipa Pławiaka. Ostatnie informacje mówiły, że
film wejdzie do kin 13 listopada 2020 roku. W tym roku mija 80 lat od ostatniej
misji polskiego okrętu podwodnego, na poszukiwanie wraku którego wyruszy
wkrótce kolejna ekspedycja polskich archeologów i naukowców.
Czy to wszystkie polskie filmy,
które mogłyby wystartować w tym roku konkursie? Zdecydowanie nie. Na różnych
etapach produkcji znajduje się na pewno wiele propozycji, w tym kilka ciekawych
debiutów. Jest już gotowy wymykający się prostym ocenom film „Maryjki” w reżyserii Darii Woszek,
który miał mieć swoją światową premierę na festiwalu w SXSW w Austin w Teksasie.
Długo już czekamy na „Fisheye”
Michała Szcześniaka, autora kilka docenianych krótkich metraży. Drugi film po
„Cichej nocy” nakręcił Piotr Domalewski i jego „Jak najdalej stąd” też jest już po zdjęciach. W kinach wiosną
pojawić miał się „Zieja” Roberta
Glińskiego, a w post-produkcji jest „Tonia”
Marcina Bortkiewicza, autora pamiętnej „Nocy Walpurgi”.
Maryjki |
Czy w tym roku w Gdyni mogłyby zostać
pokazane polskie koprodukcje? Agnieszka Holland jest już po premierze na
festiwalu w Berlinie filmu „Szarlatan”.
Na początku roku pojawili się w USA „Geniusze”
w reżyserii Thora Kleina. To mniejszościowe polskie koprodukcje i ich udział w
festiwalu w Gdyni mógłby ograniczyć się do pokazów specjalnych. Podobnie jak
animacja Mariusza Wilczyńskiego „Zabij
to i wyjedź z tego miasta”. Za rok będą to już bardzo „stare” filmy…
Trudno ocenić, jak wygląda
sytuacja kilku innych projektów z 2020 roku. Zaawansowane przed pandemią były
produkcje m.in. filmów: „Ćmy” Piotra
Stasika, „Osiedle polskich skrzydeł”
Michała Wnuka, „Bliscy” Grzegorza
Jaroszuka, „Śmierć Zygielbojma”
Ryszarda Brylskiego (ostatnia bodajże produkcja zmarłego niedawno Włodzimierza
Niderhausa z WFDiF), „Zajęcia
rekreacyjne” Pawła Wendorffa, „Proste
rzeczy” Grzegorza Zaricznego, „Sweat”
Magnusa von Horna. Swój nowy film przygotowuje też Tomasz Wasilewski, ale „Głupcy” to może być polski
reprezentant do udziału w najważniejszych międzynarodowych festiwalach
filmowych w 2021 roku.
I tak przechodzę do oczekiwanego roku
2021, który filmowo zapowiada się niemniej ciekawie, a żyjemy nadzieją, że nie będzie
gnębiony koronawirusem. Co nieco wiadomo już o polskich produkcjach, które mogą
wzbudzić duże emocje w przyszłym roku. Wspomniani „Głupcy” mogą się pojawić na festiwalu w Cannes w przyszłym roku,
co tylko podniesie wartość produkcji podpisanej przez twórcę „Zjednoczonych
stanów miłości”. Czwarty film z udziałem Dawida Ogrodnika i kolejny zapowiadany
przebój z jego udziałem to „Na pełnej
petardzie. Historia ks. Jana Kaczkowskiego”. Kinga Dębska na początku przyszłego
roku planuje pokazać widzom „Zupę nic”,
niejako prequel „Moich córek krów”. Bardzo ciekawie zapowiada się film Katarzyny
Klimkiewicz „Bo we mnie jest seks”,
który poświęcony jest Karinie Jędrusik, a w którym główną rolę gra Maria
Dębska. Aleksandra Terpińska jest w trakcie realizacji filmu „Inni ludzie”, na podstawie prozy
Doroty Masłowskiej i przy wsparciu studia Warner Bros.
Status wielu z tych projektów
jest dziś nieznany, bowiem pandemia koronawirusa znacząco wpłynęła na prace
produkcyjne. Do września 2021 roku zapewne wszystkie te filmy (lub większość z
nich) będą gotowe, znane i oglądane w kinach.
Pytanie podstawowe brzmi, ile na
festiwalu w Gdyni w 2021 roku pojawi się propozycji premierowych?
Czy będzie już ukończony drugi
fabularny projekt Jana P. Matuszyńskiego zatytułowany „Żeby nie było śladów”, bazujący na reportażu Cezarego Łazarewicza
o historii zamordowanego przez MO Grzegorza Przemyka? Produkcja jest opóźniona,
ale bardzo oczekiwana. Kilka dni temu w mediach poinformowano, że bracia
Węgrzyn („Proceder”) pracują nad produkcją o tytule roboczym „Gierek” i obiecują filmowe wydarzenie.
Wśród autorów tego filmu jest Rafał Woś, który na jesień tego roku zapowiada
także premierę filmu „Krime Story – Love
Story”. Swój kolejny film przygotowuje Robert Gliński i ma być to, od dawna
zapowiadane, „Sanatorium Gorkiego”.
Polska kinematografia produkuje
rocznie około 50 filmów i choć trudno ocenić skutki pandemii w tej dziedzinie,
ciągle będzie to dużo produkcji. Wiele z nich to mniejsze filmy, często
debiuty, które mogą umknąć uwadze. Czy ktoś upomni się o: zapewne nietuzinkowy „Hura, wciąż żyjemy!”, „Pewnego razu w ogródkach działkowych”
Rafała Brylla, „Nastoletnich inżynierów”
Aleksandry Skowron i Hanny Polak, „Las” Joanny
Zastróżnej, „Praktykanta” Tomasza
Jurkiewicza, „Ostrzeżenie” Agaty
Alexander, „Jedyny gatunek w rodzaju
człowieka” Piotra Chrzana, „Mosquito
State” Filipa Jana Rymszy i zapewne wiele jeszcze innych filmów, których produkcję
utrudniła pandemia?
Przyszłoroczny festiwal w Gdyni
będzie inny! To pewne. Będzie miał nowego Dyrektora Artystycznego, przed którym
stanie arcytrudne zadanie – trudniejsze niż kiedykolwiek. Będą potrzebne na
pewno działania specjalne i decyzje, które wpłyną na zmianę charakteru
wydarzenia. Po pierwsze przydałby zdecydowanie bardziej wydłużony czas trwania
festiwalu i dopuszczenie znacznie większej liczby filmów do konkursu (nie
przyjmuję narzekania, że jury może nie chcieć oglądać 25 filmów). Sześć dni w
Gdyni to za krótko, potrzebna jest impreza około dziesięciodniowa, aby
pomieścić tylko najważniejsze filmy z dwóch lat działalności polskiej
kinematografii. Wiadomo, że będą potrzebne większe środki na realizację festiwalu,
inne do niego podejście, może nawet jakieś pomysły, które nieco odświeżą
formułę całego wydarzenia. Do czasu startu 45. Festiwalu Polskich Filmów
Fabularnych w Gdyni pozostało jakieś 16 miesięcy. [w stworzeniu artykułu posiłkowałem się materiałem napisanym dla
film.wp.pl przed odwołaniem festiwalu w Gdyni]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz